Rozdział I: Sploty

332 19 1
                                    

Na twarzy stryja Anthony'ego widoczny był szeroki uśmiech, kiedy otworzył drzwi, witając u progu mieszkania w Everton swojego bratanka. Od razu zawołał po służbę, aby wzięli od chłopca bagaż i klepiąc po ramieniu, niezbyt delikatnie, zaprowadził go do niewielkiego, ale jakże wytwornego salonu.

Stryjostwo ów młodzieńca nie pomieszkiwało w wielkich rezydencjach, czy dworach. Za swoje miejsce do życia obrali niewielkie mieszkanie w miasteczku portowym. Któż by pomyślał, że młodszy z braci Wilkinson zdecyduje się na taki krok. Coś pchało dwóch zacnych dżentelmenów, którzy ściskali się teraz serdecznie u progu salonu, do decyzji raczej niespodzianych, niekonwencjonalnych. Obaj pragnęli czegoś innego, można to nazwać poszukiwaniem swojej własnej drogi. Na ich twarzach podczas powitania dało się dostrzec całą gamę pozytywnych emocji. W gestach było bardzo wiele ciepła. Widać było od razu, że ta dwójka dzieli tę samą ciągutkę, podobne dążności. Spojrzenia ich, krzyżując się, wyrażały tę samą radość, to samo upodobanie szwędaczki.

I był to w istocie krok noszący znamiona utraty zmysłów – stryj podobnie jak nasz bohater, odstąpił przecie od londyńskiego dobrobytu. Na tym jednak ich powody się rozmijały. Bowiem czterdziestoletni mężczyzna przeprowadził się tu z przyczyny zdaniem ogółu oklepanej, bo z miłości. Czar rzuciła na niego przepiękna Áine Doyle, córka irlandzkiego, bogatego kapitana marynarki. Biedak stał się nuworyszem, ale obiecująca historia miłosna w postaci powiększenia rodzinnego majątku była warta opuszczenia Londynu, w którym ciasno mu było jak w grobie i także nie mógł znaleźć sobie żadnego sensownego zajęcia. Niestety wspomożyciel i osoba łożąca na owo małżeństwo szybko kopnęła w kalendarz, majątek rozpłynął się w tajemniczych okolicznościach, a poczciwy stryj został zmuszony żyć w nieprzystosowany dla Wilkinsonów sposób.

– Bardzo jestem rad, że cię widzę w naszych skromnych progach, Edwardzie. Usiądź, napij się herbaty, musiała zmorzyć cię podróż. Jakiż jest jej cel, drogi bratanku? Czyś chciał nas odwiedzić tylko przelotem czy przyjechałeś na dłużej? – ozwał się po wszystkich wymienionych czułościach brodaty dżentelmen.

Edward spojrzał prosto w czekoladowe oczy swojego stryjaszka. Cała ich rodzina szczyciła się jednakowym kolorem ślepi. Doszedł zatem natychmiast do prostego wniosku, iż tylko on, jak zwykle był odmienny, poróżniony z własną naturą.

– Miło jest widzieć stryja po tak długim czasie. Ja... oczywistym jest, że przyjechałem z wizytą, godziny były puste bez tak drogiej twarzy! Zabawię jednak dzień lub dwa, naprawdę nie śmiałbym dłużej nadużywać gościnności – odparł milutko życzliwy bratanek, tając jednak prawdziwe powody swego rychłego zjawienia. Czuł się nazbyt zawstydzony, by oznajmiać swą niedolę tuż po powitaniu.

Stryj po raz kolejny zawołał po służącą, tym razem zlecając jej uroczyste zadanie zaproszenia pani domu do salonu.

W czasie oczekiwania na panią Wilkinson zdążył Edward wymienić ze stryjem mnóstwo spostrzeżeń na temat Liverpoolu. Anthony opisywał to miasto z pewną dozą dystansu, tak jakby kilkuletni staż życia tu, był wypełniony nie do końca życzliwymi wspomnieniami. Poczynione zostały spostrzeżenia, że szczególnym utrapieniem była dla niego pogoda. Narzekał na ciągłe wiatry, chłody i deszcze, które jak twierdził, godziły we właściwą prezentację dżentelmena.

Wsłuchując się w jego słowa naszła chłopca myśl, że miły stryj nie tylko wygląda tak jak wszyscy Wilkinsonowie, ale także poraża tym samym charakterem – wiecznej zgryzoty i niezadowolenia. Oczywista, był bardzo sympatycznym człowieczkiem dla krewnego, którego nie widział już naprawdę wiele wiele lat. Ale przez każdą jego wypowiedź przebijało się to tak znamienne rozkapryszenie. Marudny mógł wydać się stryj, który opowiadał żywo tylko o rzeczach, które psuły mu krew.

Metanoia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz