Rozdział 15

10.9K 833 85
                                    

Głosujemy i komentujemy x


Gdy za oknem samochodu ujrzałam olbrzymi szyld z włoską flagą, poczułam okropny ścisk w żołądku. Auto zatrzymało się, a gdy wszyscy z niego wysiedli, odjechało z piskiem opon. Do wejścia prowadziła dość spora kolejka, oznaczało to jedynie tyle, że nie będzie to podmiejska knajpka z pizzą za kilka dolców. Nad drzwiami widniał spory napis Belissima, a zaraz pod nim, daszek kryjący szklane drzwi.

 Trzymając się nieco z tyłu, szłam za resztą. Kierowali się w stronę drzwi, nie zważając na krzywe miny ludzi, a wyraźnie można było dostrzec ich rozdrażnienie.

 - Kolejka- warknęłam, pociągając Hemmings’a za tył jego koszuli. Wykręcił się w moją stronę i posyłając szeroki uśmiech, wzruszył ramionami.

 Czułam się głupio, wymijając ich wszystkich. W końcu byli tutaj pierwsi i to oni powinni dostać się do środka przede mną.

 Ashton wyprzedził przyjaciół i szybkim krokiem podszedł do kelnera, przepuszczającego kolejne pary do środka. Nachylił się i ówcześnie mówiąc mu coś na ucho, szeroko się uśmiechnął. Pomimo początkowego niezadowolenia, mężczyzna w czarnej marynarce, wyciągnął ku niemu dłoń, by po chwili uścisnąć ją z uznaniem. Uchylił drzwi i machnął ręką na znak, że mamy wolne wejście. Uśmiechnęłam się w duchu, czy w tym mieście zna ich już każdy?

 Szłam kilka metrów za nimi ze spuszczoną głową. W momencie, gdy przechodziłam przez próg, poczułam mocny uścisk na przedramieniu. Wykręciłam twarz i zawistnym spojrzeniem zlustrowałam jeszcze parę chwil temu uśmiechniętego faceta.

 - A panienką dokąd?- warknął, odciągając mnie od drzwi.

 - Myślałam, że ma pan lepszy wzrok, wchodzę do restauracji- odburknęłam, wyrywając rękę.

 Stałam przed nim, masując obolałe miejsce. Po raz kolejny podjęłam próbę wejścia, lecz i tym razem pan "nigdzie nie wejdziesz" wdarł się pomiędzy moje plany.

 - Mam zadzwonić po policję?- wrzasnął, mocno ujmując w dłoń moją brodę. Odsunęłam twarz, a po chwili moim oczom ukazała się postać wysokiego blondyna, wychodzącego zza szklanej ściany.

 - Jakiś problem?- zapytał Lucas, obejmując mnie ramieniem. Czy on właśnie przyszedł mi na ratunek? No mniejsza, akurat z tym problemem poradziłabym sobie sama.

 - Ten nadęty bufon, nie chce mnie wpuścić- warknęłam, posyłając mężczyźnie w gajerku mordercze spojrzenie.

 -Doprawdy?- warknął Hemmings, unosząc wysoko brwi. Uśmiechał się sarkastycznie, próbując urazić o wiele niższego od siebie bruneta.

 - To ee.. jakieś.. yy, nieporozumienie  - wyjąkał zmieszany, nerwowo poprawiając swój srebrny krawat.

 - Tak właśnie myślałem- mruknął urażony blondyn.

 - Przepraszam panie Hemmings, pańska dziewczyna jest już dopisana do listy gości, zapraszam- powiedział z zażenowanym uśmiechem, zamykając granatowy zeszyt.

 - Ja wcale nie..- oburzona przez usłyszane słowa, od razu zaczęłam się tłumaczyć.

 - Dziękujemy- przerwał mi Luke i wręcz wepchnął na salę. Zgromiłam go wzrokiem na co jedynie lekko się zaśmiał. 

 W środku było pięknie. Burgundowy dywan idealnie współgrał z beżowymi ścianami. Gdzieniegdzie powieszone były złote ramy bez żadnych prac w środku, choć w sumie nie rozumiem gdzie tu logika. Na ścianę mogę popatrzeć sobie w domu. Westchnęłam lekko i zanim się zorientowałam, siedziałam przed zastawionym już stolikiem. Minimalizm tego miejsca, podobał mi się najbardziej.

Dire // Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz