Rozdział 24

621 22 3
                                    

Obudziłam się następnego dnia w łóżku, z moimi przeznaczonymi. Czułam się dobrze, że są obok mnie wiedziałam, że nic mi już nie będzie groziło, ale nie miałam zamiaru wychodzić, z domu.

Moje dzieci to mój priorytet, gdzie musiałam je chronić. Bałam się jak sobie poradzę teraz, ale miałam przy sobie pierwotnych i wiedziałam, że sobie poradzimy.

W końcu Emily Bennett mówiła, że nasze dzieci mają być bezpieczne, a ja razem, z nimi wiem, że jej mogę ufać nigdy mnie nie zawiodła. Wstałam, z łóżka i wzięłam ubrania i poszłam do łazienki ogarnęłam się w miarę szybko i zeszłam na dół.

Czułam, że jestem głodna, a nie wiedziałam, czy krew nie zaszkodzi dzieciom. Do kuchni weszła Rebekah i spojrzała na mnie.

- Co jest? - Spytała patrząc na mnie.

- Nie wiem co zjeść bo boje się, że krew zaszkodzi dzieciom - Odpowiedziałam zgodnie, z prawdą wzdychając cicho.

- Raczej nie powinno zaszkodzić bo jesteś trybrydą, a twoje dzieci też będą trybrydami - Powiedziała dotykając mojego ramienia - Dziękuję, że mi pomogłaś bym mogła być, z Marcelem - Dodała po chwili siadając obok mnie.

- Przecież to nic takiego jesteś moją przyjaciółką, a twoje szczęście ważne jest dla mnie - Odpowiedziałam jej uśmiechając się szeroko.

  Poczułam, że burczy mi w brzuch i ciężko było mi zdecydować co zjeść bo miałam ochotę na wszystko. Do kuchni wszedł Marcel i spojrzał na nas zdziwiony.

- Witaj Marianne - Powiedział chwytając moją dłoń całując ją.

- Hej - Powiedziałam patrząc na niego - Zjadłabym tosty francuskie z frytkami i sałatką - Powiedziałam nagle patrząc na nich.

- Zamówię ci znam tu najlepszą restaurację - Odpowiedział i wyciągnął telefon zamawiając jedzenie, z dowozem.

Moi przeznaczeni zawitali do nas i od razu pocałowali mnie w usta. Uśmiechając się do mnie szeroko co odwzajemniłam.

- Za chwilę będzie śniadanie - Powiedziałam do nich patrząc, z uśmiechem na każdego, z nich.

- To dobrze teraz ty powinnaś jeść i odpoczywać bo nosisz nasze dzieci - Powiedział Kol całując mój policzek.

- Musimy spotkać się, z czarownicą by sprawdziła jaka płeć - Wymamrotałam cicho pijąc krew, którą podała mi Rebekah.

  Po śniadaniu Davina podopieczna Gerarda przyszła do posiadłości i sprawdziła, czy wszystko w porządku.

Przodkowie ostrzegli ją, że moje dzieci są błogosławieństwem ludzkości i czarownice mają mnie chronić bo dzieci muszą przyjść na świat, a jeśli któraś zawiedzie zostanie zabita w męczarniach.

Davina była młoda, ale bardzo potężna widziałam jak patrzy na Kola, który nie zwracał na nią uwagi. Zdrada nie wchodziła w grę, każdy o tym wiedział dlatego wiedziałam, że jestem bezpieczna w tym temacie.

Jeśli ktoś by zdradził to byłoby źle, z drugą osobą. Poszłam na górę bo czułam, że potrzebuje odpoczynku. Położyłam się do łóżka i od razu zasnęłam wiedziałam, że ciąża wykańcza, a czworaczki to już w ogóle. Zamknęłam swoje oczy i od razu zasnęłam.


____________________________________________

Rozdział krótki, ale mam nadzieję że wam się spodobał. Jak myślicie, czy Davina będzie próbować podbijać do Kola?
Pozdrawiam serdecznie wasza Dzumana.

Przeznaczona / Pierwotni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz