17

3.2K 304 207
                                    


Draco minął grupkę uczniów z Hufflepuffu, uśmiechając się do nich przyjaźnie, a gdy wytrzeszczyli na niego oczy w odpowiedzi, on sam nie wiedział co się właśnie stało. On. Uśmiechał się przyjaźnie.

Nigdy nie uśmiechał się przyjaźnie do nikogo, poza Zabini'm i Pansy, ale ta dwójka była dla niego bliżej niż ojciec i matka. Więc czemu ktoś, kto zawsze zadzierał głowę i uważa się poza wszystkich, nagle obdarza innych ludzi uśmiechami? I to kogoś kogo nie zna. Co z nim się nagle stało.

Zrobił krok dalej, wciąż głowiąc się nad tym, czemu jego humor i nastawienie do świata tak nagle się zmieniły, gdy wtem jego mundurek zapłonął burgundem. Poderwał wzrok ze swoich butów, rozglądając się na Harry'm, bo gdzieś być musiał, ale nigdzie nie było widać tych rozwichrzonych czarnych włosów i iskrzących się zielonych oczu. To skąd kolory?

Minął zamknięte drzwi, zza których dobiegał go głos jednej z nauczycielek i zaledwie po dwóch krokach świat po raz kolejny zrobił się szary. Ach... więc masz lekcje teraz... przemknęło mu przez głowę i ponownie wrócić w obszar, gdzie widział barwy. Harry musiał siedzieć blisko drzwi, skoro więź złapała ich przez ścianę.

Oparł się o kamienny mur i zjechał na zimną ziemię, patrząc na niebieskie niebo za oknem, wreszcie uroczo błękitne, a nie szare. Na białe chmury i ciemne małe ptaszki ścigające się zaciekle między ledwo widocznymi wierzchołkami drzew. Odetchnął z ulgą na ten widok i uśmiechnął się sam do siebie. Mógł sobie dać rękę uciąć, że schowany w klasie Potter pewnie się głowi, dlaczego Draco nie poszedł dalej. Może nawet pod pretekstem toalety wyjdzie do niego i go o to zapyta, a on wtedy będzie miał możliwość porozmawiania z nim.

To zaskakujące jak bardzo cieszyły go takie momenty: gdy mogli porozmawiać, gdy wymienili nawet zdawkowe „cześć" albo po prostu byli blisko siebie i świat był żywy. Mógł z łatwością sobie wyobrazić więcej takich chwil, nie tylko w otoczeniu znajomych, ale także sam na sam. Szkoda tylko, że Potter chciał przerwać więź.

Przygryzł wargę, przenosząc wzrok na uciekającego po szybie pająka. Nie miał ochoty z tego rezygnować. Wiedział, że jeśli zniszczą łączącą ich nić przeznaczenia, to jego wzrok wróci do normy, ale mimo to nie chciał tego robić. Sam nie rozumiał czemu. Cieszył się, że to Harry. Nie potrafił na jego miejscu wyobrazić sobie nikogo innego, chociaż jeszcze kilkanaście dni temu, ostatnią osobą o jakiej by pomyślał był Gryfon. Teraz, gdy świat zapłonął kolorami, nikt inny nie pasował na to stanowisko.

Ale dla Harry'ego było to zupełnie bez znaczenia. Pogodzony z myślą, że jego przeznaczony partner nie żyje, ułożył sobie życie z kimś innym i Draco to w pełni rozumiał. Ale czy nie powinien się cieszyć, że jednak ma przeznaczoną osobę? Czy nie powinien dać im szansy?

- Co tak wzdychasz? - usłyszał nad sobą głos, a sekundę później obok niego opadł Zabini. Przez sekundę czarnoskóry spojrzał zdumiony na drzwi sali i rozejrzał się po korytarzu, ale potem jakby coś zrozumiał, bo skrzywił się z niesmakiem.

- Gryfoni mają lekcje za ścianą. - powiedział Draco, na co Blaise skinął głową.

- To wyjaśnia czemu mi wzrok wrócił. - warknął.

- Powieneś się cieszyć...

- Cieszyłbym się, gdyby to był ktoś inny. Wiesz jakie to okropne, jak się okazuje że przeznaczoną ci osobą, tą z którą powinno się być najszczęśliwszym na świecie, jest mężczyzna?

Draco parsknął śmiechem na widok miny przyjaciela, a kolory na chwile zniknęły. Czekał przez moment w napięciu, zastanawiając czy Harry nie wyjdzie z sali, jednak po kilku sekundach znów wszystko było w porządku. Może podszedł do tablicy? Ciekawe...

Color autem animae tuae #Drarry #Pansmione #Bleville ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz