37

2.4K 195 39
                                    




Nie miał pojęcia, po co Hermiona tak panikuje. Nie widział w swojej amnezji oczywiście niczego pozytywnego, ale też nie sądził, że jest potrzeba wpadania w taką panikę, jaką dziewczyna odstawiła w Skrzydle Szpitalnym. Jeśli ktokolwiek kiedykolwiek myślał, że Granger jest osobą racjonalną, twardo stąpającą po ziemi, która nie polega na swoich emocjach, to w tym przypadku musiał zmienić zdanie. I to o sto osiemdziesiąt stopni.

Neville nie wiedział, co wprawiło go w większe zakłopotanie: to, że gdy pani Pomfrey powiedziała, że nie widzi u chłopca żadnych skutków pozaklęciowych, dziewczyna podważyła jej zdanie, czy może to, że Hermiona wysłała patronusa po swoją dziewczynę, dlatego że uważała, że Pansy będzie wiedzieć lepiej niż pielęgniarka, co mu jest.

Jakby naprawdę ktokolwiek wiedział w tej szkole więcej na temat zdrowia niż ta nieśmiała kobieta w białym kitlu. Ale się nie odzywał, wychodząc z założenia, że nie warto rozmawiać z dziewczyną, która wygląda jakby mogła na tobie użyć magii w przypływie emocji. I nieważne jaki to byłby rodzaj magii.  

Siedział na łóżku szpitalnym, jak ostatnia sierota i wpatrywał się w chodzącą tam i z powrotem Hermionę, woląc się przezornie nie odzywać. Oczywiście, chciał wiedzieć czy jego pamięć da się przywrócić, ale jeśli miałby być szczery sam ze sobą, to wątpił w jakiekolwiek powodzenie. Uzdrowiciele na pewno by odkryli, gdyby było to wynikiem magii, eliksiru albo czegokolwiek co ma wpływ na drugiego człowieka. Skoro tak się nie stało, to widocznie nie da się go uleczyć tak łatwo. I nieważne jak bardzo Hermiona tego pragnie. 

Pielęgniarka patrzyła na dziewczynę ze zniecierpliwieniem rosnącym z każdym jej krokiem i kiedy Neville sądził, że zaraz ich wyprosi, do Skrzydła Szpitalnego weszła kolejna partia osób, które mogą uprzykrzyć życie pani Pomfey i w dużej mierze Neville'owi także.

Nie spodziewał się, że w tak bliskim oddaleniu od siebie znajdzie się kiedykolwiek tak barwna mieszanka. Pasny przyprowadziła ze sobą tabun ludzi. Był Harry, trzymający Draco za rękę (na co oczy Longbottoma prawie wyszły z orbit), był Ron Weasley, Pansy i Zabini. Widok ostatniego z paczki najmniej ucieszył chłopaka. Zwłaszcza jak świat zrobił się kolorowy i mdłości jakie czuł kilkanaście minut wcześniej, pojawiły się ponownie. 

Czuł się nieswojo w jego towarzystwie. Nie podobało mu się, że Hermiona uważała obecność Ślizgona jako coś naturalnego, co powinno być każdego dnia w jego otoczeniu. Nie ufał chłopakowi i wątpił, aby kiedykolwiek miał zaufać. Nawet jeśli jego znajomi pokochali całą paczkę Ślizgono-Dumstrangów. Wolał się do nich nie mieszać. Zwłaszcza, gdy Blaise patrzył na niego tymi ciemnymi oczami, które przeszywały go na wskroś. Tak jakby go znał, wiedział jego myśli i pragnienia. A przecież gówno o nim wiedział.

Zabini przyglądał się siedzącemu spokojnie chłopakowi z uwagą. Był wciąż tak samo blady jak kilkanaście minut wcześniej, na korytarzu. Bandaż na jego czole odznaczał się na tle ciemniejszych włosów, a wargi były przygaszone, dalekie od uroczego uśmiechu, który na nim gościł przeważnie. Rwał się do chłopaka, aby go przytulić, aby mógł w pełni pokazać mu, że jest bezpieczny, że nic mu nie będzie i że przede wszystkim jest kochany. Jednak pragnienie zrobienia kroku w przód przegrywało, ze świadomością, że gdyby to zrobił, to Gryfon uciekłby z krzykiem jak najdalej stąd. Nie mógł się do niego zbliżyć. Jeszcze przed wypadkiem potraktowałby to prawdopodobnie jako napaść, a co dopiero teraz, kiedy w jego cudownych, wielkich oczach widać tak ogromny dystans i awersję? 

- Panno Granger... - powiedziała surowo pielęgniarka, gdy grupka uczniów ustawiła się przy nich. - Nie uważa pani, że trochę pani przesadza? Rozumiem, przyjacielską obawę, ale nie potrzebuję do swojej diagnozy komisji, złożonej z szesnastolatków, nie mających pojęcia o medycynie.

Color autem animae tuae #Drarry #Pansmione #Bleville ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz