Piątek, początek szaleństwa. Ze snów o Marcelu wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. Zanim wybełkotałam cokolwiek, drzwi się otworzyły i radosnym krokiem wszedł Colin ze śniadaniem na tacy. Powitał mnie promiennym uśmiechem.
-Dzień dobry Słoneczko moje - i szczerzy się w uśmiechu do mnie. - Przyniosłem ci śniadanie. Nie wyglądałaś wczoraj najlepiej. Dlaczego piłaś? Przecież ty nie pijesz alkoholu.
-Colin- przerwałam potok jego słów- Co tu robisz?
-Przyniosłem ci śniadanie.- odrzekł jak gdyby nigdy nic.
-W Gdańsku! Co robisz w Gdańsku? Mówiłam ci, żebyś nie przyjeżdżał. Dlaczego nie jesteś posłuszny?
-Słoneczko, musiałem cię zobaczyć i wytłumaczyć się. Proszę cię o rozmowę. Błagam. Nie odmawiaj mi.- zrobił oczy kota ze Shreka.
-Colin, nie teraz. - już chciałam się wymigać kacem i złym samopoczuciem, ale ku mojemu zaskoczeniu czułam się całkiem dobrze.
-Jestem cierpliwy. Powiedz tylko kiedy. Tymczasem zjedz coś. - przysiadł na moje łóżko i chciał mnie nakarmić, o nie.
Co to, to nie. Zabrałam widelec z jego dłoni i sama zaczęłam jeść. Od razu się kapnęłam, że to Marcin przygotował dla mnie śniadanie, a Colin mi tylko je przyniósł. Zjadłam wszystko ze smakiem.
-Odnieś tacę, chcę się ubrać.
-Chcę patrzeć, jak będziesz to robiła.- w jego oczach zabłysły kurwiki mówiące, co chodzi mu po głowie.
-Nic z tego, wynocha. Nie zasłużyłeś na moje łaski. - powiedziałam ostro.
Zrobił minę zbitego psa, ale wyszedł z pokoju, a jak na złość na korytarzu spotkał właśnie Marcela wychodzącego ze swojego pokoju. Z łóżka miałam całkiem dobry widok. Marcel prawie zabił go spojrzeniem. Przepuścił go na schody, a sam wszedł do mojego pokoju i zamknął Colinowi drzwi przed nosem. WTF?
-Jak się czujesz? - zapytał troskliwie.
-Dobrze.- i zacisnęłam usta w cienką kreskę. Nadal miałam na sobie jego szlafrok.
-Musimy pogadać.- powiedział poważnie.
-Dla mnie wszystko jest jasne, tatuśku. - gorycz i złość przemawiały przeze mnie.
Fuck, Nel uspokój się, karciłam sama siebie. Nie daj po sobie poznać, że ci zależy. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy w poszukiwaniu ciuchów i czystej bielizny. Marcel stanął za mną.
-Nic nie jest jasne dla mnie, a co dopiero dla ciebie. Uważam, że to nie moje dziecko. Nie mam pewności, od jak dawna ona mnie zdradzała....
Nie miałam ochoty tego słuchać. Musiałam sprawić, by skutecznie zamknął się. Wpadłam na pewien pomysł, mało godny, ale z całą pewnością skuteczny. Odwróciłam się twarzą do niego i zdjęłam z siebie jego szlafrok, stając cała naga przed nim. Poskutkowało, przestał mówić. Pieprzył mnie wzrokiem, ale nie dotknął. Przełknął głośno ślinkę i nie odrywał wzroku od mojego ciała. Na mojej twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek. Ominęłam go i z ciuchami w dłoni podeszłam do łóżka i zaczęłam się ubierać.
-Zrobiłaś to specjalnie.- warknął pełen pożądania.
-Oczywiście. Nie mogę słuchać twojego pierdolenia. I poskutkowało, przestałeś mówić. Otóż ja nie chcę rozmawiać, bo nie mamy o czym Marcel.
-Kłamiesz i dobrze o tym wiem.
-Nie, Marcel. Było miło i świetnie się z tobą bawiłam. Chciałeś dać mi nowe wspomnienia i udało ci się. Ale czas już wracać do okrutnej rzeczywistości. Ja za kilka dni wracam do Londynu. Czekają na mnie moje dwie prace. Wracam do mojego mieszkanka, które kocham. Wszystko wróci do normy i porządku, które tam zostawiłam. Tak więc...
CZYTASZ
PANI VENUS
Romance*Uwielbiam jak klęczą przede mną błagając o litość... Uwielbiam uczucie, kiedy mam całkowitą kontrolę... Uwielbiam karać, poniżać i znęcać się nad mężczyznami...* Kim jestem? Wiecie już? Zapewne domyślacie się. Zadajcie sobie pytanie jak do tego...