Edward zasnął. Było ciasno, przeraźliwie zimno, twardo i w ogóle potwornie niewygodnie, a jednak zasnął; co więcej, wstał wypoczęty. W oczach nie czaiły się łzy, które mogłyby ponownie przedzierać się pomiędzy kulistymi, drobnymi piegami, robiąc z jego policzka osobliwy tor przeszkód. Czuł się niezwykle spokojnie. Gdy otworzył powieki i odsunął od siebie cienką narzutę, każdy skrawek skóry odczuł dotkliwie brak kominka. Zimno przedarło się do środka ciała, i chłopcem wstrząsnął dreszcz, na ciele pojawiła się gęsia skórka. Chłód jednak już nie śmiał przeniknąć dalej, bardziej w głąb jego istoty. Czuł się opanowany. Wszelkie rzeki jego uczuć pozostawały bezpiecznie we własnych korytach; i choć każdy nurt mierzył się z niezliczonymi meandrami, to wody płynęły bez wzburzeń, jakoby przyświecało jego duszy słońce, jaśniejące tak, jak w wiosenny poranek, po długiej i srogiej zimie.
Sięgnął ręką w stronę poręczy i pochwycił wełniany sweter, który przeciągnięty przez głowę, zaoferował przyjemne ciepło dla zmarzniętych kończyn. Pojedyncze nitki zaczęły drapać skórę, odkrytą w miejscach, gdzie rękaw koszuli nieznacznie podciągnął się. Wyjrzał przez okno i pojął, że choć w duszy jego czaiła się wiosna, świat oddał się całkowicie we władanie śnieżnobiałej królowej. Mersey nie zamarzła, ale gdzieniegdzie na podwórzu widać było zlodowaciałe kałuże. Kamienny bruk przykryty został ciężkim puchem, ławki przystrojone były w nowe suknie, podobnież mała jarzębina, rosnąca dzielnie w rogu między płotem a ścianą budynku. W nocy padało obficie, ale nawet teraz z nieba spadały drobne płatki, tańczące na delikatnym wietrze niczym nieświadome, zaabsorbowane swym pięknem i wybornym tańcem baletnice. Oszronione gałęzie jarzębiny ruszały się nieznacznie w rytm wygrywanej przez wiatr melodii. Po drugiej stronie rzeki, w niektórych oknach, paliły się lampy naftowe, ledwo z tej odległości dostrzegalne. Niektórzy ruszali do pracy, jeszcze inni pogrążeni byli wciąż w marzeniach sennych, i nic dziwnego, na zewnątrz było jeszcze całkiem ciemno, na wschodzie dopiero zaczęła przedzierać się jakaś łuna, i dzień bardzo opieszale szykował się do pobudki. Było cicho. Przyjemny bezgłos zagnieżdżał się w uszach i koił. Ziemia udała się na coroczny odpoczynek, i żaden kwiat nie śmiał już wychylać się ze swoimi ambicjami wzrostu. Nadszedł czas bezczynnej modlitwy nad szansami przyszłości. Czas regeneracji.
Edward bał się poruszyć bardziej, a co dopiero wstać – wszystko wskazywało na to, że Lear jeszcze smacznie śpi. Jego bezwładna sylwetka leżała rozciągnięta na oliwkowym, dość cienkim dywanie w drobne kwiaty kapryfolium. Wzór był nietypowy i bardzo się Edwardowi spodobał. Nie wiedząc, co ze sobą począć, wstał jednak, pomimo obaw, i na palcach przeciął pokój w poszukiwaniu walizki. Gdy dopadł do niej, zaczął delikatnie badać dłonią wnętrze, celem pochwycenia niewielkiego notesu. Odwracał się co chwilę, sprawdzając, czy jego towarzysz wciąż ma zamknięte powieki. W końcu podniósł ją i zaniósł w stronę posłania. Odetchnął z ulgą, bo znalazł pożądaną rzecz i wrócił na pryczę, jednocześnie kopiąc walizkę pod łóżko.
Niektóre kartki były lekko pożółkłe, jedna czy dwie posiadały plamy po czarnej herbacie. Chłopak znalazł jedną czystą, wyrwał ją i zaczął kreślić parę słów. Na początku chciał napisać jakiś skromny utwór o wdzięczności, do głowy jednak pchało się coś innego. Zapamiętale zaczął jeździć piórem po cienkim papierze, nie dbając przy tym o dźwięki tarcia, które było co najmniej słyszalne. Mniej więcej w połowie swojej pracy ktoś przekręcił się na drugi bok, a kiedy Edward podniósł głowę, dojrzał, że ten sam ktoś bacznie się mu przygląda. Przełknął ślinę.
– Dzień dobry – przywitał się ciepło, uśmiechając się.
Lear, wsparłszy głowę na jednej ręce, także się uśmiechnął. Jego uśmiech był jednak zgoła inny – kąciki ust tylko nieznacznie podniosły się do góry, jakby onieśmielone radością. To po oczach poznać można było faktyczne zadowolenie – to one iskrzyły się w świetle maleńkiej lampy stojącej na podwórzu.
CZYTASZ
Metanoia
RomanceRok 1885. Siedemnastoletni młodzieniec opuszcza ciepły rodzinny dom, by rozpocząć życie na własną rękę. Wyrusza do Liverpoolu, mając nadzieję, że duże nadmorskie miasto i tysiące nieznanych twarzy staną się dla niego drogą inspiracji. Wybawicielem j...