ROZDZIAŁ 22

483 37 53
                                    

*Pov Jaden*

Pierwszy... drugi... piąty... sygnał, poczta głosowa.

Pierwszy... drugi... piąty... sygnał, poczta głosowa.

Pierwszy... drugi... piąty... sygnał, poczta głosowa.

Nic...

I tak od jebanej godziny. Dzwonię i pisze do niej na przemian, a ona nie odbiera, nie odpisuje, a nawet do cholery nie odczytuje moich wiadomości.

Musiało stać się coś naprawdę strasznego. Moja księżniczka cierpi i płacze, a mnie przy niej nie ma.

Mówiła, że nic się nie stało, ale znam ją za dobrze i już wiem kiedy kłamie. Teraz kłamała...

J - Japierdole! - krzyknąłem rzucając telefonem o ścianę. Zrobiłem to nawet nie martwiąc się o to, że mogłem go w ten sposób zniszczyć. Teraz nie jest ważne dla mnie nic, prócz Emilly. Mojej Emilly, która teraz siedzi sama w domu i płacze, a ja nawet nie wiem co się stało i nie wiem jak mam jej pomóc.

To pewnie moja wina. Gdybym nie wyjechał do tego pierdolonego Miami to na pewno nic by się nie stało.

B - Co ci ta biedna ściana zrobiła? - zażartował.

Gdy tylko usłyszałem jego głos, nagle mnie olśniło. Podniosłem się gwałtownie z łóżka, na którym siedziałem i podszedłem szybkim krokiem do bruneta, który opierał się barkiem o framugę drzwi. Zacisnąłem pięści na jego koszulce i z ogromną siłą pchnąłem go na ścianę.

J - To twoja wina! - wrzasnąłem i znowu uderzyłem jego plecami o ścianę. - To przez ciebie się rozłączyła. - na moje słowa chłopak zmarszczył brwi.

B - Hossler uspokój się! Hossler kurwa! - krzyczał, ale ja nie reagowałem. Furia zawładnęła moim ciałem. Nie docierało do mnie nic, tylko to, że to wszystko jego wina. To przez niego mój skarb się rozłączył, bo to on zaczął temat o dziecku, a każdy dobrze wie, że ona tego nienawidzi.

Nagle poczułem, że ktoś odciąga mnie od Bryce'a. Był to Blake. Chłopak złapał mnie za barki i przycisnął do ściany tuż obok miejsca, do którego ja przed chwilą przyszpilałem Halla. Oboje patrzyli na mnie zdziwieni i jakby zmartwieni.

Bl - Stary co jest? - zapytał puszczając mnie po chwili. Zsunąłem się po ścianie i gdy już siedziałem na podłodze, schowałem twarz w dłoniach. Łzy bezradności zaczęły wypływać z moich oczu. Może powinienem już wrócić do domu? Do niej? Może jakoś uda mi się jej pomóc. A przynajmniej pocieszyć, bo tak naprawdę chyba tylko to jestem w stanie zrobić.

B - Dlaczego to niby moja wina? - zapytał spokojnie. Nawet za spokojnie zważając na to, że to Hall i na to, że jeszcze parę chwil temu miałem ochotę go zamordować albo zrobić mu niewyobrażalnie wielką krzywdę.

J - Wspomniałeś o dziecku. - powiedziałem cicho, a mój głos stłumiły dłonie, w których w dalszym ciągu trzymałem twarz. Przez chwilę panowała między nami cisza, ale po chwili usłyszałem jak Bryce wzdycha i siada koło mnie na podłodze.

B - Ale to ty powiedziałeś, że może kiedyś ją przekonasz. - gdy tylko to powiedział, zamurowało mnie. Czyli to moja wina? To przeze mnie się rozłączyła? Może wyjaśnia to dlaczego teraz ode mnie nie odbiera?

