32

2.6K 237 128
                                    

Drarry

Snape nigdy w swoim życiu nie spodziewał się, że w wieku trzydziestu siedmiu lat będzie go roznosiła złość tak wielka, że będzie gotów kogoś zamordować. I to nie dlatego, że ten ktoś zrobi krzywdę jemu, ale dlatego, że skrzywdzi Harry'ego. Jeszcze siedem lat temu by wyśmiał każdego, kto by mu powiedział, że będzie bronił syna Jamesa, a dzisiaj proszę bardzo, czeka na przybycie Narcyzy i ma ochotę rozerwać Draco na strzępy.

Ostrzegał go. Dał mu jasny komunikat, że nie ma prawa sprawić, aby Potter był nieszczęśliwy, a ten go zapewniał, że się tak nie stanie. I co? I gówno, ponieważ przez ten cały czas pomiot Lucjusza miał narzeczoną na koncie. Zacisnął dłonie w pięści, przypominając sobie wcześniejszą rozmowę z dyrektorem.

Gdzieś w głębi jego podświadomości cichy głosik mówił mu, że skoro młody Malfoy nie chce widzieć swojej matki, to może ma to związek z narzeczoną i może ta cała afera jest tylko nieporozumieniem albo chorym wymysłem Narcyzy. Jednak nie miał zamiaru go słuchać, zaślepiony złością i wizją smutku Harry'ego.

Stukanie do drzwi sprawiło, że z zaskoczeniem spojrzał na zegarek. Miała być dopiero za trzy godziny, więc po co przyszła wcześniej? Zgrzytając zębami z nieukrywanej złości, podszedł do drzwi i otworzył je gwałtownym szarpnięciem, gotów powitać Narcyzę z całą dozą niekulturalnego zachowania, na jakie było go stać. Tylko, że na progu nie było starzejącej się blond piękności, a chłopak, którym od wczoraj zawracał sobie głowę.

Harry uśmiechał się jak amorek, lekko rumieniąc się pod zachodzącymi mu na policzki okularami. Był w zwykłych ubraniach, co musiało oznaczać, że wychodził poza szkolne mury. Snape chciał zapytać, czy Potter miał randkę, ale zanim zdążył, Gryfon wszedł do pokoju nauczyciela i okręcił się wokół własnej osi.

- Miałem najlepszą randkę w moim życiu! - zawołał, a Severusa prawie nerwica wzięła. Powinien się cieszyć. Powinien podzielać entuzjazm wychowanka i mu kibicować, ale świadomość tego, że za trzy godziny Narcyza będzie rozmawiać z Draco o narzeczonej, nie pozwalała Snape'owi na rozluźnienie się. Nie zdobył się nawet na lekki uśmiech, tylko splótł ramiona ze sobą na piersi i patrząc na szeroki uśmiech Harry'ego, powiedział:

- Czemu mi to mówisz?

- Dlatego, że tylko panu mogę. Chciałbym się z tym podzielić z Hermioną, ale znowu jej nie ma. Tak samo Rona, bo zniknął gdzieś z Luną. Został mi tylko pan, ponieważ Syriusz by mnie zabił jakby się dowiedział.

To prawda, pomyślał Snape, on zabiłby ciebie, a ja zabije tego małego gnoja... oboje pójdziemy siedzieć do Azkabanu. Jest w tym jakieś pocieszenie, że nawet tam będziemy razem.

Opadł na fotel, a Harry usiadł na kanapie obok, prawie lewitując z ekscytacji. Znał chłopca sześć lat i wiedział, aż za dobrze, że nic go nie powstrzyma przed opowiedzeniem mu tego, jak cudownie się bawił z Draco.

- Więc... opowiadaj.

Potterowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Gestykulując jak oszalały zaczął mówić, że wymknęli się z Malfoy'em poza Hogwart, tajemnym przejściem (Snape, w tym momencie obiecał sobie, że zablokuje wszystkie możliwe przejścia w zamku i zabije bliźniaków starego Weasley'a za przekazanie Potterowi mapy). Poszli na kolację do Trzech Mioteł, a Draco był taki szarmancki i kochany, że w nauczycielu zaczęły się cofać soki trawienne, od samego słuchania. Jak można było być tak uroczym chłopakiem, a jednocześnie oszukiwać w sposób tak podły i okrutny? Słuchając Harry'ego jednym uchem („Po kolacji pływaliśmy łódką"), zaciskał pięści i czuł, że złość i niechęć do tego dupka z Dumstrangu tylko narasta.

Color autem animae tuae #Drarry #Pansmione #Bleville ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz