– Miałem wtedy może z sześć lat, nie więcej. Stara Fanny Lennox chciała mnie za to zamknąć na dwa dni w pokoju, bez jedzenia i picia, wyobrażasz sobie! Ale przełożona w końcu ulitowała się nad moją zbłąkaną duszą i skończyło się tylko na pięciu razach. W życiu nie zapomnę tych wspaniałomyślnych usteczek kiedy orzekały wyrok: ,,No, no, panie Chapman, ma pan szczęście. Dzisiaj odwiedził nas wielebny Hale, i jest wielce zadowolony z naszej placówki. Nie będziemy przecież głodzić dzieci, to nie po bożemu. Ale kara – naturalna kolej rzeczy każdego występku – się panu jak najbardziej należy. Proszę wstać z łóżka, przestać się mazgaić i wystawić te obgryzione palce. Raz raz!" Matka przełożona była w gruncie rzeczy najmilszą kobietą w sierocińcu, Lear. Tysiąc razy wolałem oberwać, niż nie dostać wałówki! Nasza kuchta robiła najlepsze placuszki, jakie kiedykolwiek jadłem! – Vic właśnie skończył opowiadać jedną z historii ze swojego dzieciństwa. Robił to zawsze regularnie i nie oszczędzał najmniejszych szczegółów, także jego współlokator mógłby już z pewnością nakreślić wcale niemalutką książeczkę ze wspominkami swojego kolegi. Oczywiście, jeśli ktokolwiek chciałby przeczytać o zmaganiach osieroconego dziecka nędzy. – Lear? Lear, jesteś tu? Ziemia do Lear'a!
Czarnowłosy leżał na swojej pryczy, słońce powoli zachodziło za horyzontem; słaby róż dalekich promieni wpadał do pomieszczenia resztkami sił. Ręce miał skrzyżowane za głową, powieki zamknięte – starał się odpocząć przed nocną zmianą. Opuszczali właśnie Zatokę Adeńską, po krótkim cumowaniu w Adenie, i zbliżali się już prawie do kresu swej podróży – kapitan, jak zwykle bywa w takich przypadkach, postanowił wzmocnić linię pracowniczą i oferując większe racje żywnościowe, nakazał wytrwalszą pracę w dłuższym systemie. Celem było osiągnięcie większej prędkości, by znaleźć się w Mombasie bez żadnych strat czasowych. Jego plan wcale nie był bezpodstawny – w Casablance spędzono więcej czasu, niż przypuszczano, a więc można było z całą szczerością usprawiedliwić chęć nadrobienia tych chwil i anulowania nieuchronnego opóźnienia, które wisiało nad Estefanią. Moore był idealnym zwierzątkiem swojego pana i starał się wykonywać sztuczki, nim zobaczył przysmak. Lojalność była jego cnotą i grzechem.
Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas niezadowolenia, gdyż okazało się, że zwyczajowa paplanina Vic'a domaga się wzmożonej uwagi i, o zgrozo! jej autor oczekuje jakiejś odpowiedzi.
Lear wykonał ruch jakby odganiał muchę i odparł:
– Tak.
– Co: tak?
Czarnowłosy otworzył leniwie oczy i podniósł nieznacznie głowę. Jego towarzysz, siedzący ze skrzyżowanymi nogami na przeciwległej pryczy zakołysał się lekko i rzucił, prawie z wyrzutem:
– Nie słuchasz mnie!
– To nie tak, Vic – uspokoił go Lear. – Myślę o pracy.
Chapman przyłożył dwa palce do czoła i podparłszy się w ten sposób stwierdził, iż to kłamstwo ma najkrótsze i najbrzydsze nogi jakie kiedykolwiek widział.
– Nie przesadzaj – zaoponował współlokator. – I tak zaraz zbieramy się do maszynowni, daj mi jeszcze trochę odpocząć.
– Gbur – rzucił Vic. – Gbur i kłamca – w jego głosie słychać było jednak nutkę rozbawienia. – Która panna tak ci zawróciła w głowie? Nie widziałem, żebyś do którejś smolił cholewki, ale może jesteś z tych, co wzdychają z daleka...
Lear poprawił się na łóżku.
– Przestań opowiadać brednie. To ty się ślinisz na widok Celine. Nie mierz mnie swoją miarą.
Vic wcale nie poczuł się zbity z tropu.
– A ten pierścionek, co ci świeci na palcu? Nie mów, że to zwykła błyskotka! Widziałem takie u Erica z St.Pauls! Jak się miał żenić, to się zaobrączkował podobnym cackiem, gdy wyruszał na szerokie wody. Żeby sobie przypominać o ukochanej podczas znojów podróży. Może tyś kogoś zostawił w Liverpoolu! Zgadłem? Powiedz, że zgadłem. Ciężko jest poczciwemu człowiekowi żyć bez dobrego romansu.
CZYTASZ
Metanoia
RomanceRok 1885. Siedemnastoletni młodzieniec opuszcza ciepły rodzinny dom, by rozpocząć życie na własną rękę. Wyrusza do Liverpoolu, mając nadzieję, że duże nadmorskie miasto i tysiące nieznanych twarzy staną się dla niego drogą inspiracji. Wybawicielem j...