12

3.9K 301 252
                                    


Bułgaria była pięknym krajem, chociaż pierwszego dnia przywitała ich deszczowa pogoda, a niebo nie wyglądało na takie, które ma zamiar rozpogodzić się w ciągu następnych kilku dni. Jednak wpadające za kołnierze peleryn krople wody były ciepłe i przyjemne w porównaniu do angielskich lodowatych nawet w lecie deszczy. Z krzywymi minami niezadowolenia, wysiedli z pociągu i wpakowali się do karoc podobnych do tych jakie były w Hogwarcie, tylko że w brytyjskiej szkole magii kierowały nimi testrale. Tutaj każda karoca miała woźnicę, a powóz prowadziły zwykłe konie. Tak przynajmniej się zdawało, bo gdy już wsiedli do środka, okazało się że pokonują trasę z prędkością samochodu na pustej autostradzie i Harry już nie był pewny tego, że konie są tak całkowicie zwyczajne. Hermiona siedząca obok, próbowała wyglądać przez niewielkie okienko, ale po kilku sekundach ją zmuliło, a Ron całą drogę walczył sam ze sobą, aby również nie puścić pawia. Dobrze, że droga do zamku nie trwała długo.

Wysiedli na wysypanym czarnym żwirem podjeździe, u stóp wielkiego i mrocznego zamku. Ron sapnął z niechęcią, przyglądając się zaciekom na ścianach i ciemności okien. Nie wyglądało to wszystko zachęcająco.

- Jak to dobrze, że nie musiałem tu chodzić do szkoły. - powiedział, a Harry zgodził się z nim w myślach. Nic w tym budynku nie zapraszało do wejścia, przeciwnie, od surowych wież, po ostro zakończone łuki okien wszystko mówiło wyraźnie, że nie jest się mile widzianym. Piętnastolatek nie wiedział, czy wynikało to z tego, że Hogwart zawsze świecił się milionem świec i każdej porze dnia i nocy ciepły blask dawał poczucie przynależności do tego miejsca, czy może to przez to uczucie jakie zamek dawał każdemu z hogwardzkich uczniów.

Kierowani przez profesor McGonagall i profesor Sprout, weszli przez szeroką ciemną bramę na wielki dziedziniec. Harry rozglądał się z mieszaniną ciekawości i strachu po rzeźbach demonów, ustawionych w każdym rogu.

- Myślisz, że są prawdziwe?

- Co ty gadasz za głupoty...

Szepty innych uczniów dobiegały ich z każdej strony, a gdy już pierwsze upiorne wrażenie minęło, wszyscy, włącznie z nauczycielami zaczęli się zastanawiać, dlaczego nikt do nich nie wyszedł i ich nie przywitał.

Profesor Sprout westchnęła ciężko i wymieniwszy porozumiewawcze spojrzenia z Minevrą ruszyła odważnie w stronę jednego z wejść, równie ciemnego jak inne.

- Może to nie ten zamek? - szepnął Dean Thomas, a Hermiona parsknęła śmiechem. Wszyscy skupili się na nauczycielce zielarstwa, która zbliżała się do ciemnej dziury w ścianie.

Nagle, zupełnie niespodziewanie rozległ się skrzek jednego z demonów, który wyprostował się, powodując wrzask dziewczyn i pisk chłopców. Wszyscy odskoczyli z przerażenia, a profesor McGonagall wyciągnęła różdżkę z prędkością światła.

Sprout podniosła dłonie w obronnym geście patrząc na demona.

- Qui es hominis? (łac. Kim jesteś człowieku?) - wysyczał demon głosem tak lodowatym, że Harry poczuł włoski stają mu na rękach ze strachu. Nie rozumiał co kobiecy demon do nich mówi, ale wystarczył jego wzrok, aby wiedzieć, że lepiej odpowiedzieć poprawnie na zadane pytanie.

- Nos vestra convivae. (łąc. Jesteśmy waszymi gośćmi)- odpowiedziała profesor McGonagall, a demon przeniósł na nią swoją uwagę.

- Hogwart?

- Ita. (łac. tak)

Demon wyprostował się i spojrzał w ciemne niebo, płaczące wciąż nad losem ziemi. Kobieca postać nabrała w płuca powietrza i nie patrząc na nich, wrzasnęła z całych sił, a sekundę później uczniowie wystraszeni odgłosem, przyłączyli się do niej, ponowie odskakując do tyłu.

Color autem animae tuae #Drarry #Pansmione #Bleville ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz