Dzień następny zawitał zdecydowanie zbyt prędko i choć Edward próbował być niemy na uliczne hałasy poniedziałkowego poranka, na nic się zdały jego usiłowania; rozstrojony przez przejeżdżające powozy i okrzyki człowieka sprzedającego gazetę, wstał w końcu z ciężką głową. Z balu wrócili dość późno, sen mimo zmęczenia miał zgoła płytki i dopiero po otrzeźwieniu się lodowatą wodą z miednicy, jako tako doszedł do siebie. Wciąż jednak marzył o mocnej herbacie.
Podczas wdziewania na siebie odzienia myśli zaczęły na powrót być sensowne i skondensowane, choć odczuwał ćmiący ból gdzieś między brwiami. Postanowił, że w ciągu tego dnia poczyni wszelkie starania, aby opuścić przytulne mieszkanko w Everton jak najszybciej, nie chciał bowiem nadużywać gościnności, ofiarowanej, co prawda, w chwili próby, ale jako dojrzały młodzian, który aspirował do przeżycia przygody, absolutnie nie mógł się zgodzić na dalsze wygody domowego zacisza. Kłóciło się to przecież z jego obrazem pielgrzyma, który wyruszał w świat, by pośród nieznanych przestworów odkryć własną ścieżkę. Przy okazji swoich zamiarów pragnął także pozwiedzać trochę miasto i zaznajomić się z liverpoolską rzeczywistością. Takie przechadzki mogły przecież stanowić znakomite źródło inspiracji, a Edward chciał ujrzeć w końcu coś wielkiego, coś co rozpali płomień twórczy i nada jego pasji odpowiedni charakter. Z taką myślą żwawiej już pozapinał ostanie guziki i udał się na posiłek.
Gdy opuścił swój tymczasowy pokój, w jadalni zbierali się już domownicy, co pozwoliło mu sądzić, że inni równie długo odpoczywali po nocnych wojażach i że udało mu się à l'heure pojawić na śniadaniu. Atmosfera panująca w pokoju jadalnym była jednak osobliwa, i już na wstępie Edward doznał niemałego wstrząsu. Anthony zasiadł do stołu z bardzo poważną, można nawet rzec, grobową miną. W żadnym razie nie przypominał sympatycznego stryjaszka, który wczoraj z tak szczerą radością i energią witał swojego bratanka. Konsumował kolejne pajdy chleba urywanymi ruchami, przeżuwał jakby gorączko, i cały czas miał zmarszczone brwi, jakby jakąś sprawę bardzo intensywnie rozważał. Za to nastrój jego córki był kompletnie przeciwny. Rozradowana, ze szczęśliwością wymalowaną na twarzy przystąpiła do posiłku, smarowała lekko chleb, nalewała wszystkim dookoła soku porzeczkowego i wprawne ucho mogłoby nawet podczas tych zabiegów dosłyszeć cichutkie nucenie. W międzyczasie obdarowywała Edwarda nieśmiałymi spojrzeniami, które miały pozostać ukradkowe, jednakże jego oko wybitnego obserwatora okazało się zbyt bystre.
Przy śniadaniu nikt się nie odezwał; gdy głowa rodziny była bowiem nie w humorze, to nikt nie ośmielał się zabrać głosu przed nią. W końcu jednak ta nieco niezręczna atmosfera została rozładowana przez głośny sygnał mówiący, że ktoś dobija się do drzwi. Pan domu prychnął i natychmiast powstał, wyprzedzając drobną służącą krzątającą się wtenczas po kuchni. To pozwoliło Edwardowi na podziękowanie za wspólnie spędzony miły poniedziałkowy poranek i oddalenie się od stołu. Spostrzegł na sobie wzrok zaniepokojonej kuzyneczki, ale uśmiechnął się tylko, udając się z powrotem do swojego pokoju.
Stamtąd obserwował bacznie czy nie zatrzyma się w okolicy żaden dyliżans, stryjostwo mieszkało przy głównej ulicy, więc na szczęście o pojazd nie było tu trudno. Był skonfundowany zachowaniem domowników przy posiłku, jednak próbował ich usprawiedliwić ogromnym zmęczeniem po nocnej zabawie. Ludzie sfatygowani bywają niekiedy nieprzyjemni. Albo nadzwyczaj rozradowani, tak jak Cordelia. ,,Cóż, jedno stało się jasne – bale psują soki." Ta myśl zadowoliła Edwarda i kontent z tego, że rozwikłał zagadkę nietypowych nastrojów, dalej wytężał wzrok za jakimś środkiem transportu.
Przylepiony do szyby, z dobre parę minut, ledwo usłyszał pukanie do drzwi.
– Proszę! – wykrzyknął po czasie i wyprostowawszy się, chwycił za leżącą na etażerce szczotkę i począł bardzo powoli rozczesywać poplątane kosmyki. Poczuł, że ktokolwiek go niepokoi, musi poznać, iż jest on w tym momencie zajęty, nawet jeśli było to tylko szczotkowanie włosów.
CZYTASZ
Metanoia
RomanceRok 1885. Siedemnastoletni młodzieniec opuszcza ciepły rodzinny dom, by rozpocząć życie na własną rękę. Wyrusza do Liverpoolu, mając nadzieję, że duże nadmorskie miasto i tysiące nieznanych twarzy staną się dla niego drogą inspiracji. Wybawicielem j...