ROZDZIAŁ 16

391 10 0
                                    


Wesela ciąg dalszy. Jedzą, piją, tańczą. Zabawa trwa w najlepsze. Kiedy wróciliśmy z Cinkiem z powrotem na salę weselną, jego dopadł Mario, każąc dołożyć wódki na stoły. Zauważyłam, że serwowany jest już zimny bufet. Colin siedział z Asią i debatowali o czymś gorąco. Zobaczyli mnie i oboje się rozpromienili.

-Gdzie się podziewałaś?- zapytał lekko podpity mój towarzysz. - Asia się ze mną kłuci, że....

Mówił coś dalej, kiedy ja zobaczyłam, jak Marcel tańczy ze swoją... Wrrr.... żoną, przestałam go słuchać. Mimo, że jestem świadoma, że on jej nie kocha, że nie chce z nią być, to jednak, kiedy widzę ich tak blisko siebie, to dopada mnie furia. Jestem osobą z natury spokojną, ale jeżeli już coś wyprowadzi mnie z równowagi, to nie jestem sobą. Kontrolę przejmuje nade mną postać bliska mojej Pani Venus - mojego alter ego.

-Colin, przestań gadać! Chcę tańczyć, już.

Grzeczny chłopiec od razu porwał mnie na parkiet. Akurat rozpoczęła się wolna piosenka. Colin przyciągnął mnie do siebie i razem płyniemy w rytm muzyki. On jest wysoki, a ja malutka. Lecz moje mega szpile trochę rekompensują mnie dziś. Wtuliłam się w mojego londyńczyka i zamknęłam oczy. Nie minęła minuta, a słyszę za sobą;

-Odbijany?- to Marcel.

-Nie, dopiero weszliśmy na parkiet.- burknęłam.

A niech nie myśli sobie, że jestem na każde jego zawołanie. Po tej piosence nastaje jakaś szybsza, bodajże Boney M. Do tańca poprosił mnie Piotruś. Potem facet Asi, kuzyn i wujek, których nie widziałam od lat. Następnie podszedł mój ojciec. Nie słucha się, kiedy mówię, by się nie zbliżał. To nie dobrze.

-Uczynisz mi ten zaszczyt?- zapytał z miną niewiniątka.

-Nie.- prychnęłam z pogardą i poszłam do stolika poszukać Colina, lecz go nie było. Akurat kiedy go potrzebuję.

Postanowiłam wyjść na powietrze. Poszłam w kierunku paleniska, gdzie wczoraj robiliśmy ognisko. Na ławkach nikogo nie było. Chciałam się tam zaszyć na kilka minut i ochłonąć.

Muszę przyznać ojcu, że jest uparty i zdeterminowany. Nie dociera do niego, że nie chcę go znać, za to jak potraktował mamę, mając na boku kochankę. Na dodatek zrobił jej dzieci. Przez całe życie wpajał nam wartości życiowe, w tym wierność i uczciwość. Obłudnik i hipokryta. Sam nie był lepszy. Po chwili usłyszałam kroki. Odwróciłam się i zamarłam. Patrzyły na mnie dwie pary szarych oczu, takich samych jak moje. Fuck. To moje.... nawet w myślach ciężko przechodzą te słowa... przyrodnie siostry. Patrzą na mnie trochę niepewne mojej reakcji.

-Możemy się przysiąść?- zapytała cicho jedna z nich.

Przecież nie mogę ich winić, że nasz ojciec to taki.... oszczędzę Wam tych epitetów.

-Mhm...

Usiadły ochoczo obok mnie i przyglądają się.

-Ja jestem Amelia, a ona to Emilia.- powiedziała jedna z dziewcząt.

Na pierwszy rzut oka są identyczne, więc wątpię szczerze, żebym zapamiętała i potrafiła rozróżnić która jest która.

-Bardzo chciałyśmy cię poznać - powiedziała ta druga, czyli Emilia.

-Dlaczego?- no brawo Kornelia, bardzo inteligentne pytanie; karcę sama siebie.

-Bo zawsze chciałyśmy mieć starszą siostrę. Chłopaków nie liczymy, bo oni są starzy.- powiedziała ta sama, czyli Emilia.

PANI VENUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz