Chciałem jak najszybciej się wyrwać do pracy jednak Kurapika mnie zatrzymał bym zjadł z nim śniadanie. Wiedział że się spieszę więc na szybko zrobił tylko jajecznicę.
Senritsu była na nocnej zmianie w pracy i jeszcze nie wróciła więc byliśmy sami. Miałem okazję z nim porozmawiać o czymś jak dla mnie ważnym.
-Kurapika.- Zacząłem, a blondyn na mnie spojrzał odrywając wzrok od talerza.
-Tak?- Zapytał, a ja wziąłem głębszy wdech.
-Kochanie, bo... ja wiem... Mimo tego że krótko jesteśmy parą, to jednak jest nam ze sobą bardzo dobrze i nie chcę żeby kiedykolwiek się to zmieniło.- Na moje słowa uroczo się uśmiechnął a na jego policzki wlał się czerwonawy rumieniec. Zaśmiał się cicho.-Leorio...- Westchnął rozbawiony, jednak ja zerwałem się z krzesła. Trochę się wystraszył tak nagłym zrywem, ale jednak patrzył mi nadal w oczy i nie odszedł.
-Dlatego, jeśli chciałbyś zrobić coś niewłaściwego. Głupiego i inne takie... to ja ci wszystko wybaczę. Nie potrafię się na ciebie gniewać długo.- Powiedziałem zdecydowanie wiedząc co przepowiednia dała na ten tydzień.On również wstał od stołu patrząc dalej na mnie bez słowa.
-Chciałbym też abyś mi wybaczał, bo robię wiele głupstw.- Pomyślałem od razu o tym jak prawie się zabiłem i przeszedł mnie niemiły dreszcz.Kurapika znowu nic nie powiedział, więc opuściłem głowę. Po naprawdę krótkiej chwili jednak mnie przyciągnął za krawat do siebie i pocałował. Jedyną przeszkodą był teraz blat stołu który nas rozdzielał ale i tak bardzo się cieszyłem z tego pocałunku który zdawał się mówić "Dobrze kochanie".
Dzisiaj Kurapika nie przyszedł ze mną do pracy, więc musiałem siedzieć sam. Wciąż starając się rozgryźć sens aktualnej zwrotki przepowiedni.
•Ból który przeżyjesz będzie srogi
•Ale on jeden okaże ci serce
•Ono dla ciebie odkryte pojawi się w pajęczej gierce
•Zostaniesz do końca numerem pierwszymCo ma się zdarzyć?
Spojrzałem do kubka z kawą widząc swoje odbicie.
Z transu wybudziło mnie huczne otwarcie drzwi. Lucy trzymała się za głowę i opierała o futrynę. Ciężko oddychała.
Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do niej chcąc jej pomóc, jednak puściła swoje czoło i dłonią zabroniła mi się nawet do niej zbliżyć.
-Mały Oliver. Jest z nim bardzo źle.- Spojrzała na mnie zapłakana. -Ratuj go.- Wyszeptała praktycznie bezgłośnie.
Nie musiała powtarzać. Wybiegłem pospiesznie z pokoju i musiałem jak najszybciej się dostać na drugie piętro.
Omijałem wszystkie osoby i w zaledwie sześć susów pokonałem schody by nie czekać na windę.
Nawet na egzaminie nie biegłem tak szybko jak teraz. Wpadłem do jego pokoju gdzie na ekranie lekko falująca kreska stawała się coraz bardziej przypominać prostą linię.
Już na spokojnie by go nie niepokoić ruszyłem do niego. Ten chłopiec przeżył najgorsze z najgorszych i to jeszcze w tak młodym wieku.
Usiadłem na krańcu łóżka patrząc na jego bladą twarzyczkę, która wydawała się naciągnięta samą skórą.
Uniósł dłoń z wielkim wysiłkiem jakby były spętane wielkimi i ciężkimi łańcuchami więc natychmiast złapałem ją. Różnica w wielkości była ogromna, bałem się że jeszcze go uszkodzę.
-Co mógłbym jeszcze dla ciebie zrobić?- Zapytałem zbolałym głosem.
-Leorio... ja chcę żyć.- Powiedział cicho a ja otworzyłem usta by powiedzieć to co tak bardzo mnie dobijało. "Nie potrafię cię uratować".Mam patrzeć tak samo na niego jak na te wszystkie osoby które Pietro wskazał mi we śnie?
-Postaram się.- Powiedziałem nawet bez przemyślenia tego. Oli się uśmiechnął lekko. Bardzo na mnie liczy. Muszę to zrobić. Uratuję go.
Zgromadziłem wokół siebie pokłady aury wzmocnione o aurę życiową wdzięcznej mi Mary.
Zacząłem ją używać na Olim, jednak widziałem że nic to nie daje. Musiałem zwiększyć dawkę. Zacisnąłem oczy i wziąłem kilka głębszych wdechów by to jakoś wytrzymać.
Jednak gdy otworzyłem oczy przestraszyłem się. Dlaczego cała ta aura z niego ulatuje?! I jego aura też! Przecież on zaraz umrze!
Zwiększyłem przepływ aury chcąc go ocalić, jednak on już zamykał oczy a pisk aparatury rozniósł się w całym pomieszczeniu.
-Nie, nie, nie, nie.- Mówiłem do sobie potrząsając jego dłoń sprawdzając puls, oddech, jednak to nic nie dawało. Maluch po chwili zrobił się cały zimny.
Odsunąłem się przerażony od niego.
Nie wierzę. On przeze mnie teraz nie żyje. Przez zbyt dużą dawkę aury otworzyłem jego pory i jego aura po prostu uleciała. Jego aura życiowa czyli ostatni ratunek.
Upadłem na kolana i zgiąłem się tak że czołem dotykałem podłogi i krzyczałem sam do siebie.
-ZABIŁEM GO! JA. JA. JA. ON- Jąkałem się bardzo a oczy zaszły mi łzami. Nie mogłem już dłużej w sobie ukrywać tej goryczy po tym wszystkim.Wybuchnąłem płaczem i nie potrafiłem nabrać powietrza.
-ON NIE ŻYJE! TO J-JA JESTEM MORDERCĄ!- Dokończyłem gdy udało mi się w końcu wziąć oddech.Lucy otworzyła drzwi. Widziałem za nią innych lekarzy, jednak tak niewyraźnie. Podniosłem się nadal jednak klęcząc. Byłem tak wykończony że zakręciło mi się w głowie.
Upadłem na podłogę i zrobiło mi się ciemno przed oczami.
CZYTASZ
Number one (Leopika- hunter x hunter)
FanfictionPo czterech latach Kurapice udaje się odzyskać wszyskie egzemplarze oczu wymordowanego klanu Kurta, a zemsta na pająkach nie stoi już u niego na pierwszym miejscu. Postanawia więc skontaktować się ze swoimi przyjaciółmi i z nimi wieść dalsze beztros...