24

38 4 0
                                    

-Spakowałeś wszystko? - spytałam nie do końca wiedząc, co się wokół mnie dzieje

-Uspokój się trochę. Jesteś cała blada - Endy podszedł i zabrał ode mnie wielką torbę do której przed chwilą pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Spojrzał na mnie ciepło lekko klepiąc po ramieniu - będzie dobrze

-Na pewno będzie - zaśmiałam się, ale poczułam jak robi mi się duszno a obraz zaczyna lekko się zamazywać -muszę usiąść

-ostrożnie - chłopak łapie mnie w ostatniej chwili za ramię i powoli pomaga usiąść na stojącym obok łóżku

-może jednak...

-Nie, spokojnie nic mi nie będzie. To przez zmęczenie. Nic się nie dzieje - powiedziałam, ale raczej sama do siebie, by choć trochę podnieść się na duchu. 

-Wszystko jest sprawdzone, kilka razy nawet upewniałem się, że wszystko jest na swoim miejscu. Wystarczy, że wyjdziemy- powiedział tak łagodnym głosem, że przez chwilę poczułam spokój.

-Musimy już iść - zerwałam się jak oparzona- dzisiaj wyjechał też Matt. Reeve może coś podejrzewać, więc chodźmy już- spojrzałam poważnie w stronę Endiego przy okazji zakładając plecak. 

-Pożegnamy się z Lorną? 

-Ja zrobiłam to już wczoraj, jeśli chcesz to biegnij. Zaczekam na ciebie 

-Okej, daj mi 5 minut...

                                                     ***

Coll możesz przestać!- krzyknął nagle Markos, ale ja tylko na sekundę odwróciłem wzrok i znów zająłem się maszerowaniem dookoła pokoju

-Patrzcie! Nawet mnie zignorował! Zachowujesz się tak, od kiedy spotkałeś się z siostrą. Nagadała ci jakiś bzdur czy jak?

-Po prostu się martwię - rzuciłem na odchodnym 

-Ja też zaczynam się niepokoić - do pokoju weszła blondynka i lekko uśmiechnęła się w moją stronę, co od razu polepszyło mój stan- usiądź przyniosłam herbatę 

-Skoro już nie bzikujesz latając od jednego kąt do drugiego, wytłumacz mi w końcu, o co chodzi 

-Jego siostra powiedziała, że za niedługo razem z Endym uciekną -wyjaśniła za mnie Lauren, dając mi możliwość wypicia tego ciepłego i bardzo smacznego napoju. 

-Uciekną? Przecież ich szefowa jest..

-W tym tkwi całe zmartwienie, nie mamy pojęcia, jak chcą to zrobić, ale to jeszcze dzieciaki. Nie wiadomo jak niebezpieczny plan mogli sobie wymyślić 

-Poczekajcie, chyba wiem... - stuknąłem o blat łyżeczką, którą aktualnie trzymałem - Key wspominała coś o planie Reevy. Powiedziała, że właśnie wtedy uciekną

-Tylko o jaki plan chodzi? - dodała dziewczyna

W pokoju nastała cisza, a ja spoglądałem raz na blondynkę a raz na Markosa, który siedzi w tym momencie tak skupiony, że można byłoby porównać go do jakiegoś posągu.

-Słyszałem co nieco, o tym planie... Z tego co wiem planują naskoczyć na tajną siedzibę Sentinela i odzyskać jakieś papiery z badań czy grom wie co. Wiem tylko tyle, że to niebezpieczna misja...

-Wiesz gdzie to jest? 

-Co Ty... Aż tak się w to nie wdrążałem. Jedynym sposobem, żeby się tego dowiedzieć jest Reeva 

-Gdzie jest ich siedziba, Mów!- krzyknąłem 

-Na początku trochę się opanuj..

-Coll co ty zamierzasz zrobić? 

-Uratować siostrę....

                                                             ***
-Zgubiliśmy ich? - odwróciłam się za siebie i mocno wyostrzyłam wzrok, tak by dostrzec jakikolwiek niezweryfikowany ruch.

-Chyba Tak...

-Kurde! Nie wiedziałam, że ta baba naśle na nas Sentinel! 

-Najwyraźniej o wszystkim się dowiedziała... - chłopak przysiadł na kamieniu- odpocznijmy chwilę, znam z tond drogę, więc nie musimy się tak spieszyć  -Endy położył torbę i zaczął w niej grzebać. Spojrzałam na jego twarz wykrzywioną przez ból, który aktualnie odczuwa i aż przeszły mnie ciarki.

-Poczekaj, ja to zrobię- podeszłam i wyciągnęłam wielki bandaż - wyprostuj się. Nie patrz tak na mnie!- skarciłam go- krwawisz i trzeba cię opatrzeć-powiedziałam poważnie i zaczęłam ostrożnie podwijać materiał, który cały przesiąkł już krwią- teraz może zapiec... 

-A jak twoja kostka? - spytał, ale po chwili zacisnął mocno zęby 

-Jest okej, to zwykłe zwichnięcie. Nic mi nie będzie... Już po wszystkim - Powiedziałam zawiązując na końcu bandaża wielki supeł. Przeplotłam jeszcze jego ciało dodatkową warstwą materiału, tak by zatamować ciągle wyciekającą krew. - Wygląda poważnie. Za ile będziemy na miejscu?

-Wydaje mi się, że starczy nam jakieś 10 minut

-Dasz radę tyle przejść? Może lepiej pójdę sama i kogoś zawołam. Poczekasz tu chwilę

-Nie znasz drogi. Nigdzie nie pójdziesz sama  - dodał stanowczo widząc, że nadal się waham 

-Ale....

-nie będę z tobą dyskutować - chłopak przerwał mi i szybko wstał, ale od razu zgiął się w pół

-Widzisz! Mówiłam ci! Nie możesz teraz się przemęczyć i tak straciłeś dużo krwi. Poczekaj tu, a ja pójdę po pomoc. Rozejrzałam się dokoła i po chwili wstałam oglądając się jeszcze czy przypadkiem chłopak czegoś nie próbuje. Upewniwszy się, że spokojnie siedzi na kamieniu ruszyłam przed siebie. Nie przeszłam nawet kilku metrów, kiedy usłyszałam szelest w krzakach. Zatrzymałam się i zaczęłam nasłuchiwać skąd dokładnie dobiega hałas. Kiedy już wiedziałam po której stronie znajduje się przyczyna szelestu, odwróciłam się i zobaczyłam równie zdziwioną moim widokiem nieznaną mi blondynkę. Dość ładną...

-Keysy, co ty tutaj robisz? 

- skąd ty..

-Lauren! - usłyszałam rozradowany głos chłopaka

Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i natychmiast podbiegła wypytując co dokładnie się wydarzyło. Po pięciu minutach tłumaczenia ruszyliśmy do jej bazy...

Nie zdążyliśmy przejść przez próg drzwi a pojawił się przed nami cały zdyszany jak dobrze pamiętam Markos.

-Lauren... Mamy problem...- powiedział ledwo łapią powietrze 

-co się stało?

-Coll pojechał...

-Sam!- krzyknęła przerażona blondynka 

-Tak.. 

-O co chodzi? - wtrąciłam się 

-Pojechał was ratować...

nietypowe rodzeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz