ROZDZIAŁ 11

603 43 11
                                    

Jest dwudziesty szósty marca godzina pierwsza zero cztery, a my siedzimy w taksówce. Już za chwilę będziemy na miejscu i wtedy zacznie się najtrudniejsza część - wejście do domu. Zgaduję, że zarówno Daniel jak i Vanessa pewnie już śpią, więc odpada napisanie do nich, a ich rodziców nie ma w domu, bo z tego co wiem są w delegacji, więc zostaje mi ostatnia opcja - włamanie. Na szczęście to nie będzie mój pierwszy raz jak będę włamywać się do tego domu, więc wiem co dokładnie mam zrobić.

Po trzydziesto minutowej podróży zatrzymaliśmy się pod dużym dwupiętrowym domem. Gdy ja płaciłam, Jaden i Josh wyszli z auta i wyjęli z bagażnika nasze rzeczy. Po chwili również i ja wysiadłam, zabierając ze sobą psa. Mężczyzna odjechał, a my weszliśmy na posesję, bo dzięki Bogu furka była otwarta.

Jo - Powiesz mi w końcu gdzie jesteśmy? - zapytał, gdy ja szukałam pod wszystkimi kamieniami i doniczkami zapasowego klucza, którego oczywiście nie było.

E - Nie, bo jeszcze uciekniesz.

Jo - Jak tak mówisz, to tym bardziej mam ochotę na ucieczkę. - popatrzyłam na niego wzrokiem "i kogo ty chcesz kurwa oszukać". Zgaduję, że nigdzie by nie uciekł, bo nie zna tej okolicy. Jak był tutaj na wymianie, to nigdy nie był u Vanessy w domu. Przeważnie przychodził do mnie, albo do Alison.

Jo - Długo jeszcze będziemy tak tu stać? Zimno jest. - zapytał, na co przewróciłam oczami.

E - Chwila nie widzisz, że próbuje się włamać? - na moje słowa Josh wytrzeszczył oczy, a Jaden się zaśmiał. - Pięć minut i będę, okej? - powiedziałam na co oboje kiwnęli głowami.

Od razu ruszyłam w kierunku drzewa znajdującego się na tyłach domu. Czułam na sobie wzrok chłopaków, ale nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Podeszłam do drzewa i zmierzyłam je wzrokiem. Od razu ujrzałam zwisającą drabinkę, po której zaczęłam się wspinać, co było dość trudne zważając na ciemność i otaczający mnie śnieg, który nie wiadomo dlaczego jeszcze jest. W duchu modliłam się tylko by nie spaść.

Na tym dużym drzewie jest domek należący do bliźniąt. Odkąd poznałam Vanessę i jej brata często tam przesiadywałam. Na tym zadupiu nie ma zbytnio miejsc do których można było pójść więc całe dnie spędzaliśmy w tym domku. No oczywiście tylko wtedy gdy było ciepło.

Drzewo znajduje się blisko domu, a szczególnie jedna gałąź, która jest wystarczająco gruba by dało się po niej iść, więc tak też zrobiłam. Poszłam na jej koniec i trafiłam pod pewne okno. Okno, które bardzo dobrze znam, bo wchodziłam przez nie, nie raz. Było to magiczne wejście do śmierdzącej groty Daniela. Ciekawe czy coś się przez ten czas zmieniło, czy po prostu pisze się na pewną śmierć.

Zawsze zastanawiałam się dlaczego ich dom wygląda tak jak wygląda. Bo nie jest to normalny dom. Jest on zrobiony na wzór typowego amerykańskiego domu. Chyba rozumiecie o co mi chodzi.

Zawsze dziwiło mnie po co im okna otwierane do góry, tak jak w Stanach. Ale teraz już wiem. Pani Teresa zrobiła to bym mogła się tu włamywać. Cudowna kobieta.

Po chwili grzebania przy oknie udało mi się je otworzyć. Weszłam przez nie do środka i gdy tylko znalazłam się w pomieszczeniu usłyszałam głos chłopaka.

D - Co jest kurwa?! - momentalnie odwróciłam się w kierunku zapalającej się lampki nocnej przy łóżku chłopaka. Złapałam się teatralnie za serce by pokazać mu jak bardzo mnie przestraszył. - Emilly?

E - Obudziłam cię? - zapytałam, gdy zamykałam za sobą okno.

D - Tak! I cholernie przestraszyłaś! - wrzasnął podchodząc do mnie. Chłopak przytulił mnie po czym mnie podniósł i okręcił dookoła, na co zachichotałam. Nie myślałam, że aż tak się stęsknił. - Drzwiami nie można było? - zapytał odsuwając się ode mnie. Pokręciłam głową i się zaśmiałam.

I still love you // Jaden HosslerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz