ROZDZIAŁ 8

704 9 0
                                    


Jadąc w nocy taksówką z hotelu do domu, jestem z siebie dumna. Mieć takiego nagiego i napalonego, pięknego i hojnie wyposażonego faceta przed sobą i nie gwałcić go, to sukces. Marcel miał w tym swój udział. Poprzedniej nocy wypieprzył mnie w kosmos. Dzięki niemu byłam spełniona, zaspokojona i obolała. Gdyby nie to, to uległabym Williamowi. Yes, przybijam sobie piątkę w myślach. Około drugiej podjeżdżam taksówką pod dom. Cholera palą się światła. Ledwo przekroczyłam próg domu... a moi mężczyźni już są obok mnie. Podchodzą do mnie z wyraźną ulgą.

-Nel! Gdzie ty byłaś do diabła!- krzyczy Marcin.- Dlaczego nie odbierasz telefonu?

-Jestem już dużą dziewczynką i nie muszę się wam spowiadać. - omijam ich wszystkich i wchodzę po schodach na piętro domu. Jestem śpiąca i chcę się położyć.

-Martwiliśmy się - słyszę za sobą głos Marcela.

-Niepotrzebnie - odpowiadam oschle, nawet się nie odwracając do niego, ani nie racząc go spojrzeniem.

-Pogadamy rano - wrogi i zły ton Marcina nigdy nie wróży nic dobrego.

-Taaa, jasne - rzuciłam na odchodne i poszłam się położyć spać.

Byłam tak zmęczona, bardziej psychiczne niż fizycznie. Czuję na sobie zapach mojego Anioła. Zastanawiam się, co takiego się wydarzyło w jego życiu, że jest jaki jest.

Z tymi myślami odlatuję...

Tak jak się spodziewałam, rano czekał mnie sąd. Podczas późnego śniadania dopadła mnie cała trójka w kuchni. Fuck. Zapomniałam, że oni są nadopiekuńczy, a ja nie jestem teraz w Londynie, gdzie robię, co chcę i nikomu się nie spowiadam, kiedy wracam do domu.

-Nel, kim jest, cytuję Maryśkę "nieziemsko przystojne ciacho", z którym cię widziała wczoraj pod jakimś hotelem?- Cinek rozpoczął tyradę.- Twój Colin przyjechał?

-Nie, to jej Anioł - powiedział Marcel z wyrzutem. A ten skąd o nim wie?

I dlaczego patrzy na mnie, jakbym mu coś złego zrobiła?

-Owszem, to nie Colin. To mój Anioł, znajomy z Londynu - mówię wyniośle.- A ty skąd o nim wiesz? - warczę na Marcela.

-Od brata, spławiłaś go gadką o swoim Aniele, który miał tu wczoraj być.- cedzi przez zęby zły.

Gromię go wzrokiem. To nie jego pieprzona sprawa.

-Okej. A dlaczego nie odbierałaś telefonu?- nie ustępuje Marcin.

-Bo go nie słyszałam. Poza tym byłam zajęta. - tu złośliwie im coś zasugerowałam unosząc odpowiednio brwi i mrużąc oczy.

-Kornelia!!- powiedzieli z obrzydzeniem moi bracia, a Marcel zrobił duże oczy.

-Koniec przesłuchania!- krzyknęłam. - Idźcie do pracy zająć się tym, czym się zwykle zajmujecie. Ja chcę skorzystać z pięknej pogody i wybieram się na plażę na cały dzień, a może też i noc - to ostatnie słowo dodałam złośliwie. - I nie wiem kiedy wrócę.

-A z kim idziesz na tę plażę? Ze swoim Aniołem?- i znowu ten wyrzut w głosie Marcela.

-Nie twoja sprawa.- teraz warczę ze złością.

Już chciał coś powiedzieć, zignorowałam go, braci i poszłam do siebie. Zadzwoniłam do Julki, by umówić się na dziś. Postanowiłyśmy spotkać się u niej pod domem i pójść na plażę piechotą. Pakuję matę przeciw piaskową, ręczniki dwa, dużą butelkę wody, bikini, olejek do opalania. Kanapki też by się jakieś przydały. Kręcę się po pokoju w poszukiwaniu potrzebnych mi rzeczy, kiedy ktoś puka i wchodzi zanim zdążę powiedzieć proszę. To Marcin z kanapkami w ręku i pojemnikiem pokrojonych owoców w drugiej. Nie bez powodu on jest moim ulubionym bratem.

PANI VENUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz