ROZDZIAŁ 29

489 26 15
                                    

E - Nienawidzę cię! - krzyknęłam, nieudolnie próbując wydostać się z sali, co nie wyszło mi przez złamaną rękę i brak jakichkolwiek umiejętności jazdy na wózku. Moje policzki były całe we łzach, a ja cały czas patrzyłam na chłopaka, nie wierząc, co przed chwilą się tu zadziało. Jak on kurwa mógł? I to do kurwy mnie?! - Przez ten wypadek chyba pierdolnąłeś się w łeb!

Chłopak patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem. Teraz już się nie śmiał, tak jak to było na samym początku. Teraz na jego twarzy widziałam tylko ból. I to nie taki ból spowodowany przez wypadek, tylko ból przez moje słowa.

Naprawdę nie rozumiem, dlaczego on to do chuja zrobił. Żeby kurwa żartować z takich rzeczy? Gdy powiedział wtedy te dwa słowa "znamy się?", ja prawie zeszłam tam na zawał. Oddech ugrzązł mi w gardle, a serce zatrzymało się na moment.

J - Emi... - szepnął słabo.

E - Nie odzywaj się do mnie. - odparłam i jakimś cudem udało mi dostać pod drzwi, przez które akurat wszedł doktor Brown.

Zbawicielu, zabierz mnie stąd, błagam...

Dr. - Coś się stało? - zapytał, spoglądając, to na mnie, to na Jadena.

E - Chce już wrócić do siebie. - odparłam cicho, spoglądając na mężczyznę przede mną. Popatrzył on na mnie zdziwiony, lecz po kilku sekundach kiwnął głową i zaczął wyprowadzać mnie z sali.

J - Emi, proszę... - to były ostatnie słowa z jego ust, jakie usłyszałam, przed opuszczeniem pomieszczenia.

Gdy powolnie przemierzaliśmy korytarz, kilka pojedynczych łez spłynęło po moich policzkach, lecz od razu starłam je rękawem bluzy.
W pewnym momencie, koło mnie pojawiła się bardzo dobrze znana mi kobieta, a mianowicie matka pewnego żartownisia, potocznie zwanego również moim narzeczonym. Blondynka widząc, że przed chwilą płakałam, od razu spytała.

Amy - Emilly, co się stało?

E - Zapytaj Jadena, może pochwali ci się, co wymyślił. - powiedziałam, a wręcz wysyczałam niemiło. Byłam zła. Zła na niego, że wymyślił takie coś. Dlaczego on w ogóle pomyślał, że będę się śmiać, gdy usłyszę, że mnie nie pamięta. Czułam się okropnie, taka... nieporadna. Chciało mi się płakać i nawet nie wiem, w którym momencie zaczęłam to robić. Ryczałam jak małe dziecko, a wszyscy, których mijaliśmy, patrzyli się na mnie dziwnie.

Po chwili z powrotem znalazłam się w swojej sali. Doktor Brown pomógł usiąść mi na łóżku i po tym, jak podał mi leki na uspokojenie, opuścił pomieszczenie.

Przez pewien czas siedziałam skulona i w dalszym ciągu płacząc, patrzyłam pusto przed siebie, myśląc o wszystkim i o niczym. Nagle mój telefon za wibrował, co sprawiło, że wyrwałam się z zamyślenia. Chwyciłam urządzenie i od razu weszłam w wiadomość.

Od: Lowelas mojej psióły

Jak tam u was?

Czytając nazwę kontaktu, mimowolnie się uśmiechnęłam. Nadal nie mogę uwierzyć, że to stało się na prawdę. Mój prezent urodzinowy dla Van zadziałał lepiej, niż się tego spodziewałam. Trochę długo im to zajęło, ale jednak marzenie Williams się spełniło i teraz można i nawet zalecane jest mówienie do niej pani Richards. Szczerze? Wydają się być idealną parą i mimo tego, że mieszkają na dwóch różnych końcach świata, to idzie im świetnie. Nigdy nie widziałam Josha zaangażowanego w coś aż tak bardzo. Widać, że mu na niej zależy i się z tego cieszę. Zawsze chciałam, żeby Vanessa była szczęśliwa, a wiem, że przy nim taka będzie, mimo tego, że w dalszym ciągu uważam, że Richards to idiota.

Do: Lowelas mojej psióły

Źle, szczególnie u mnie

I still love you // Jaden HosslerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz