Rozdział 34

527 17 1
                                    

Następnego dnia wstaliśmy wszyscy dosyć wcześniej bo mieliśmy iść na zakupy do dziecinnego sklepu. Więc jak zjadłam śniadanie to od razu wyszliśmy.

Mężczyźni oszaleli i brali tyle rzeczy ile się dało kupowali je, a czasem używali perswazji cieszyłam się, że mogliśmy w końcu wyjść, z domu.

Współczułam ludziom, którzy mieli przynieść nam nasze zakupy bo było ich mnóstwo. Marcel tylko się śmiał zdziecinności Kola, który cały czas wybierał rzeczy, które mu się podobały.

- Może wystarczy? - Spytałam patrząc na nich bo chyba wykupiliśmy wszystko, ze sklepów.

- A wózki i łóżeczka? - Spytał Kol patrząc na nas. Cicho westchnęłam bo nogi już mnie bolały, ale miał rację nie mieliśmy tych rzeczy.

- Ale tylko to bo już jestem głodna i nogi mnie bolą - Wymamrotałam cicho spoglądając na nich. Oni się zaśmiali i pokiwali tylko głową.

Wróciliśmy do domu, a paczki już były przyniesione cieszyłam się, z tego powodu, że mamy już wszystko. Bałam się jednak tego kto odbierze poród.

- Chłopaki, a kto odbierze mój poród? - Spytałam patrząc na nich poważnie.

- Spokojnie Marianne już wszystko jest ogarnięte nie musisz się bać - Powiedział Kol patrząc na mnie.

- Wcale mnie nie pocieszyłeś więc kto przyjedzie? - Spytałam znowu.

- Pielęgniarki, z szpitala przez perswazje tu przyjdą - Odpowiedział w końcu uśmiechając się do mnie.

- To dobrze - Wymamrotałam cicho kładąc się na sofę czując się słaba.

Czułam jak coś się dzieje nie wiedziałam co ale miałam mokre spodnie. Zaczęłam szybciej oddychać i spojrzałam w dół moje spodnie były mokre, a ja krzywiłam się coraz bardziej.

Koło mnie nie było nikogo czułam się gorzej bo bolało mnie i to bardzo. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Klausa, ale on nie odbierał tak jak inni.

- Emily proszę pomóż! - Krzyknęłam czując kolejny ból.

Duch Emily Bennett od razu się pojawił, a gdy spojrzała na mnie wiedziała co się dzieje.

- Ty rodzisz Marianne zadzwoń do Daviny - Powiedziała i poleciła mi co mam robić.

Zadzwoniłam do niej, a Davina natychmiast przybyła tak jak inne duchy i przodkowie czarownic.

- Musisz mi pomóc - Mówiłam do niej krzycząc wniebogłosy. Davina pomogła mi ściągnąć mi spodnie ból był niedopisania.

- Marianne musisz się uspokoić sama się denerwuje bo nigdy tego nie robiłam - Powiedziała patrząc na mnie, a z mojego czoła leciał strumień potu.

- Jak ich dorwę to ich zabije nie ma ich kiedy potrzebuje - Wyjęczałam, z bólu robią szybkie oddechy.

- Rozwarcie jest musisz przeć - Mówił duch czarownicy, która była pielęgniarką.

Zaczęłam przeć i krzyczeć na cały głos nie obchodziło mnie wtedy, czy ktoś mnie słyszy, czy nie.

Do pokoju weszli pierwotni, gdy zobaczyli, że rodzę i zobaczyli tyle duchów to zdziwili się. Ja nie miałam sił ich opierzyć dlatego płakałam, z bólu by w końcu powitać jednego na świat.

Została trójka jeszcze w brzuchu nie miałam sił się zastanawiać i spoglądając na pierwsze dziecko, które płakało bo już zaczęłam przeć by kolejne wyszło na świat.

- Dasz radę - Mówiła Davina, która odbierała poród, Rebekah pomogła jej przy tym.

- Ostatni raz! - Krzyknęłam głośno - Nie chcę więcej dzieci Mikaelsonowie! - Krzyczałam, a później usłyszałam kolejny płacz dziecka.

Zostały nam jeszcze dwa do końca porodu. Duchy, które były przy nas obecne rozczulały się na widok dzieci. A moi przeznaczeni patrzyli na nich zachwytem.

Zaczęłam rodzić kolejne dziecko płakałam, błagałam by mnie zabito, ale nikt nie brał mych słów na poważnie.

Trzeci poród był najgorszy bo najboleśniejszy, a czwarty był, z nich najszybszy. Nie miałam sił już patrzeć na nich wszystkich chociaż chciałam zobaczyć dzieci nie mogłam głowy podnieść dlatego odpłynęłam zasypiając od razu.



____________________________________________

6/8
I mamy poród dzieci wybaczcie, że pisałam tak, a nie inaczej bo ja się nie znam na porodach więc mam nadzieję, że wam się podoba. Piszcie komentarze bo to daje mi dużo motywacji do dalszej pracy w pisaniu.
Pozdrawiam serdecznie wasza Dzumana.

Przeznaczona / Pierwotni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz