Rozdział 21

756 24 2
                                    

  Dojechaliśmy do domu pierwotnych byłam tak słaba, że nie miałam sił wyjść, z samochodu. Finn otworzył moje drzwi i zabrał mnie na rękach do domu.

Zaniósł mnie do pokoju i położył do łóżka przykrywając mnie wcześniej kołdrą. Czując wielkie zmęczenie zasnęłam niemal od razu czując się bezpieczna przy moich przeznaczonych.

Perspektywa Elijah:

  Widzieliśmy wszyscy jak bardzo zmęczona jest Marianne to co zrobili Salvatorowie i ich przyjaciele nie mieści mi się w głowie. Miałem ochotę ich wszystkich zabić, za to co jej zrobili, ale w porę się opamiętałem.

- Co zrobimy, z nimi? - Spytał Kol patrząc na nas.

- Nic nie zrobimy Bonnie straciła moc i nie odzyska jej szybko - Powiedział Klaus patrząc na brata - Marianne by nam nie wybaczyła jakbyśmy zabili czułaby się winna przez to - Dodał jeszcze oblizując swoje wargi.

Spojrzałem na brata zdziwiony, że się zmienił i to wszystko zasługa naszej przeznaczonej, która odnalazła w nim dobro.

- Marianne będzie chciała wyjechać, z tego miejsca, a kupiła dom, który spełniał jej oczekiwania pokochała go - Powiedział Finn odwracając się w naszą stronę - A teraz będzie chciała go opuścić - Dodał siadając w fotelu nalewając sobie burbon.

- To niesprawiedliwe, że Marianne musiała tyle przejść, a jeszcze cierpi przez to, że nasi wrogowie ją porwali - Wymamrotał Kol ciężko wzdychając.

- Wiemy to, ale nie pozwolimy jej nikomu skrzywdzić zabijemy, każdego kto będzie tylko próbował - Powiedział poważnie Klaus - Ona jest naszą przeznaczoną.

- A ja traktuje ją jak siostrę i nie chciałabym by ktoś ją skrzywdził tak jak dziś - Dodała Rebekah patrząc na nas wszystkich - Jej oczy i jej ciało, które było pokryte krwią nie mogłam na nią patrzeć - Powiedziała cicho bawiąc się swoją wargą.

Perspektywa Marianne:

  Obudziłam się wypoczęta i spojrzałam, która jest godzina była po dziewiętnastej więc postanowiłam wstać, z łóżka. Wzięłam, z torby leginsy i koszulkę zwykłą i poszłam do łazienki.

  Rozebrałam się i wrzuciłam brudne rzeczy do pralki weszłam pod prysznic i zaczęłam myć swoje ciało chcąc rozluźnić mięśnie. Umyłam swoje włosy i wyszłam, z pod prysznica wytarłam się puchatym ręcznikiem wysuszyłam włosy, za pomocą mojej magi ubrałam się i jeszcze umyłam zęby.

.Wyszłam, z łazienki i poszłam na dół zobaczyłam, że wszyscy siedzą i, o czymś rozmawiają. Położyłam się na sofie, a moją głowę położyłam na kolanach Elijah.

- O czym rozmawiacie? - Spytałam spoglądając na nich.

- Myślimy, czy nie wyprowadzić się, z tobą do innego miasta - Odpowiedział Klaus patrząc na mnie. Czułam się dobrze przy nich dlatego nawet nie chciałam protestować.

- Możemy wyjechać jeśli tylko chcecie dla mnie to nie jest problem - Powiedziałam uśmiechając się delikatnie.

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi ja nie chciałam wstawać bo dobrze mi się leżało, kiedy moja głowa była na kolanach Elijah.

Rebekah wstała i otworzyła drzwi spojrzeliśmy na osobę, która nas odwiedziła byliśmy zdziwieni, że to Bonnie. Po tym co mi zrobiła to naprawdę miała wielki tupet by tu przyjść.

- Po co tu przyszłaś? - Warknęła na nią Rebekah.

- Chciałam przeprosić nie powinnam tego robić to było złe - Powiedziała chcąc podejść do mnie, ale drogę zagroził jej Klaus.

- Niech zgadnę przodkowie i duchy są na ciebie wściekli, a ty chcąc ich udobruchać przyszłaś mnie przeprosić i błagać bym porozmawiała, z nimi by mogli ci oddać moc? - Spytałam, a kiedy nie dostałam odpowiedzi wiedziałam, że to jest prawda - Masz tupet i to naprawdę - Dodałam po chwili wstając, z kanapy - Wyjdź, z tego domu i nie wracaj mam nadzieję, że przodkowie i duchy nie oddadzą ci mocy i zostaniesz tylko marnym człowiekiem, który kiedyś miał moc, ale zrobił straszną rzecz dlatego jej już nie ma - Mówiłam cały czas patrząc jej w oczy widziałam jak robi się wściekła i już miała mnie zaatakować,  gdy nagle coś ją odrzuciło spojrzałam w tą stronę i zobaczyłam Emily Bennett.

- Bonnie Bennett co ty robisz? Powinnaś się wstydzić tego co wyprawiasz Marianne ma rację nie dostaniesz mocy, a teraz wyjdź, z tego domu bo twoje czyny są haniebne - Powiedziała patrząc na nią i wysłała ją do domu.

Emily spojrzała na mnie i dotknęła mojej dłoni. Mimo, że Emily była duchem jej dłoń była jakby żywa. To dziwne uczucie dotykać dłoni ducha, który jest martwy, ale jego dłoń jest jakby żywa.

- Uważaj na siebie dziecko twoja magia będzie teraz mało użyteczna nie będziesz mogła się nią posługiwać nosisz w sobie czworo dzieci, które będziesz musiała strzec. Zło idzie dużymi krokami - Mówiła cały czas na mnie patrząc zdjęła, z siebie medalion Bennettów i zapieła mi go na szyi - Nigdy go nie zdejmuj dopóki go nosisz nikt nie wyczuje od ciebie dzieci, a zło nie będzie ciebie dotykało nikt cię nie zrani, ani nie skrzywdzi tylko noś go na szyi - Powiedziała i pocałowała mnie w czoło znikając później.


____________________________________________

Ten rozdział pisałam w jeden dzień czasem jest mi trudno pisać rozdział bo, kiedy wiem co ma się wydarzyć w pewnym momencie to jest bam i zwrot akcji.
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania bo ja wiem wtedy, że wam się to podoba i, że chcecie więcej rozdziałów.
Pozdrawiam serdecznie wasza Dzumana.

Przeznaczona / Pierwotni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz