Rozdział XI: Strzepnąć śnieg

85 16 5
                                    

Gdy wyszedł tamtego dnia na stację dowiedział się, że następny pociąg do Liverpoolu będzie dopiero za dwa dni, o wczesnej godzinie porannej. Zawiedziony wrócił do domu, mając nadzieję, że nie natknie się na kobietę, z którą przed chwilą dzieliła go osobliwa chwila. Był niepomiernie rozbrojony, czuł się doprawdy potwornie. Nie mógł sobie nawet dokładnie przypomnieć tego, co zaszło; przewietrzony umysł wymyślił ciekawą blokadę i Edward nie był w stanie przywołać w swojej głowie szczegółowych wypadków. Usta jednak wciąż pamiętały posmak dżemu truskawkowego, który w tak zacnym domu zawsze był serwowany tylko służbie. Z tym posmakiem zawalczyć nie mógł.

Lecz właściwie, na chwilę zesłano owe zapomnienie, a raczej stępienie zmysłów. Gnał jak szalony wzdłuż Strand, żeby jak najszybciej uciec od miejsca, które było bardziej przerażające niż kiedykolwiek. Był tak mocno zaślepiony chęcią ucieczki, że stracił z oczu prawdziwą jej przyczynę i cel. Dopiero w drodze powrotnej wspomnienie słów Prissy odżyło i dotarły one do niego po raz drugi. Stracił kogoś bliskiego.

,,Mój stryj, mój miły i pocieszny stryj, leży teraz zimny, a w jego zastygłą twarz spoglądają najsurowsze, najmniej przyjazne oczy w świecie. Jeszcze nie tak dawno uśmiechał się do mnie, żartował. Mieszkaliśmy pod jednym dachem. Słyszę jego głos, czuję dłoń na moim ramieniu. Jeszcze nie tak dawno był całkiem żywy. To niemożliwe, żeby teraz nie był. To niemożliwe. Ludzie tak po prostu nie znikają? Ludzie nie znikają, prawda? Gdzie się podział mój stryj?"

Poczuł się rozgoryczony, trochę może nawet smutny, jednak dawna rozpacz, będąca wynikiem nagromadzenia tych wszystkich złośliwości losu już nie wróciła. Z ciężkim sercem wspomniał uśmiech stryja Anthony'ego, gdy po raz pierwszy, od zamierzchłych czasów dzieciństwa, zobaczył go w pełni świadomie. Przywołał wesoły wypad nad Mersey, który stał się preludium przygody, pozwolił doświadczyć paru ciekawych zdarzeń, a przede wszystkim rozbudził w nim uśpiony talent. Poniekąd, to stryjaszkowi właśnie wszystko zawdzięczał. I czuł też ogromną wdzięczność za jego gościnę, choć oczywiście i tak większą część tego czasu spędził u państwa Porter. Przez to nie zdążył się ze stryjem zżyć, to fakt. Czterdziestoletni mężczyzna traktował go jednak niezwykle życzliwie i pomimo tego, że praktycznie się nie znali, Edward znalazł tam dom. Wszystkie te rzeczy skłębiły się ze sobą i stały się bardzo uzasadnioną, racjonalną przyczyną przygnębienia.

,,Na pewno w niedługim czasie ma się odbyć pogrzeb. Nie wyobrażam sobie, że miałoby mnie tam zabraknąć. To absolutnie nie wchodzi w rachubę. Mój ojciec jednak już pojechał, już wyruszył dziś nad ranem, ja będę miał plecy. Niesamowite plecy. Absolutnie nie wiem jak to zorganizować. Pojadę i co? I pójdę przed siebie na pusty cmentarz, gdyż pogrzeb już dawno będzie przeszłością. Spojrzę w świeżą mogiłę i równie dobrze będę mógł zakopać się w niej i dołączyć do stryja, gdyż gdy wyjadę po raz drugi, powrót do domu będzie tylko piekłem. Rozerwie mnie na strzępy. Niemniej jednak muszę pojechać. Muszę. Przecież muszę. Dlaczego mam być ofiarą czyjeś nikczemności. Mam prawo pożegnać członka rodziny. Muszę. Muszę. Muszę."

Pociąg miał wyjechać w poniedziałek, więc tego samego dnia wieczorem powinien być na miejscu. Modlił się z całych sił, by uroczystości pogrzebowe odbyły się jakimś trafem dopiero po tym dniu. W głębi duszy wiedział jednak, że to niemożliwe, że wszystko to wydarzy się jeszcze zanim on się w ogóle w Liverpoolu zjawi. Ale chciał tam być. Chciał się pomodlić za duszę stryja w odpowiedni sposób. Trzeba działać tak jak należy. W głowie snuł bardzo dobrze skomponowane plany. Był mistrzem robienia sobie nadziei i składania ofiar na ołtarzu marnych idei. Wertował karty pamięci w poszukiwaniu pięknych słów, które mógłby wypowiedzieć nad mogiłą. Zajęło mu takie wymyślanie niemal cała drogę powrotną i z duszą na ramieniu w końcu przekroczył próg domu. Bardzo nie chciał tu wracać.

Metanoia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz