Jadąc w nocy taksówką z hotelu do domu, jestem z siebie dumna. Mieć takiego nagiego i napalonego, pięknego i hojnie wyposażonego faceta przed sobą i nie gwałcić go, to sukces. Marcel miał w tym swój udział. Poprzedniej nocy wypieprzył mnie w kosmos. Dzięki niemu byłam spełniona, zaspokojona i obolała. Gdyby nie to, to uległabym Williamowi. Yes, przybijam sobie piątkę w myślach. Około drugiej podjeżdżam taksówką pod dom. Cholera palą się światła. Ledwo przekroczyłam próg domu... a moi mężczyźni już są obok mnie. Podchodzą do mnie z wyraźną ulgą.
-Nel! Gdzie ty byłaś do diabła!- krzyczy Marcin.- Dlaczego nie odbierasz telefonu?
-Jestem już dużą dziewczynką i nie muszę się wam spowiadać. - omijam ich wszystkich i wchodzę po schodach na piętro domu. Jestem śpiąca i chcę się położyć.
-Martwiliśmy się - słyszę za sobą głos Marcela.
-Niepotrzebnie - odpowiadam oschle, nawet się nie odwracając do niego, ani nie racząc go spojrzeniem.
-Pogadamy rano - wrogi i zły ton Marcina nigdy nie wróży nic dobrego.
-Taaa, jasne - rzuciłam na odchodne i poszłam się położyć spać.
Byłam tak zmęczona, bardziej psychiczne niż fizycznie. Czuję na sobie zapach mojego Anioła. Zastanawiam się, co takiego się wydarzyło w jego życiu, że jest jaki jest.
Z tymi myślami odlatuję...
Tak jak się spodziewałam, rano czekał mnie sąd. Podczas późnego śniadania dopadła mnie cała trójka w kuchni. Fuck. Zapomniałam, że oni są nadopiekuńczy, a ja nie jestem teraz w Londynie, gdzie robię, co chcę i nikomu się nie spowiadam, kiedy wracam do domu.
-Nel, kim jest, cytuję Maryśkę "nieziemsko przystojne ciacho", z którym cię widziała wczoraj pod jakimś hotelem?- Cinek rozpoczął tyradę.- Twój Colin przyjechał?
-Nie, to jej Anioł - powiedział Marcel z wyrzutem. A ten skąd o nim wie?
I dlaczego patrzy na mnie, jakbym mu coś złego zrobiła?
-Owszem, to nie Colin. To mój Anioł, znajomy z Londynu - mówię wyniośle.- A ty skąd o nim wiesz? - warczę na Marcela.
-Od brata, spławiłaś go gadką o swoim Aniele, który miał tu wczoraj być.- cedzi przez zęby zły.
Gromię go wzrokiem. To nie jego pieprzona sprawa.
-Okej. A dlaczego nie odbierałaś telefonu?- nie ustępuje Marcin.
-Bo go nie słyszałam. Poza tym byłam zajęta. - tu złośliwie im coś zasugerowałam unosząc odpowiednio brwi i mrużąc oczy.
-Kornelia!!- powiedzieli z obrzydzeniem moi bracia, a Marcel zrobił duże oczy.
-Koniec przesłuchania!- krzyknęłam. - Idźcie do pracy zająć się tym, czym się zwykle zajmujecie. Ja chcę skorzystać z pięknej pogody i wybieram się na plażę na cały dzień, a może też i noc - to ostatnie słowo dodałam złośliwie. - I nie wiem kiedy wrócę.
-A z kim idziesz na tę plażę? Ze swoim Aniołem?- i znowu ten wyrzut w głosie Marcela.
-Nie twoja sprawa.- teraz warczę ze złością.
Już chciał coś powiedzieć, zignorowałam go, braci i poszłam do siebie. Zadzwoniłam do Julki, by umówić się na dziś. Postanowiłyśmy spotkać się u niej pod domem i pójść na plażę piechotą. Pakuję matę przeciw piaskową, ręczniki dwa, dużą butelkę wody, bikini, olejek do opalania. Kanapki też by się jakieś przydały. Kręcę się po pokoju w poszukiwaniu potrzebnych mi rzeczy, kiedy ktoś puka i wchodzi zanim zdążę powiedzieć proszę. To Marcin z kanapkami w ręku i pojemnikiem pokrojonych owoców w drugiej. Nie bez powodu on jest moim ulubionym bratem.
CZYTASZ
PANI VENUS
Romance*Uwielbiam jak klęczą przede mną błagając o litość... Uwielbiam uczucie, kiedy mam całkowitą kontrolę... Uwielbiam karać, poniżać i znęcać się nad mężczyznami...* Kim jestem? Wiecie już? Zapewne domyślacie się. Zadajcie sobie pytanie jak do tego...