***

J - A co jak stało się coś złego? A co jak ktoś włamał im się do domu i je zaatakował? A może dowiedziała się, że jest na coś chora? Że na przykład ma raka? Ale Emi by mi powiedziała, prawda? - minęła kolejna godzina i Emilly, ani Avani i Dixie nie dają znaków życia. Przez to wszystko włączył mi się delikatny słowotok, spowodowany chyba atakiem paniki i zacząłem gadać jak najęty, przez co zapewne wkurwiam wszystkich dookoła. Przez ten czas zdążyłem wymyślić już chyba z milion powodów, przez które mój skarb mógł płakać. Ciągle się tym zadręczam i nie mogę przestać o tym myśleć.

N - Jaden, uspokój się. Powiedziała, że nic jej się nie stało i że wszystko jest w porządku, więc tak jest. Przestań panikować. - powiedział z zadziwiającym spokojem. Jak on do cholery może być teraz spokojny?! Moja i jego dziewczyna nie dają oznak życia, a ten nie panikuje nawet w najmniejszym stopniu. Jak tak można?!

J - Nic nie jest w porządku. Noah ona płakała. To znaczy, że coś się stało. - uniosłem swój głos.

N - Może oglądały jakiś smutny film? Baby często na nich płaczą.

J - Ale nie moja Emi. Ona mnie wyśmiała, gdy popłakałem się na Królu Lwie. - uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Były to początki naszej znajomości. Byłem załamany po zdradzie Mads i nie chciałem gadać z nikim prócz Emilly. Wtedy ona przesiedziała ze mną pół dnia. Obejrzeliśmy wtedy kilka filmów, między innymi Króla Lwa, na którym się popłakałem, ale zaraz zaraz... on też się popłakała. Ale z niej szuja, a to ze mnie się śmiała, że jestem beksą.

Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie krzyczący do mnie z innego pokoju Anthony.

An - Hossler! Avani napisała, żebyś do niej zadzwonił. - gdy tylko to usłyszałem, pędem ruszyłem po mój telefon, który w dalszym ciągu leżał pod ścianą, o którą go rzuciłem. Gdy podniosłem urządzenie z podłogi, zobaczyłem, że ekran jest delikatnie pęknięty. Ale to mi teraz w niczym nie przeszkadza. Szybko wybrałem numer dziewczyny i już po dwóch sygnałach odebrała.

Av - Hej. - powiedziała niepewnie.

J - Hej, co z nią? Coś jej się stało? Dowiedziała się, że jest na coś chora? - powiedziałem na jednym wdechu.

Av - Nic jej nie jest. Nie, nie ma raka. - trochę mnie zdziwiło to co powiedziała. Skąd ona wiedziała, że o to mi chodziło? Czyżby Ant jej powiedział? Nagle w naszą rozmowę wciął się Bryce, a to dlatego, że miałem włączony tryb głośnomówiący.

B - A to może ma łaka maka fą?

Av- Ja pierdole... - szepnęła nagle. - Bryce łaka maka fą też nie ma.

J - Na pewno nic jej nie jest? Bo jak coś się dzieje, to ja mogę wrócić, nawet od razu. - na moje słowa dziewczyna westchnęła głośno.

Av - Jaden... wiem, że się martwisz, ale daj jej wszystko przemyśleć na spokojnie. Emilly powie ci wszystko, gdy będzie gotowa. Daj jej czas... - po tym dziewczyna się rozłączyła.

Teraz jestem już pewny, że coś się stało. Gdyby tak nie było, to Avani by tego nie powiedziała. "Powie ci jak będzie gotowa", "daj jej czas". Tylko o co chodzi?

B - Ty, a może ona jest w ciąży?!

Nie może być...

A co jeśli jest?

--------------------------

Rozdział został napisany dzięki pomocy pewnego robala, który w środku nocy postanowił przebiec maraton po mojej ręce, po czym zeskoczył z mojego łóżka i schował się gdzieś w moim pokoju, co sprawiło, że dostałam ataku paniki i nie zmrużyłam oka dzisiejszej nocy nawet na sekundę. Więc... ten rozdział jest dedykowany dla tego małego, czarnego skurwiela, który zapewne teraz się gdzieś na mnie czai.

Mimo tego, że rozdział jest o wiele krótszy niż zazwyczaj, to mam nadzieję, że wam się spodobał.

I still love you // Jaden HosslerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz