Rozdział 11

11.9K 839 72
                                    

KOMENTUJEMY I GŁOSUJEMY SŁONECZKA

65 votes = Nowy rozdział ;)

Siedziałam na zielonym krześle, w myślach tworząc przeróżne sposoby na uniknięcie środowego koncertu. W życiu nie sądziłam, że będę zmuszona iść na koncert największej komercji.

Wystukiwałam rytm piosenki o kolano, uważnie obserwując drogę. Słońce od czasu do czasu wychylało się zza chmur, kłując moje niebieskie spojrzenie. Nie miałam pojęcia jakim autobusem jadę, także gdy zwróciłam uwagę, na znajomą mi już okolicę, mały uśmiech pojawił się na moich ustach.

Wstałam i oparłam się łokciem o żółtą barierkę przy drzwiach. Och, kimże byłabym gdybym, akurat wtedy nie poślizgnęła się i z hukiem upadła na tyłek? Wraz z odmówieniem całego łańcuszka niezbyt cenzuralnych słów, wyskoczyłam z pojazdu. Przenikliwy ból, sprawił że na mojej twarzy nadal widniał olbrzymi grymas. Szłam przed siebie zabijając wzrokiem każdego po kolei. Niektórzy odwzajemniali moje zachowanie, a inni po prostu unikali mojego spojrzenia.

Gdy dotarłam do domu, pierwszym miejscem, które odwiedziłam była kuchnia. Od samego ranka, nie miałam niczego w ustach, więc moje zachowanie było całkfowicie wytłumaczalne. Z nieobecnym wzrokiem, oceniałam nieskazitelność bieli, widniejącej na ścianie.

- Gdzie byłaś?- usłyszałam cichy i zachrypnięty głos, dochodzący do mnie z kanapy z salonie.

- Zwiedzić okolicę, no wiesz..- mruknęłam, biorąc do ręki szklankę z wodą.

- Jutro koncert, nawet nie wiesz jak się cieszę- powiedziała z olbrzymią ekscytacją.

- Super- odrzekłam z sarkastyczną obojętnością.- Naprawdę jestem tam potrzebna?- zapytałam, pełna nadziei.

- Mi potrzebny jest tylko Michael- rzekła prosto z mostu, ale kiedy zauważyła moją minę od razu dodała- ale Ty jesteś moją najlepszą i najwspanialszą przyjaciółką, dlatego też pójdziesz tam razem ze mną.

Drętwo przekręciłam oczami i porozumiewawczo kiwnęłam głową. Dobra mina do złej gry, chyba tak to się nazywa?

~*~

Od rana po moim domu krzątały się jakieś obce osoby, były obce dla mnie, nie dla Jasmine. Wstydziłam się podejść, więc po prostu siedziałam na kanapie, grając w GTA. Nie wiedziałam po co, na co i w jakim celu znajdują się oni tutaj, ale wiedziałam, że w tym harmidrze nie dowiem się niczego konkretnego. Beznamiętnym wzrokiem zabijałam kolejnych ludzi w grze, czując lekki niedosyt.

- Ej spokojnie, wyrośnie z Ciebie niezły psychopata- ktoś zadrwił za moimi plecami. Niechętnie odwróciłam wzrok, za sobą ujrzałam Calum'a. Byłam tak zajęta unicestwianiem ludzkości, że nawet nie zwróciłam uwagi na ich przybycie. Wzruszyłam ramionami i powróciłam do totalnej destrukcji. Po chwili poczułam jak materac obok mnie, zostaje przygnieciony ciężarem jego ciała. Objechałam go wzrokiem i niewzruszona, wykręciłam twarz.

- Mam pytanie- mruknęłam, nadal na niego nie patrząc. - Jesteś może z Chin?

- Nie, nie jestem- rzekł lekko oburzony.

- Ale na pewno masz tam rodzinę- odburknęłam, siłując się z kontrolerem.

- Ugh, mówię, że nie mam.

- Jasne..

- A zakład?- wyciągnął w moją stronę dłoń o ciemnej karnacji. Przejechałam po niej wzrokiem i uśmiechając się pod nosem, znów wykręciłam twarz.

- Chyba pogrzebowy.

Na moje słowa jedynie lekko się zaśmiał. Jeżeli mam być szczera, to właśnie Calum zachowuje się najprzyjaźniej z nich wszystkich. Siedział obok mnie, obserwując każdy mój ruch. Nie czułam się jednak obserwowana, co było dość dziwne, bo nie jestem przyzwyczajona do obecności chłopców.

Dire // Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz