Rozdział III: Niespodzianki

225 24 8
                                    

Cały kolejny tydzień był dla Edwarda Wilkinsona niezwykle pracowity. Uwijał się skrzętnie dzień w dzień w tawernie, realizują swoje obowiązki i zdobywając coraz większą wprawę. Zaznajomił się z całym kompletem naczyń, nauczył się nie robić powodzi wokół miejsca pracy i w ogóle był bardzo sumienny w swoich obowiązkach, tak, że żadna skarga paść na niego nie mogła. Postanowił też, że pomimo palącej potrzeby ciągłej rozmowy i wpatrywania się w oczęta koloru zasnutego nieba, da pannie Carteret czas na bliższe go poznanie. Był to swego rodzaju fortel, który obmyślił zaraz po tym, jak wręczył w jej drobną rączkę orzechy laskowe.

Jego zainteresowanie jasnowłosym dziewczęciem, które było w oczach innych raczej niezgrabnym, wychudzonym i posępnym stworzeniem, nosiło znamiona zwykłego pierwszego zauroczenia, które goreje jasnym, bardzo oślepiającym płomieniem, ale z czasem stopniowo wygasa, aż w końcu tli się tylko gdzieś w zakamarkach duszy, by ostatecznie zniknąć na dobre i przywrócić ówczesny spokój. Nieważne jednak, czy owe uczucie przeminąć miało czy też nie, wybrany obiekt westchnień trzeba było uznać za niepojęty, a przynajmniej dla niewtajemniczonych, biernych obserwatorów, takich jak pan Smith, który tak był tym wszystkim rozstrojony, że tylko śmiał się, bo nie wiedział jak inaczej reagować. Dla kogoś, kto znał Edwarda, owa historia nie powinna była być niczym niezwykłym. Młodzieniec miał w sobie naturalną potrzebę eksperymentowania i choć nie był tego może jeszcze do końca świadomy, to zawsze pociągały go sprawy, które były inne, świeże, ścieżki jeszcze niezbadane, szlaki nieprzetarte. Będąc dobrze wykształconym chłopcem, który za jedyne znane sobie dobrze społeczeństwo uważał światek salonowy, był wręcz wniebowzięty, gdy w końcu wkroczył do innej rzeczywistości. Jeszcze nie wiedział, o co w tym nowym świecie chodzi, ale był podekscytowany. I w bardzo naturalny w takich sytuacjach sposób spadło na niego to osobliwe zauroczenie, które dodawało mu energii i pozwalało co dzień wstawać z łóżka i zgłębiać tajniki obcego świata. Carteret stanowiła więc dla niego pewien pomost, który łączył go z tą niezbadaną jeszcze drogą i wydawała się szpicrutą, która napędza do działania, przewodnikiem, a przede wszystkim nagrodą za dobrze stawiane na tej drodze kroki.

Gdy mowa o nagrodzie ze strony dziewczęcia, to nigdy nie są to puste słowa. Panna Carteret, kiedy tylko miała okazję, oddawała się wnikliwej obserwacji tego przedziwnego chłopaka. Jej uwadze nie umknął oczywiście fakt, że jego temperament jakoś tak nagle się ostudził; młodzian świetnie bowiem odgrywał swoją rolę, chodząc z podniesioną głową, odwracając wzrok za każdym razem, gdy znalazła się w pobliżu i w ogóle to odzywając się tylko zdawkowo, zazwyczaj tylko na powitanie. Z jednej strony cieszyła się, iż nikt jej nie niepokoi, aczkolwiek przez cały ten czas owa panna odczuwała przedziwne wyrzuty sumienia.

Pewnego dnia, gdy wpatrywała się wczesnym rankiem na mały pakunek z orzechami laskowymi, przyszło jej do głowy, że nie posiada czegoś tak prostego, jak dziadek do orzechów. To zaniedbanie oczywiście miało swoje usprawiedliwienie, Carteret bowiem jeszcze nigdy w życiu nie jadła orzechów. Myśl ta wprowadziła ją w absurdalny nastrój i powzięła wówczas postanowienie, że musi sobie sprawić odpowiednie narzędzie. Nie była pewna, czy orzechy jej zasmakują, ale sam fakt spróbowania czegoś nowego był godny wysiłku.

Wybrała się wówczas na miasto, a kiedy powróciła z metalowym przyrządem, usiadła na łóżku, pogrążona w konsternacji. Rozpakowawszy zawiniątko, nie bardzo wiedziała jak się do tego zabrać. Z początku próbowała kilka dziwnych pozycji, ale bardzo szybko znalazła właściwie rozwiązanie. Pierwsza próba jednak zakończyła się rozpryśnięciem skorupki po całym pokoju. Panna wówczas przeklęła soczyście i całe szczęście, że Edward tego nie usłyszał, poczułby się bowiem na pewno zaniepokojony.

Jak się okazało, orzech laskowy był bardzo dobrym i pożywnym prezentem. Posprzątawszy tamtego dnia pokój ze skorupek, Carteret poczuła wdzięczność za podarowaną szansę skosztowania czegoś tak smacznego i nim przemyślała rzecz dokładnie, zeszła na dół i tym razem ona zaprosiła Edwarda na spacer.

Metanoia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz