Jeżeli nie czytaliście jeszcze poprzedniego (18) rozdziału, zachęcam do nadrobienia go. ;)
- Michael mówił, że jesteś wyjątkowa, ale nie sądziłem, że ma racje- powiedział, a po chwili lekko całując moje włosy, przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej.Zmarszczyłam brwi i tkwiłam w bezruchu przez kilka sekund. Nie wiem czy to wszystko zmierza w odpowiednim kierunku, w tym momencie czuję się przy nim taka prosta. Owija mnie wokół palca, a ja ulegam. Nie boję się tej bliskości, boję się tego, że mu zaufam, a do tego wiele nie trzeba.
Pokręciłam głową i odsunęłam się od niego, czując na ramionach powiew chłodnego wiatru.
- To nie jest najlepszy pomysł- rzuciłam i przetarłam twarz dłonią.
- Tak, ja.. nie wiem co sobie myślałem- powiedział skrępowanym tonem i położył zaciśnięte palce na kolanach.
- Ale fajnie, że jestem niesamowita- uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami, próbując rozluźnić atmosferę.
- Fajnie, że żartowałem- szturchnął mnie ramieniem, na co zaśmiałam się jeszcze głośniej.
Rozmawialiśmy o totalnych głupotach, począwszy od pogody, kończąc na tym, że Calum z pewnością został podrzucony.
Pomimo niezręcznego początku, reszta naszego spotkania mijała w akompaniamencie przyjemnych tematów i chociaż Lucas zachowywał się nieco dziwnie, uparcie wierzyłam, że to nie ja jestem tego powodem.
Wpatrywał się w przestrzeń roznoszącą przed nami, zastygając w swoim własnym spokoju. Był mi bardzo odległy i doskonale wiedziałam, że coś jest nie tak, nie sądziłam jednak, że dobrym posunięciem byłoby wtrącenie się.
Za tym chłopakiem po prostu nie można nadążyć. Jednego wieczoru rzuca mi się w ramiona, a kolejnego obwinia za odejście swojej dziewczyny. Nie wiem czy to normalne, ale jako jedyny na tym świecie, potrafi sprawić, że czuję się jednocześnie jak księżniczka i nic nie warte błoto.
Zatopiona we własnych myślach, skierowałam swój wzrok na wpatrzonego we mnie blondyna. Lekko zażenowana skrzyżowaniem naszych spojrzeń, zaczęłam rozmyślać w jaki sposób mogłabym go rozweselić. Chciałabym jakoś mu pomóc, bo to co zrobił dla mnie, było niesamowicie miłe.
- Gdzie jedziemy na wakacje?- zapytałam z szerokim uśmiechem.
- To my gdzieś razem jedziemy?- powiedział zadziwiony, unosząc wysoko brwi. Wyglądał tak zabawnie, że grzechem byłoby się nie zaśmiać. Jego włosy, nie rozumiejące grawitacji, nagle ją poznały i beztrosko opadły na jego czoło, zakrywając wysoko położone brwi.
- Oficjalnie zostałeś moją najlepszą psiapsiółką, teraz masz przechlapane. Zakupy, buciki, zawsze razem, no wiesz- powiedziałam jak napalona nastolatka, po czym zaczęłam się śmiać.
- Oczywiście!- powiedział z nieudawanym entuzjazmem.- Może Francja?- zaproponował po chwili.
- Idealnie- klasnęłam w dłonie i pokręciłam głową w ramach zażenowania naszą głupotą. Chłopak wstał i wyciągnął w moją stronę dłoń, wskazując na fakt, że się zbieramy. Nie zaprzestał jednak odgrywania naszej szopki.
- A może Włochy? Hmm?- powiedział, patrząc na latające nad nami ptaki.
- Tak! Francja jest super- rzekłam z uśmiechem.
- Hiszpania? Zawsze chciałem tam pojechać- odparł rozmarzonym głosem i włożył dłonie do kieszeni.
- Masz rację, Francja będzie świetna- zaśmiałam się delikatnie, kłując brzuch chłopaka.