11

72 7 2
                                    

Perspektywa Kaysi

Gdzie my jesteśmy? - zapytał przerażony chłopiec.
-Nie mam pojęcia -odpowiedziałam, zastanawiając się w którą stronę pójść
-Co to za miejsce? Powtórzył się i pokazał małym paluszkiem na otaczającą nas przestrzeń
-Nie rozumiem, możesz wyjaśnić o co ci chodzi?
-Dlaczego tu jest tak jasno i głośno? - zapytał speszony, przymrużając dziecięce oczy od słońca, które dziś tak mocno grzało.
-Poczekaj ty nigdy nie byłeś na podwórku?
-podwórko? A co to?
-No... Tak jakby to miejsce, gdzie właśnie jesteśmy - powiedziałam jak najprościej potrafiłam i spojrzałam z zaciekawieniem na chłopca.
-Naprawdę nigdy nie byłeś na zewnątrz?

W odpowiedzi chłopiec przytaknął tylko głową i zaczął się rozglądać.

-Co to za ładny zapach?- zapytał po chwili
-To gofry
-Gofry?
-Proszę nie mów, że ich też nie jadłeś- spojrzałam błagalnie na szatyna
-Nie, nie jadłem -odpowiedział bez zastanowienia
-Tak nie może być, idziemy coś przekąsić- załapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę budki ze słodkościami.

××××
-Dwa gofry. Jeden z bitą śmietaną dla chłopca i drugi z owocami dla przeuroczej dziewczynki -powiedziała sprzedawczyni i uśmiechnęła się do nas. - jesteście rodzeństwem?- zapytała po chwili.

Oboje spojrzeliśmy w jej stronę, a ta wybuchła śmiechem -okej nie musicie odpowiadać, już znam odpowiedź
-dziękujemy za gofry- powiedziałam grzecznie i odwróciłam się w stronę chłopca, który właśnie pożerał swoją porcję.

-Smakuje Ci?
-Tak-powiedział z entuzjazmem
-Masz bitą śmietanę na całej twarzy wiesz o tym?
-Gdzie? Nie widzę jej - powiedział poważnym tonem, jakbym właśnie z niego zażartowała
-Tu ją masz- wytarłam go i pokazałam szczątki śmietany na chusteczce - widzisz?
-Tak. Dziękuję, jesteś bardzo miła wiesz? - spytał i wyciągnął do mnie rękę -jestem Coll, a Ty?

Zawahałam się przez chwilę... ale co może zrobić chłopiec, który przed chwilą nawet nie wiedział co to znaczy podwórko?

-Jestem Kaysy
-Kay... sy... Kay...- próbował usilnie powtórzyć Coll
-Po prostu Kay- uśmiechnęłam się
-Dobrze, a możesz mi coś jeszcze wyjaśnić?
-pewnie
-kto to jest rodzeństwo? Ta pani nas tak nazwała
-rodzeństwo to osoby, które się o siebie martwią i nawzajem troszczą. No czasami się pokłócą, ale zawsze do siebie wracają
-Aaaaa rozumiem- zafascynował się chłopiec - ty masz rodzeństwo?

-Nie już nie mam- odpowiedziałam bez entuzjazmu i wstałam szybko z ławki
-Coś im się stało?
-Musimy iść -powiedziałam stanowczo
-Dlaczego nie odpowiadasz na moje pytania?!- zdenerwował się chłopak
-Bo nie chcę ci opowiadać o moim zmarłej rodzinie - krzyknęłam ze łzami w oczach- przepraszam nie powinnam krzyczeć
-Nie, to ja przepraszam, nie powinienem pytać cię o takie rzeczy. Mogłem się domyślić co przeszłaś. W końcu oboje jesteśmy mutantami - Coll wstał i podszedł do mnie, by zamknąć mnie w uścisku, ale kiedy to zrobił nie zaczęłam się wyrywać, nie krzyczałam. Stałam w miejscu i pozwoliłam, by chłopak mnie obejmował. Zacisnęłam małe piąstki na jego koszulce i mocniej wtuliłam się w Colla...

Perspektywa Colla:

-Możesz mi wyjaśnić, dlaczego to robisz? - krzyknąłem w stronę odchodzącego przyjaciela
-Mówiłem ci już, żebyś nie pytał
-Dlaczego? Skoro nas wyrzucasz nie możesz zrobić tego bez wyjaśnienia!
-Niby dlaczego? -Matt podszedł do mnie i groźnie na mnie spojrzał
-Wiesz, że sobie nie poradzimy!
-Jesteście silni dacie sobie radę
-A co z Kay? Jest osłabiona, nie da rady walczyć!- powiedziałem już bardziej zirytowany
-To w końcu naucz się paru ciosów i sam ją obroń - Warknął chłopak
-Matt, proszę Cię
-Coll wynoś się! Razem z Kaysi. Nie potrzebujemy tu was, tylko nam przeszkadzacie - powiedział mi prosto w oczy a ja poczułem ukucie w sercu
-Czyli o to chodzi tak? Jesteśmy dla was ciężarem? Nie ma problemu odejdziemy...

-Coll woda!- usłyszałem głos, który wyrwał mnie z zamyślenia, ale było już za późno wrzątek gotujący się w garnku wylał się prosto na moją rękę

-Cholera-krzyknąłem z bólu i natychmiast chwyciłem się z oparzoną rękę.
- Poczekaj to trzeba wsadzić pod zimną wodę
-Chwila- powiedziałem do dziewczyny, która już złapała mnie za ramię.
-Co Ty?...
-Gotowe. - spojrzałem na oparzenie, po których już nie było śladu. -zapomniałaś? Potrafię uzdrawiać- uśmiechnąłem się lekko do Lauren
-No tak, racja... -zaśmiała się- mogę cię o coś zapytać?
-Pewnie
-Nad czym tak myślałeś? Strasznie się zawiesiłeś
-Przypomniałem sobie o jednym dupku- odpowiedziałem ściskając coraz bardziej pięści- na samą myśl o nim mam ochotę.... Nieważne, to po prostu bardzo zły człowiek- wyjaśniłem
-zrobił wam coś? - zapytała blondynka, patrząc na mnie z politowaniem
-Tak.... zostawił nas w najgorszej sytuacji. To było dawno, ale czuję, że ten idiota znowu się pojawi....

---
No więc tak... Nie jest to najlepszy rozdział ani za duże wyjaśnienie, ale czy ktoś, kogo nienawidzi Coll może być dobry?...

Ps: przez to, że nie wstawiałam długo rozdziału dzisiaj pojawią się dwa nowe. Miłego czytania 😊

nietypowe rodzeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz