35

110 14 2
                                    

*Leorio*
Ból nie dawał mi myśleć. Nie mogłem się na niczym skupić, nawet na tym co inni do mnie mówili. Widziałem jednak Killuę, który coś najwyraźniej nade mną wykrzykiwał żebym dał mu jakiś znak. Nie byłem jednak w stanie nic zrobić. Mogłem tylko czekać i liczyć że ich pomoc coś da. Akurat gdy uwolniłem się od trupy muszę umierać? Nie mogłem wcześniej? To mnie najbardziej dobijało.

-Leorio, Lucy już jedzie.- Usłyszałem w końcu jednak wtedy otworzyłem lekko jedno oko.
-Coo? Nie... niech wraca.- Chciałem powiedzieć coś więcej o tym że nadal jest zagrożona przez trupę. Zwłaszcza Kalluto który szpiegował nas i ją kojarzy, ale cała połowa twarzy pokryta pęcherzami bolała jak cokolwiek mówiłem. Jako lekarz zdaję sobie też sprawę że raczej nie pożyję za długo.

Cuda jednak się zdarzają nie? Mam taką nadzieję.
-Tylko ona może nas teraz zawieźć do Gona i Alluki więc nie dyskutuj.- Zamknąłem znów oko i dotarło do mnie co wcześniej starali się mi powiedzieć. Że Killua nie weźmie mnie bo bardziej mnie tylko zrani.

Nie musieliśmy długo czekać na jej charakterystyczny różowiutki Jeep którego tak bardzo uwielbiała. Wyskoczyła z niego i podbiegła do nas.
-Panie Leorio!- Przejęta zasłoniła usta dłonią.
-Zachowaj spokój Lucy. Musisz mi pomóc go wziąć do auta i zawieźć na lotnisko gdzie jest Gon i Alluka.- Polecił Kurapika.
-Jest jeszcze jeden problem. Moi rodzice którzy nalegali by nikt nie odkrył mocy Alluki.- Wtrącił się też Killua, jednak ja czułem że powoli już odpływam.

Stracę przytomność? Najprawdopodobniej już jej nie odzyskam. Nie mogę tak odpuścić.

Zmuszałem się by nie tracić kontaktu z otaczającym światem, dlatego jak Kurapika chciał mnie unieść to mocno chwyciłem go za ramię.
-Kurapika nie zostawiaj mnie samego.- Poprosiłem cicho.
-No już dobrze przylepo.- Uśmiechnął się smutno.
-Jesteś już wolny.- Dodałem by go jakkolwiek chociaż pocieszyć.
-Tak, dzięki tobie.- Odparł gdy Lucy zbliżyła się i również mnie chwyciła by położyć w aucie na tylnym siedzeniu.

Reszta działa się już szybko jak wszyscy weszli do samochodu. Lucy prowadziła, obok niej siedział Killua a Kurapika razem ze mną z tyłu.
-SZYBCIEJ LUCY!- Krzyczał Killua a Lucy nie trzeba było za to powtarzać, bo sama zaczęła łamać wszystkie ograniczenia prędkości.

-Już tak blisko Leorio. Zobaczymy się w końcu.- Głos Pietro zaśmiał się w mojej głowie.
-Zamknij ryj.- Tylko tyle wydusiłem z siebie.

Chwyciłem znów mocniej Kurapikę za rękę. Jest bardzo źle. Kurapika dobrze o tym wiedział bo przysunął się bliżej mnie.
-Lucy co ja mam zrobić?! On mi tu umiera!- Podniósł głos. Lucy skierowała lusterko na naszą dwójkę i odetchnęła głęboko.
-Ogłupieję z wami... mów ciągle do niego i zagaduj, żeby nie odpływał.- Powiedziała twardo.

-Em to...- Kurapika spojrzał prosto na mnie.
-Nie chcę cię stracić więc masz żyć.- Wskazał na mnie palcem, ale ja tylko się na niego patrzyłem przymykając oczy.
-Gdy znalazłem oczy swojej rodziny nie wiedziałem co mam robić dalej, ale sam jak się zacząłem zastanawiać to na pewno już wtedy pomyślałem o tym by ciebie zobaczyć. Byłem okropnym przyjacielem przez te wszystkie nieodebrane telefony i chciałem to naprawić. Ale swoim przyjazdem sprowadziłem na ciebie tylko niebezpieczeństwo przez mój uraz do trupy. Przepraszam.- Po jego policzkach spłynęły łzy.

Chciałbym go teraz przytulić i powiedzieć że nic się nie stało, lecz nagle opuściły mnie wszystkie siły. Puściłem jego ramię a moja ręka bezwiednie opadła w dół, moje oczy za to się zamknęły i jedyne co jeszcze widziałem to jasne plamy z zapalonych świateł na suficie w samochodzie.
-Leorio!-

*Kurapika*
Złapałem go za ramiona i potrząsnąłem jednak to nic nie dało.
-Lucy on stracił przytomność!- Zawołałem a dziewczyna tak docisnęła pedał gazu że prawie wpadłem na siedzenie przede mną.
-Jeszcze trochę musi wytrzymać, budź go!-

Wołanie i potrząsanie jednak nic nie dawało, więc końcowo tylko go do siebie przytuliłem by nucić to co Senritsu zawsze mi grała na uspokojenie. Jednak nic to nie dawało.

Po kilku minutach samochód się zatrzymał, a tylne drzwi praktycznie natychmiastowo się otworzyły.
-Kurapika! Leorio!- Usłyszałem głos Gona który miał oczy wypełnione łzami.
-Dajcie szybko Allukę! Błagam!- Zawołałem.

-To może się nie udać... Nanika nie potrafi przywracać zmarłych do życia.- Stwierdziła Alluka która wsiadła do samochodu.
-On żyje. Musi. Tylko przytomność stracił.- Puściłem go w końcu i się odsunąłem.
-Nanika. Proszę. Uratuj Leorio.- Poprosił ją Killua.
-Haai.-

*Leorio*
Siedziałem na ziemi zatykając uszy żeby nie słuchać mojego przyjaciela. Już długo musiałem go tak ignorować bojąc się że nie obudzę się jak pójdę razem z nim.

Wtedy na ramieniu poczułem czyjąś dłoń. Obejrzałem się i zobaczyłem ją całą kościstą jak od szkieleta.
-PUSZCZAJ!- Zawołałem jednak on złapał mnie jeszcze za drugie ramię, tak że cofnąłem dłonie z uszu.

-Będziesz teraz tylko moim przyjacielem.- Powiedział jednak nie swoim głosem tylko o wiele straszniejszym aż przeszły mnie ciarki. Zaczął mnie ciągnąć ze sobą.
-ZOSTAW, JA CHCĘ ŻYĆ!-

-ZOSTAW JA CHCĘ ŻYĆ!- Zerwałem się do siadu i wtedy do mnie dotarło że siedzę w samochodzie.
-Leorio!- Zawołał Kurapika i się do mnie przytulił. -Żyjesz!- Dodał równie radośnie.

Przytuliłem się też do niego uśmiechając się nareszcie.
-Tak się bałem.- Stwierdził.
-A ja to niby nie? Byłem przerażony.- Wyciągnąłem jedną rękę by do uścisku przyłączył się jeszcze Gon i Killua razem z Alluką.

-Dziękuję Leorio. Za to że nas uratowałeś.- Odezwał się Killua, a ja się zaśmiałem.
-Drobiazg. W końcu czego się nie robi dla przyjaciół? Za wami to bym nawet w ogień wskoczył.-
-Nie rób tego nigdy więcej Leorio.- Powiedział twardo Kurapika.
-No już dobrze dobrze. Żyję w końcu.-

Number one (Leopika- hunter x hunter)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz