Szaleństwa ciąg dalszy. Jestem właśnie w apartamencie panny młodej. Od dwudziestu minut siedzę sztywno na bardzo niewygodnym taborecie. Oblega mnie fryzjerka, najbardziej żywiołowa osóbka, jaką w życiu widziałam. Jest jeszcze niższa ode mnie, ciężko określić mi kolor jej włosów. Jak dla mnie to barwy tęczy, jest ich aż tyle. Dziewczyna uśmiecha się przez cały czas, gada jak najęta o dupie Maryny. Ogólnie to usłyszałam z milion komplementów na swój temat. Mówiła o mojej pięknej skórze i wspaniałych, jak to określiła, moich piegach, które dodają mi uroku. Rozpływała się nad naturalnym kolorem moich włosów. Oczywiście ich długość też była cudowna, według małego chochlika, zwanego dalej fryzjerką. Opowiedziałam jej o mojej sukience, a dziewczyna od razu postawiła na lekkie upięcie finezyjno-romantyczne. Spodobał mi się ten pomysł. Nienawidzę sztywnych upięć, koków i innych fryzur sprawiających, że czuję się jakbym była w kasku, a nie w starannie ułożonej fryzurze. Nie potrafię się wtedy poczuć dobrze i komfortowo. Już widzę efekty jej pracy nad moimi niesfornymi włosami, z którymi ciężko się współpracuje. Natomiast na podstawie tego, co widzę, muszę stwierdzić, że dziewczyna świetnie sobie poradziła i ujarzmiła je. Podała mi lusterko do ręki, bym odwróciła się tyłem do dużego lustra i spojrzała na upięcie z tyłu. Z moich ust wydobyło się ;
-WOW!! Podoba mi się.- co było zgodne z prawdą.
Mały chochlik się rozpromienił i posłał mi przewspaniały uśmiech satysfakcji. Po chwili zajęła się mną wizażystka. Strasznie ubolewała, że zażyczyłam sobie puder kryjący, by moja cera była nieskazitelna, bez oznak piegów. Po kilkunastu minutach podziwiałam efekt jej pracy. Również mi się podobało. Biorąc pod uwagę, że moja sukienka była beżowo złota, w podobnych odcieniach był mój make-up. Panna młoda w drugim pomieszczeniu właśnie się ubierała przy asyście swojej siostry światkowej i kilku innych kobiet z jej rodziny. Stwierdziłam, że nie będę ingerować w taką osobistą i wyniosłą chwilę w gronie najbliższej rodziny. Udałam się do swojego pokoju, by ubrać się. Tak jak oczekiwałam Colin już ubrany, wypachniony i uśmiechnięty czekał na mnie w pokoju.
-Wow, Nel ładnie wyglądasz.
-Poczekaj na całość. Czy mógłbyś przynieść mi z restauracji wodę z lodem i limonką?- poszukałam jakiegoś pretekstu, by wyszedł, bym w spokoju się ubrała, bez jego pożądliwego spojrzenia.
-Jasne - i już go nie było.
Sukienka od wczoraj wisi w szafie, obok stoją buty i reszta dodatków, specjalnie dobranych na tę uroczystość. Bardotka koronkowa z delikatnym efektem push-up w kolorze lekkiego beżu bez ramiączek, do tego pasujące stringi również koronkowe. Mam dwie pary delikatnych jedwabnych pończoch. Tak na wszelki wypadek. Jest dość ciepło, lecz nie wypada iść z gołymi nogami do kościoła, a potem na wesele. Założyłam sukienkę sięgającą mi do kolan. Dekolt był w delikatną łódeczkę, dopasowana w talii i rozkloszowana ku dole. Mam do tego szal w tym samym odcieniu, co sukienka i buty na ogromnych obcasach. Delikatna biżuteria uwieńczy całość. Zapinałam właśnie wisiorek, kiedy wrócił mój dzisiejszy partner.
-Mówiłem, że ładnie wyglądasz? Myliłem się. Przepięknie wyglądasz Kornelio. - i patrzy na mnie z uwielbieniem.- Każdy będzie mi dziś zazdrościć, że tak piękna kobieta jest moją partnerką.
Czy każdy? To raczej nie, ale taki jeden, to na pewno. Po kilku minutach zapukał do drzwi Piotr.
-Gotowi? - kiwnęłam głową- To jedziemy. Dorożki już czekają.
Wyszliśmy przed hotel. Czekało tam kilka dorożek. Każda biała z dekoracjami. Lecz tylko dorożka Pary Młodej miała również białe konie. Colin na ich widok stanął jak wryty i spiął się.
CZYTASZ
PANI VENUS
Romance*Uwielbiam jak klęczą przede mną błagając o litość... Uwielbiam uczucie, kiedy mam całkowitą kontrolę... Uwielbiam karać, poniżać i znęcać się nad mężczyznami...* Kim jestem? Wiecie już? Zapewne domyślacie się. Zadajcie sobie pytanie jak do tego...