36

2.5K 209 43
                                    


Pojawił się, kiedy wszyscy jeszcze byli na lekcjach. Stał przez moment w niecałkowicie pustym holu, rozglądając się na boki. Niecałkowicie pustym, ponieważ kilka metrów dalej duch domu Hufflepuffu przyglądał się obrazom, z taką ciekawością, że nawet nie zauważył jak lekko zgarbiony chłopak go minął ruszając w stronę wieży Gryffindoru.

Wciąż kołatało mu w głowie, a każdy krok powodował delikatne mdłości, jednak babcia powiedziała, że to przez wypadek. Nie wiedział co się wydarzyło przed nim ani samego wypadku nie pamiętał. Ale poza tym wszystko było w najlepszym porządku. Mała amnezja była niczym, w porównaniu z całą masą skutków ubocznych, które mogły mu się przytrafić po tak ciężkim upadku. Jedna z uzdrowicielek powiedziała, aby dał sobie czas. Pamięć wróci. Za kilka dni sobie wszystko przypomni. Jednak póki co nie pamiętał nic z ostatnich kilku tygodni, jakby ktoś wymazał je gumką. Było to strasznie upierdliwe.

Westchnął sam do siebie, wchodząc do pustego pokoju wspólnego Gyfonów. Mógłby pójść na lekcje, ale nie wyobrażał sobie jak ma wejść od tak do klasy i usiąść jak gdyby nigdy nic. Nie było go podobno prawie siedem dni. Ale w sumie... czy ktokolwiek zauważył, że go nie ma? Czy ktoś się przejął jego nieobecnością? Przecież nikt się nim nie interesował. Nie miał za dużo znajomych, a przyjaciół nie miał wcale. Może mógłby powiedzieć o Harry'm i reszcie, że są jego kolegami i koleżankami, ale na pewno nie przyjaciółmi. Więc może wrócić na lekcje?

Coś go zakuło w okolicy klatki sercowej na myśl o tym, że pewnie nikt by nie zauważył tego, jak wchodzi i opada na swoje miejsce. Może nawet nauczyciel by tego nie dostrzegł. Pewnie nikt poza profesor Sprout go nie widzieli. Zawsze tak było. Niewidzialny dzieciak bez rodziców. Ten, którego wychowywała babcia.

Jęknął ciężko, przypominając sobie, że nie pamięta tego, że jego mama umarła. Babcia mu powiedziała wszystko co się działo od momentu jego amnezji, a on sam poczuł się jeszcze gorzej. Na nowo przeżywał jej śmierć, na nowo musiał godzić się z jej odejściem, z tym brakiem w sercu, ze świadomością, że nigdy już nie opowie jej co u niego słychać. I że nie dostanie od Alice papierka po gumie do żucia.

Został sam na świecie. Bez matki, bez ojca, bez przyjaciół. Był sam jak nikt inny. Równie samotne były tylko śmieci w koszu, a i one miały siebie, swój gatunek. On był wyrzutkiem. Nikt go nie potrzebował.

Po raz kolejny w jego głowie zaświtała myśl, że byłoby dla wszystkich lepiej, jakby spadł z tych schodów na tyle mocno, aby się już nie obudzić, ale przegonił od siebie tę myśl. Nie chciał umierać. Nie chciał popełniać samobójstwa. Może był sam, ale mimo to pragnienie bycia żywym wygrywało z bólem samotności.

Zwinął się w kłębek na kanapie i tak został, aż kilka godzin później znaleźli go inni uczniowie, wracający z lekcji. Każdy go zignorował, pozwalając mu spać spokojnie, bo wszyscy w szkole wiedzieli, co się stało. Dodatkowo wielki bandaż pokrywający jego głowę, który Uzdrowiciele kazali mu nosić jeszcze przez tydzień jasno dawał do zrozumienia, że nie powinni mu przeszkadzać. Niech śpi.

Tylko trójka uczniów nie była tak wyrozumiała. Hermiona prawie rzuciła się na Neville'a z radości, że go widzi, ale w ostatniej sekundzie Ron pociągnął dziewczynę do tyłu za kraniec szaty. Harry z uśmiechem na ustach, przykrył Neville'a kocem i cała paczka usiadła przy nim, na fotelach, odrabiając lekcje i rozmawiając szeptem. Tak naprawdę czekali, aż się obudzi, by móc wreszcie się z nim przywitać. Brakowało im go przez te kilka dni.

- Wygląda lepiej. - mruknęła Hermiona sprawdzając zadanie Rona z eliksirów.

- Myślisz, że ten bandaż jest dlatego, że ma jakieś poważne uszkodzenia czy coś?

Color autem animae tuae #Drarry #Pansmione #Bleville ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz