Rozdział XIX: Nawet pośrodku niczego

38 3 0
                                    

Edward Wilkinson tułał się bez celu po kamiennych uliczkach, podziwiał błękit nieba, rozkoszował się zapachami nieokiełznanej bryzy Oceanu Indyjskiego, pisał i spał; to znów się przechadzał i dni mijały mu leniwie i niezwykle wolno, piasek w maleńkiej klepsydrze myśli przesypywał się równie niespiesznie i każdy poranek rozpoczynał się tym samym rytuałem.

Przygody, które miały oczekiwać młodego panicza zdawały się teraz odległe o tysiąc mil, upływ czasu z powodzeniem zagłuszał echa dawnych dni, w których trzeba było spać na ciasnej pryczy na statku dotkniętym nieszczęściem, dób, w których niedoświadczony umysł miał szansę się wypróbować, trochę dojrzeć, poszperać w zakamarkach własnej filozofii. Chłopak przeglądał sporządzone przez siebie notatki z tego okresu i w pewnym momencie doszedł do wniosku, iż nie ma pojęcia, jakim sposobem był on zdolny do pisania tak rzeczowo i oficjalnie. Porównywał zapiski z najświeższymi wierszami i mrużył oczy ze zdumienia. Zwykle po dwóch, czasem nawet trzech godzinach pracy nad swoją poezją schładzał twarz lodowatą wodą, związywał przydługie już włosy i ruszał na kolejny spacer, po kolejne inspiracje.

W dniu, w którym praczki i reszta ludzi zatrudnionych na plantacji kawy udała się na gospodarstwo całkiem niedaleko góry Kilimandżaro, prawie że na granicy z Tanganiką, Aydon po wypadkach z Chapmanem udał się na spotkanie zarządu, celem omówienia kilku istotnych spraw związanych z otwarciem szkoły i małego szpitala misji metodystów, która mieściła się w bliskim sąsiedztwie farmy barona. W liście, który przyszedł do baronowej niecały rok wcześniej lekarz przedstawiał swoje racje i chęć pomocy w owej misji, prosił o wstawienie się za nim w procesie rekrutacji na posadę misyjnego medyka i ubiegał się o względy dobrotliwej baronowej w tym oto zakresie. Miła małżonka – filantropka, jak na kobiety zacnych dżentelmenów przystało, szepnęła to i owo swojemu mężowi, który podkręcając wąsa z zachwytem nad swoją wdzięczną papużką wystarał się dla Aydona o ową posadę. Na spotkaniu lekarz poświadczył swoje przybycie, podpisał niezbędne dokumenty, podziękował oględnie baronowi, i zachowawszy wylewniejszą wdzięczność dla iskrzących się oczu baronowej oznajmił, że zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami zaczeka, aż  któryś z misjonarzy po niego pośle. Porozumiał się także w kwestii swojej ,,małżonki", informując, iż pewne okoliczności sprawiły, że musiał zabrać ją ze sobą, podobnież jak i swego wiernego młodego ,,asystenta". Aydon umiejętnie poruszył temat, nim Moore zdążył mrugnąć na owym spotkaniu w stronę barona, toteż sprawa rozwiązała się tak jak zakładał – bez komplikacji. Jego znajomość z lady Cavendish i chłodne, lecz dobre stosunki z jej mężem pomogły mu wykreować rzeczywistość podług własnej myśli. Gdy opuszczał salę, Moore posłał mu tylko zdegustowane spojrzenie. Lekarz, pomimo swoich wcześniejszych niepokoi i paniki, które raz szturmem zdobyły jego umysł i serce, nie pozwolił sobie na kolejny wybuch wątpliwości i miażdżąc nieprzyjemności jak najmniejszego robaka dołączył do swoich towarzyszy. 

– Nie wiem, czy ryzykowałem czy nie, ale poszedłem do barona bez żadnych papierków – oznajmił po wejściu do izby na piętrze gospody, zdejmując z głowy kapelusz i przecierając spocone czoło. – Sir Cavendish jest już dość sędziwy, pokiwał potulnie głową, machnął ręką i oznajmił, że to nawet lepiej, iż mam kogoś do pomocy i kogoś, kto osładza życie.

Angelique poprawiła się na otomanie, wyprostowała plecy i zrobiła minę, która uchodzić mogła za bezgłośne ,,Czyż nie miałam racji?"

Hugh opadł na łóżko. Byli sami, Edward zniknął i do tej pory nie wrócił.

– Nie patrz tak. Jestem dość strachliwy, powinnaś to wiedzieć.

– Jeśli jeszcze raz spróbujesz uciec, to wydrapię ci oczy – odparła jasnowłosa i podniosła się z otomany tylko po to, by skulić się w nogach swojego ukochanego, niczym biblijna Rut na klepisku Booza. 

Metanoia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz