Zachęcam do nadrobienia poprzedniego rozdziału! x
Miłego czytania ;)
Podejrzewam, że i tak nie zatęskni, w końcu tacy jak oni, mają takich jak ja na pęczki.
Widząc jego uśmiech, w środku miałam olbrzymią potrzebę rozerwania go na kawałki. Nie chodzi mi o to, że być może polubiłam go trochę bardziej niż powinnam, ale o to, że teraz jest na to wszystko taki obojętny.
Mogę mówić, że jest mi to obojętne i mogę robić to tak długo, aż każdy w to uwierzy, ale co mi po tym, skoro ja sama nie potrafię tego zrozumieć?
Delikatnie odwróciłam wzrok, blondyn nieudolnie usiłował za mną nadążyć. Przebierał nóżkami w prędkości światła, jednak te najwyraźniej odmawiały mu posłuszeństwa. Zacisnęłam wargi, próbując się nie roześmiać, bo czuję, że to skończyłoby się źle. W pewnym momencie przestałam słyszeć jego przyśpieszony oddech, zmarszczyłam brwi i po raz kolejny przechyliłam twarz.
Luke leżał krzyżem na ziemi, rozgniatając czyjś ogródek na miazgę.
- Wszystko w porządku?- powiedziałam, starając się brzmieć poważnie, co prawdopodobnie nie wyszło mi ani trochę.
- Czy ja wiem, chyba wyplułem płuca- burknął i podniósł się do pozycji siedzącej.
Podeszłam nieco bliżej i usiadłam na trawniku, skoro Luke może go niszczyć, dlaczego ja nie mogę? Oparłam się na łokciach i obserwowałam chłopaka, który nie wyglądał za dobrze. Jego skóra była zaróżowiona na policzkach, a po skroniach skapywały pojedyncze kropelki potu. Wyglądał tak marnie, aż zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że tak mocno go wymęczyłam.
- Przepraszam- mruknęłam i położyłam się plecami na trawie. Po chwili dołączył do mnie, leżeliśmy ramię w ramię.
- Słusznie- warknął, a mnie krew zaczęła buzować w żyłach. Zrobiłam pierwszy krok, a temu jeszcze coś nie pasuje? W sumie jasne, lepiej jest siedzieć i udawać paniusię.
- Czy Ty siebie słyszysz człowieku?- podniosłam głos, jednocześnie siadając. Chłopak zrobił to samo, jednak tym razem milczał, wpatrując się w moje oczy.
- Słuch mam w porządku.
- Świetnie, więc nie muszę Ci mówić jak wielkim kretynem jesteś- powiedziałam i oparłam głowę o kolana.
- Też nie jesteś lepsza, więc z łaski swojej mogłabyś się wreszcie zamknąć- warknął, a ja głośno wzdychając znów rzuciłam się na trawę.
Z zaciśniętą szczęką oglądałam białe kłęby chmur, zastygłe na delikatnie niebieskim niebie. Znów zaczęłam liczyć, jednak gdy zorientowałam się, że nic mi to nie daje, przestałam. Przymknęłam oczy i zaczęłam myśleć. Teraz jestem już przekonana, że byłam odskocznią od tego wszystkiego, a gdy i tak już się o wszystkim dowiedziałam, zostanę kozłem ofiarnym do wyżywania się.
- No i czemu nic nie mówisz?- powiedział lekko wzdychając, a ja zmarszczyłam brwi.
- Powiedziałeś żebym..- nie miałam ochoty tego powtórzyć - wydawało mi się, że tego nie chciałeś.- wzruszyłam ramionami, nadal mając zamknięte oczy.
- Byłem zły- warknął. - Nie chciałem żebyś była smutna.
- Wcale nie jestem.
- Ale byłaś- spuścił wzrok, a ja zrozumiałam, że chodzi mu o wczoraj. Lekko westchnęłam, jednak nie zdobyłam się na żadne słowa. - Ładnie wyglądasz- dodał, spoglądając na mnie spod brwi. No on sobie chyba żartuje.