Niedziela. Zwykle nie lubię tego dnia. Mama zawsze ten dzień celebrowała. Obiad rodzinny, zawsze pyszne domowe ciasto. Potem robiliśmy coś razem, cała nasza szóstka. Spacer, basen, kino, lody lub gry planszowe. Niedziela była naszym dniem rodzinnym. Po śmierci mamy wyjechałam i tradycja została przerwana.
Dziś po przebudzeniu nadal leżałam w łóżku i rozmyślałam. Muszę odwiedzić grób mamy. Od pogrzebu tam nie byłam. To mój cel na dzisiaj. Z rozmyślań wyrywa mnie telefon. Lecz to dzwonek przypisany dla moich klientów z drugiej karty SIM. Patrzę na wyświetlacz, to mój Anioł dzwoni. Przecież wie, że mnie nie ma w Londynie. Zaczęłam się zastanawiać, czy coś się stało. Mówiłam już, że on musiał zmagać się z jakąś traumą czy czymś podobnym. W jego oczach było tyle bólu i cierpienia. Postanowiłam odebrać telefon, przestawiam się na tryb angielski i zmysłowy niski głos Venus.
-Halo.
-Pani Venus - słyszę ulgę w jego głosie, ale też strach.- Potrzebuję cię.
-Aniołku, nie ma mnie w Londynie i dobrze o tym wiesz. Będę za dwa tygodnie. Dałam ci namiary na moją koleżankę po fachu, idź do niej, ona ci pomoże.
-Już u niej byłem. Do pięt ci nie dorasta, proszę Pani Venus, muszę się z tobą zobaczyć. Musisz mnie ukarać.- w jego głosie pobrzmiewa rozpacz i desperacja.
Gdyby to ktoś inny zadzwonił, to nawrzeszczałabym na niego i odnotowała w pamięci, by porządnie złoić mu tyłek. Ale to dzwonił on, mój Anioł. Mam do niego słabość. To takie nieprofesjonalne, co zamierzam zrobić.
-Jestem daleko. I nie mogę przylecieć.
-Ja przylecę, powiedz tylko gdzie. I zapłacę ci podwójną stawkę. Błagam, Pani Venus ukaż mnie, mocno.
Fuck. Zgodziłam się z czysto egoistycznych pobudek. Marcel wytrącił mnie z równowagi i odbiera mi kontrolę małymi krokami. Jeżeli wylądujemy w łóżku, znów się rozsypię. Potrzebuję mieć faceta na kolanach przede mną, błagającego o litość. Mój Anioł nada się idealnie. Po chwili mam informacje o jego locie do Gdańska. Umawiam się z nim na lotnisku, odbiorę go. Jestem ciekawa, co się takiego stało, że on jest w takiej desperacji. Anioł nie należał do osób, które mi się zwierzały, on był z tych cichych. Dużo potrafiłam wyczytać z jego oczu. No dobrze, ale nim zajmę się dopiero jutro. Dziś jadę na cmentarz.
W końcu udało mi się zwlec z łóżka. Piętnasta godzina. Wow, to sobie poleniuchowałam. W kuchni zastaję wszystkich osobników płci męskiej mieszkających w tym domu, czyli całą trójkę. Witają mnie radośnie.
-Nel, no w końcu wstałaś - powiedział złośliwie Piter.
-Głodna?- jak zawsze troskliwy mój najukochańszy Cinuś.
-Jak diabli. - usiadłam przy stole obok Piotra, a na wprost Marcela, który był ewidentnie w dobrym nastroju. Panowie jedli coś na kształt obiadu?- A co tam serwujesz?
-Tortilla z nadzieniem. - powiedział dumnie nasz rodzinny kucharz. Zacierałam ręce w zniecierpliwieniu, na co Cinek się uśmiechnął.
-Mała, ale dałaś wczoraj czadu - wtrącił Piotrek. - Powaliłaś tego kolesia na kolana. To było zajebiste - ekscytuje się. - Ale to co wyprawiał z tobą Samuel...
-Zaraz chwileczkę! Że niby co wyprawiał? Tańczyliśmy tylko.- zmarszczyłam brwi i czoło.
-Taaa... to był prawie seks... - walnął z grubej rury Piter. - Już chciałem interweniować.
-Przecież musimy strać na straży twojej cnoty - powiedział pół żartem pół serio Cinek, na co ja parsknęłam.
-No, a jakże- powiedziałam szyderczo.
CZYTASZ
PANI VENUS
Romance*Uwielbiam jak klęczą przede mną błagając o litość... Uwielbiam uczucie, kiedy mam całkowitą kontrolę... Uwielbiam karać, poniżać i znęcać się nad mężczyznami...* Kim jestem? Wiecie już? Zapewne domyślacie się. Zadajcie sobie pytanie jak do tego...