Dni mijały beznamiętnie, jak beznamiętnie wieje wiatr w opuszczonej dolinie.
Jednak dolina, w której znalazł się Edward, całe szczęście nie była opuszczona.
Parę dni po epidemii próbowano racjonalizować problem i znaleźć sensowną jego przyczynę. Chorzy zaczęli wracać do zdrowia, zagrożenie minęło, gdy tylko kuracja doktora Aydona przyniosła spodziewane skutki, a woda ze świeżej dostawy rozlała się w gardłach spragnionych wędrowców.
Hugh Aydon stwierdził pewnego dnia, że za przykry incydent musi być odpowiedzialna woda z irlandzkiego portu, która została rozdysponowana w sposób nadzwyczaj podejrzany – małe śledztwo doprowadziło do zaskakującego wniosku: zapasy z Liverpoolu zostały serwowane oficerom i co ważniejszym na statku personom; resztę pasażerów pojono wodą, którą zaciągnięto na pokład za bezcen, z niepewnego źródła, ażeby tylko oszczędzić. Okropnie poruszony lekarz nie mógł jednak nic poradzić na ową niesprawiedliwość. Na kilka dni po swoim odkryciu pogrążył się w jeszcze większej niż dotychczas melancholii.
Lear tymczasem odzyskiwał siły, ale jego stan był na tyle poważny, że nie można było oczekiwać rychłej i klarownej poprawy. Porzuciwszy wszelką nadzieję, obserwowano go codziennie ze smętnym wyrazem twarzy, za którym kryła się wina i jakaś bliżej nieokreślona bezsilność. Biedak przypominał modliszkę, która padła ofiarą jakiejś przebiegłej pajęczej toksyny.
Przez kilka pierwszych dni był na wpół przytomny. Hugh razem z Angelique kręcili głowami, i choć lekarz robił wszystko co w jego mocy, cały czas miał wrażenie, że osłabione ciałko, tak bardzo przypominające dziesięcioletnie dziecko, zaraz zniknie. Edward z kolei nie mógł zapomnieć o swoim zaniedbaniu, toteż nie odstępował go na krok, chcąc jakby zrekompensować swoje wcześniejsze winy. Siedział dzielnie na niskim stołku, odgarniając prawie już sztywne kołtuny znad mokrego z gorączki czoła. W chwilach nawrotu przytomności podawał mu świeżą wodę i kleik. Lecz mimo zabiegów i dobrych chęci zdawało się, że Lear chudł jeszcze bardziej. A wraz z nim piegowaty, zatroskany młodzieniec.
– Poczytam ci – rzekł pewnego wieczoru, trzymając na kolanach Moby Dicka. Otworzył z nikłym uśmiechem książkę i jął czytać, co następuje:
– Imię moje: Izmael. Przed kilku laty – mniejsza o ścisłość jak dawno temu – mając niewiele czy też nie mając wcale pieniędzy w sakiewce, a nie widząc nic szczególnego, co by mnie interesowało na lądzie, pomyślałem sobie, że pożegluję nieco po morzach i obejrzę wodną część świata – przebrnąwszy przez pierwsze zdanie rzucił okiem na unoszącą się regularnie drobną klatkę. Całkowicie niespodziewanie zamknął książkę. Odłożył ją na podłogę i dość mocno się zgarbił. Twarz jego wykrzywił grymas niezdecydowania. – Bez sensu. Przecież mnie nie słyszysz, bo śpisz. Nie jestem nawiedzony.
Zza rogu wyłoniła się Angelique, z koszem na zabrudzone tkaniny. Oczy jej błękitne błyskały pośród mroku, rozpraszanego tylko słabym światłem metalowego kaganka.
– Jest już późno, Edward. Myślę, że czas abyś udał się na spoczynek – odezwała się szeptem, stawiając kosz przy misie z wodą.
Lear nie był jedyną ofiarą przecinkowca, która wciąż nie opuściła wschodniego skrzydła. Oprócz niego na korytarzu, dobrze wietrzonym i przestronnym, spoczywał jeszcze ów towarzysz z padołu niebezpiecznego, do którego zostały być może słusznie wtrącone, ale niesłusznie zapomniane trzy dusze. Była też ciemnowłosa Celine, równie wymizerowana jak Lear, oraz dwójka dobrze zbudowanych marynarzy, którzy przejawiali najwięcej siły witalnej i chęci do dalszej wędrówki po ścieżkach ziemskich.
Zostawili Casablancę za sobą dwa dni temu. Obca ziemia przyjęła obce ciała, tuląc niemo każdą najdroższą ich cząstkę, i szykując na powrót do życia. Dawson Byrne, nieszczęśnik, który brał udział w pamiętnej bitce, spoczął nieopodal cmentarza, pomiędzy dwoma szumiącymi tamaryszkami. Edward wzniósł na samotnej mogile mały krzyż z uzbieranych patyków. Był on jednak tak niewielki, że nie sposób go było dojrzeć, nawet z odległości zaledwie kilku kroków.
CZYTASZ
Metanoia
RomanceRok 1885. Siedemnastoletni młodzieniec opuszcza ciepły rodzinny dom, by rozpocząć życie na własną rękę. Wyrusza do Liverpoolu, mając nadzieję, że duże nadmorskie miasto i tysiące nieznanych twarzy staną się dla niego drogą inspiracji. Wybawicielem j...