Rozdział 30

540 16 2
                                    

  Mój brzuch rosnął, z dnia na dzień coraz bardziej Emily mówiła, że tak będzie wpada do mnie co dwa dni przekazując nowe informacje.

Mówiła, że Bonnie codziennie przychodzi do domu czarownic i błaga, o przywrócenie mocy jednak czaronice nie chcą się zgodzić.

Davina też nie odpuszczała Kola nawet jak on jej jasno powiedział, że nie jest nią zainteresowany. Ciągle go męczy i próbuje nowych sztuczek.

Marcel już ją parę razy upomniał chciała zerwać nasze przeznaczenie chcąc rzucić jakiś urok dopiero się uspokoiła wtedy jak przodkowie uziemili ją.

Bałam się, że chce mnie otruć więc Emily sprawdzała wszystko bym się nie bała. Przez Davine popadłam w paranoję, że wszyscy chcą mnie zabić. Moi narzeczeni nie opuszczali mnie jeśli, gdzieś wychodziłam to świetnie się maskowałam i szłam nie sama.

Ostatnio przez ciążę czułam się źle dlatego prawie całe dnie leżałam w łóżku. Wiedzieliśmy, że czworaczki mnie wykańczają, ale już się nie mogłam doczekać, aż urodzę i przytula je do siebie.

Każda czarownica, która wiedziała, że żyje miała cel chronienia mnie. Przez Davine miały więcej do roboty niż wcześnie współczułam im, ale niestety tak musiało być.

Chcieliśmy, z moimi mężczyznami wybrać imiona, ale niestety, żadne nam się nie podobały. Co było dla nas frustrujące bo chcieliśmy nadać im imiona pasujące do siebie.

Nie mogły być to imiona zwykłe takie nie wchodziły w grę mieliśmy, za mało czasu na myśleniu o imionach. Emily mówiła, że za trzy miesiące przyjdą na świat dlatego, że dzieci, które mam w brzuchu rozwijają się dużo szybciej niż przecięte dziecko. Zwykła ciąża trwa dziewięć miesięcy u mnie dużo szybciej.

Wyszłam na dwór i usiadłam na huśtawce spojrzałam na słońce, które zaczęło mocniej świecić i uśmiechnęłam się do siebie.

Pierwotnych nie było w domu dlatego na dom nałożono mocne zaklęcie by nikt tu nie wszedł. Bałam się tego, że kiedy urodzę może coś się stać bardzo złego dla nas wszystkich.

Nie chciałam by moi przeznaczeni zmieniali się na bestie. Nauczyłam ich, że nie muszą nimi by i im to wszystko pasowało tak jak mnie. Finn przyszedł do mnie i zaczął mnie huśtać śmiałam się i cieszyłam się, że mamy wszyscy razem siebie.

Rebekah powiedziała kto jej to zrobił Marcel i Klaus nie byli, z tego zadowoleni dlatego postanoili go schwytać. Bałam się, że coś się złego stanie dlatego chodziłam niespokojna.

Patrzyłam na niego i bałam się, że umrze chociaż wiem, że wszystkie kołki i inne rzeczy są spalone to nadal czułam ten strach i obawę.

Wstałam, z huśtawki i poszłam w stronę salonu siadając na kolanach Elijah patrząc na nich wszystkich.

- Boje się o was czuje, że coś jest nie tak - Wymamrotałam cicho spoglądając na Klausa i Marcela.

- Skarbie nic nam nie będzie wrócę do ciebie obiecuję - Odpowiedział podchodząc do mnie całując moje usta.

- To mnie nie uspokaja Nik coś złego się zbliża nawet duchy i przodkowie to wyczuwają Emily mówi, że mamy na siebie jeszcze bardziej uważać - Wymamrotałam cicho spoglądając na niego chwytając jego dłoń - Nie idźcie dziś proszę - Wyszeptałam czując łzy pod powiekami.

- Nic się nam nie stanie rozumiesz? Wrócimy cali - Mówił uspokajającym głosem, a ja wiedziałam, że coś złego się wydarzy. Czułam to w kościach zło zbliżało się wielkimi krokami.

- Marinne co ty właściwie wyczuwasz? - Spytał przejęty Kol.

- Zło, śmierć poleje się dużo krwi to coś nie jest człowiekiem, czy żadnym stworzeniem, które znamy to coś jest silniejsze od nas wszystkich to właśnie wyczuwam - Powiedziałam kiedy otworzyłam oczy bo byłam skupiona na opisaniu moich odczuć, które były złe.

- A duchy nie mogą powiedzieć co to jest? - Spytał Marcel.

- Duchy i przodkowie pomagają nam, ale są rzeczy, których oni nawet nie mają pojęcia co to może być Emily mówiła, że to coś jest silniejsze i może powalić pierwotnego nie chcę ryzykować, że coś wam się stanie bo jesteście narwani - Wymamrotałam cicho dotykając mojego brzucha, który zaczął się ruszać.

- Wrócimy cało - Powiedział i oboje zniknęli Finn westchnął i spojrzał na Kola znałam to spojrzenie i za nim cokolwiek powiedziałam już ich nie było.

Wstałam, z kolan Elijah i poszłam na górę dotknęłam dłonią mojego naszyjnika myśląc, o Emily. Spojrzałam na nią, kiedy się zjawiła.

- Dziecko dlaczego mnie wezwałaś?.- Spytała podchodząc do mnie.

- Boje się Emily, że oni nie wrócą czuje w kościach, że coś jest nie tak jakby udali się na rzeź - Powiedziałam co mnie trapi patrząc na nią poważnie - Kocham ich są dla mnie najważniejsi i nie chce ich stracić nie mogę czarować co mnie dołuje bo mogę stracić jeszcze dzieci - Dodałam chodząc po pokoju tą i spowrotem - Nie wiem co robić Emily pomóż mi - Wymamrotałam cicho zaczynając płakać. Zobaczyłam jak moje łzy zmieniają się w maleńkie kryształki lodu spojrzałam na Emily, a ona tylko się uśmiechnęła.

- Dzieci ci pomogą więc będziesz mogła posługiwać się magią, za pomocą ich magii są bardzo silne dlatego możesz się, z nimi połączyć, ale zwykłej magii nie możesz używać tylko magia żywiołów - Powiedziała i pocałowała mnie w czoło, a później zniknęła.

Zeszłam na dół i usiadłam obok Rebeki wiedziałam, że moje dzieci będą silne, ale nie wiedziałam, że będą silniejsze już w moim brzuchu.

Mogłam wykorzystać magię ich i to nie zrobi mi krzywdy, ale zwykłej magii już nie mogłam wykorzystać. Nie wiedziałam dlaczego tak jest, ale cieszyłam się, że mogłam korzystać chociaż, z jednej części. Czułam, że moim przeznaczonym i Marcelem coś jest nie tak.

Mogłam poczuć ich ból jakby coś wyssysało ich życie. Musiałam coś zrobić by nic im się nie stało zamknęłam oczy i skupiłam się na magii żywiołów czułam jakby moje dzieci zaczęły się, ze mną łączyć dlatego połączyłam nasze magię razem i zaczęłam siać spustoszenie. Rebekah i Elijaha patrzyli na mnie, ale nic nie mówili.

Moi przeznaczeni musieli żyć dlatego chroniłam ich tak by nie zranić. Ogień pochłaniał bestię widziałam ją w swojej głowie, a także walkę pierwotnych i Marcela razem, tą bestią.

Jako pierwszy zrozumiał Finn, że to ja ich ratuje dlatego mieli już wielkie pole do popisu. Starali się zabić bestie, ale tylko moc moja i dzieci mogła ją zabić dlatego jako my piątka żywiołów zniszczyliśmy i zabiliśmy bestie. Po wszystkim rozłączyłam się magią, z dziećmi wiedząc, że nic im nie jest i są bezpieczne otworzyłam oczy i spojrzałam na Rebekę i Elijah.

- Dzieci mają magię żywiołów są jeszcze silniejsze niż ja - Powiedziałam do mojego narzeczonego patrząc mu w oczy - Emily powiedziała, że mogę korzystać, z magii tylko, za pomocą żywiołów i to mnie nie skrzywdzi, ani dzieci - Dodałam uśmiechając się do niego czułam się szczęśliwa, z tego powodu - Nasze dzieci są bardzo silne dlatego przodkowie i duchy nie pozwolą ich skrzywdzić nie wiem czym są bo wyczułam u nich czwarty gen, ale nie wiem jaki i skąd - Mówiłam przyglądając się uważnie Elijah.

Do domu weszli pozostali i natychmiast wszyscy zostali przytuleni wytłumaczyłam im to co przed chwilą Elijahy i Rebece. Patrzyli na mnie dziwnie, a za chwilę ucałowali mój brzuch.


____________________________________________

2/8
Jak myślicie co to, za czwarty gen? Możecie wpisywać w komentarzach może uda się zgadnąć komuś.
Pozdrawiam serdecznie wasza Dzumana.

Przeznaczona / Pierwotni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz