Coś mi nie pasowało w tym co powiedziała Lucy. Leorio jest wyjątkowo upartym człowiekiem i jestem pewien, że nie spocznie póki nie zrobi co w jego mocy by uratować dziewczynkę.
Otworzyłem drzwi do sali mimo że Lucy mi to odradzała i zatrzymałem się w miejscu. Zdziwiłem się bardzo na widok zrezygnowanego Leoria który siedział przy łóżku dziewczyny. Nie próbował nawet nic zrobić by ją uratować... nie zauważył też że wszedłem do pokoju.
-Mary. Mogę jeszcze coś dla ciebie zrobić?- Zapytał trzymając ją za dłoń by dodać otuchy. Dziewczyna spojrzała na niego przymkniętymi oczami, by następnie powiedzieć coś tak cicho że nie zdołałem jej nawet usłyszeć.
Leorio spojrzał w moją stronę. Nie widziałem go jeszcze nigdy tak smutnego. Wyglądał naprawdę żałośnie do tego stopnia, że poczułem uścisk w klatce piersiowej na jego widok.
Lucy stanęła obok mnie również przejęta całą sytuacją.
-Zadzwoń po jej rodziców. Mary chce się z nimi zobaczyć.- Polecił do swojej współpracownicy.-Doktorze, obawiam się, że nie przyjadą na czas. Jej stan jest naprawdę poważny...- Powiedziała Lucy ze skruchą. Twarz Leoria jednak ze smutku przeszła w determinację.
-Ja dopilnuję by dożyła do tego czasu. Zaufaj mi. Masz pobiec powiadomić jej rodziców!- Podniósł głos, a brunetka wybiegła z sali przeciskając się między lekarzami zebranymi przy drzwiach które po chwili się zamknęły.Nie wiedziałem zupełnie co zrobić w tej sytuacji. Jedyne co to mógłbym jakoś wspierać Leorio, więc wziąłem głęboki wdech i gdy już miałem zebrać słowa otuchy zobaczyłem aurę zebraną wokół niego, od razu wiedziałem co zamierza zrobić więc podbiegłem do nich.
-Hej! Leorio! Przestań, przecież jej nie uratujesz!- Podniosłem głos i szarpnąłem go za ramię by ją puścił i przestał przekazywać aurę, jednak on mnie odepchnął lekko.
-Przecież wiem że jej nie uratuję! Jestem lekarzem więc wiem!- Zawołał i spojrzał na mnie. Smutek i determinacja nadal się w nim kłębiły i walczyły ze sobą. -Ja tylko dopilnuję by zobaczyła rodziców.- Dodał już spokojniej z uwagi na dziewczynę która wystraszona i słaba leżała patrząc na naszą dwójkę.
Stwierdziłem że nie powinienem robić scen nawet jeśli to co robi Leorio jest niebezpieczne i jak dla mnie bezsensowne.
-Co jeśli nie będą mogli się zjawić? A co jak będzie miało im to zająć kilka godzin?- Zapytałem a on zmarszczył brwi. Tak jak przeczuwałem nawet o tym nie pomyślał.-Będę mieć nadzieję że przyjadą szybko. A jak nie to najwyżej stracę przytomność i tyle.- Drugie zdanie dodał ciszej by nie niepokoić dziewczyny a ja westchnąłem i spojrzałem na niego.
-Jesteś niemożliwy.- Zaśmiał się na moje słowa i resztę czasu spędziliśmy w milczeniu, lub na pocieszaniu Mary.Gdy rodzice dziewczyny przyjechali to wyproszono mnie z sali, mimo że nalegałem by zostać przy wykończonym przyjacielu.
Lucy razem ze mną stała pod drzwiami oczekując na rozwój sytuacji.
-Kurapika.- Zagadała brunetka więc spojrzałem na nią. -Pan Leorio jest niesamowitym lekarzem. Potrafi wykonać operację zupełnie sam, nawet nie potrzebując wsparcia. Zawsze jest też tam gdzie ktoś go potrzebuje i ma naprawdę dobre serce. Powiedziałabym że to odpowiedni człowiek, o odpowiednich zdolnościach w odpowiednim miejscu.- Stwierdziła spoglądając na mnie, na co się uśmiechnąłem lekko i kiwnąłem głową.
-Tak. Wiedziałem że zostanie świetnym lekarzem.- Powiedziałem to z taką oczywistością w głosie jaka tylko była możliwa by utwierdzić ją w fakcie że mamy rację.-Racja, ale niestety ta praca go przerasta.- Dodała. Jednak gdy chciałem ją zapytać co ma przez to na myśli drzwi otworzyły się.
Dwójka rodziców wyszła zapłakana próbując się pocieszyć łkając pojedyncze słowa. Wyjątkowo dobijający widok.
Za nimi wyszedł Leorio który musiał się oprzeć o ścianę by jakoś dojść do siebie. Zarówno przez to że właśnie przeżył tragedię jak i przez to że zużył naprawdę duże pokłady aury.
-Zabiorę cię do domu.- Poleciłem co nawet nie było prośbą czy pytaniem, on tylko mruknął coś niezadowolony z tego pomysłu trzymając się za głowę.
-To dobry pomysł. Zadbam o to byś dostał conajmniej trzy dni wolnego.- Lucy pogroziła palcem mówiąc zdecydowanie. -A ty Kurapika zadbaj by w jednym kawałku dotarł do mieszkania i zadbaj o to by coś zjadł i odpoczął, jasne?- Kiwnąłem głową na jej słowa, jednak gdy już miałem zaprowadzić Leoria na parter zatrzymał nas jeden z pacjentów, czyli mały chłopiec.
-Leorio, co się stało z Mary?- Zapytał go. Spojrzałem na niego lecz on nie wiedział jak to ubrać w słowa.
-Na Mary już przyszedł czas. Przykro mi.- Ja odpowiedziałem za niego na co Leorio uśmiechnął się do mnie smutno z wdzięcznością.Chłopiec dłuższą chwilę już nie mówił ponieważ zebrały mu się łzy na płacz, ale spojrzał na Leoria.
-Czy jak ja będę umierać też będziesz przy mnie?- Zapytał z nadzieją. Ja już wiedziałem że mój przyjaciel się kompletnie rozkleił, jednak starannie to ukrywał, schylił się jednak by pogłaskać chłopczyka po głowie.
-Obiecuję że będę. Przy was wszystkich.- Powiedział zdecydowanie drżącym głosem przez nadmiar emocji.
CZYTASZ
Number one (Leopika- hunter x hunter)
FanfictionPo czterech latach Kurapice udaje się odzyskać wszyskie egzemplarze oczu wymordowanego klanu Kurta, a zemsta na pająkach nie stoi już u niego na pierwszym miejscu. Postanawia więc skontaktować się ze swoimi przyjaciółmi i z nimi wieść dalsze beztros...