ROZDZIAŁ 11

441 8 0
                                    

Czwartkowy wieczór, ciepły i przyjemny. Siedzimy z braćmi, Marysią i Marcelem w ogrodzie za domem i zajadamy się pysznościami z grilla.

Zadzwonił dzwonek do furtki.

Spojrzeliśmy po sobie. Każdy miał na twarzy napisane, a kogo tu przywiało?

Wtedy wzmogło się to dziwne uczucie w moim żołądku. Piter wstał i poszedł na front domu do furtki sprawdzić, kto do nas przyszedł. Ja nadal siedziałam Marcelowi na kolanach, byliśmy objęci. Nie minęło nawet piętnaście sekund odkąd Piter poszedł sprawdzić, kto przyszedł, a już wrócił z miną jakby zobaczył ducha. Patrzył na Marcela. Po chwili przeniósł wzrok na mnie, a jego mina nie zwiastowała nic dobrego. Ścisnęło mnie w żołądku mocniej.

-Stary, to do ciebie.- powiedział głosem, jakby składał mu kondolencje.

Mój wzrok biegał od brata do faceta, który nadal trzymał mnie w objęciach.

-Kto to?- zapytał Marcel obojętnym tonem wpatrując się w moje usta.

-Idź i sprawdź.- okej, nie podoba mi się ten ton mojego brata.

Marcel zmarszczył brwi i z pytającą miną spojrzał na swojego przyjaciela.

-Wybacz Iskierko, zaraz wracam- i delikatnie posadził mnie na krześle najbliżej nas i pocałował w czoło.

Marcin i Mario wwiercali wzrok w Piotra. Ich spojrzenie było niepokojące. Nie podobało mi się to.

-Piotruś? Kto przyszedł?- powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu i wręcz rozkazującym.

Piotr nie odpowiedział i spuścił wzrok. Spojrzałam pierw na Mariusza, który też nie patrzył mi w oczy, a następnie na Cinka. On natomiast jak na prawdziwego faceta przystało patrzył mi prosto w oczy. Fuck. Nie spodobało mi się to, co w nich zobaczyłam. Zacisnęłam zęby i pięści. Wstałam i szybkim krokiem zamierzałam udać się na front domu. Nie dotarłam tam, ponieważ Cinek poderwał się z krzesła i złapał mnie w pasie.

-Nel, nie idź tam. Proszę.

-Kto przyszedł do Marcela? - wysyczałam przez zęby.

-Jego żona.

-Chyba była żona?

-Formalnie jeszcze obecna. Ostateczna rozprawa rozwodowa się jeszcze nie odbyła.

-Co? Myślałam, że to już za nim. Tymczasem on nadal jest jej mężem? - Marcin ze smutną mina pokiwał potwierdzająco.

Przy stole zapadła ogłuszająca cisza. Nikt nic nie mówił. Słychać było tylko skwierczenie karkówki na grillu. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością dołączył do nas Marcel, a za nim podążała kobieta. Jego żona. Fuck. Była piękna. Wysoka blondynka, wielkie błękitne oczy, idealna figura i duże piersi. Ubrana była w brzoskwiniowe szorty i białą jedwabną koszulę bez rękawów i złote sandałki na obcasie. Powitała moich braci szerokim uśmiechem. Natomiast Marcel miał minę zbitego psa. Spojrzał mi w oczy. Przeraziłam się. Jakby mnie przepraszał. Widzę, że jest bardzo przygnębiony i jakby powstrzymywał wymioty. Zakuło mnie w trzewiach.

-Iwona? Co tu robisz?- powiedział oschle Cinek.

-Przynoszę dobre wieści - zaćwierkała ta cała Iwona.

-Ooo. Znasz już datę ostatniej rozprawy rozwodowej?- Cinek nie odpuszczał.

-Nie głuptasie - powiedziała z uśmiechem na twarzy, a Marcel coraz bardziej był przerażony. Teraz to już na mnie nie patrzył.- Jestem w ciąży. Będziemy mieli dziecko - z tymi słowami przytuliła się do Marcela i pocałowała go w usta.

PANI VENUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz