Prolog

31.7K 1.3K 293
                                    

Każdego ranka budziły mnie głośne krzyki dobiegające z pokoju rodziców. Od kiedy wróciłam z odwyku kłócili się o każdą, najdrobniejszą błahostkę.

Nie rozmawialiśmy ze sobą. To znaczy ja nie rozmawiałam z nimi. Każda podejmowana przez nich próba kontaktu kończyła się płaczem. Nie potrafiłam im wybaczyć. To przez nich zaczęłam to robić, przez ich ignorancje. Idealność mojego brata, zawsze wsuwała mnie w ciemny zaułek do którego nikt nie próbował nawet zajrzeć.

 Stworzyłam dookoła siebie barierę nie do przejścia. Odosobniłam się od ludzi, bałam się ich, nie ufałam. Ciężko jest zaufać kiedy ktoś tyle razy cię zawiódł, prawda?

 Jasne, nie zawsze taka byłam. Miałam chłopaka, przyjaciół. Prowadziłam normalne życie, jak każda inna 16letnia dziewczyna. Wszystko zaczęło się od tego, że Carl zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką. Świat się dla mnie skończył.

       To dziwne, miałam wszystko, ale tak naprawdę nie miałam nikogo.

 Załamałam się, zamknęłam w sobie.  Nie miałam z kim porozmawiać, nie miałam nikogo kto przejmowałby się tym co czuję. Dobrze wiedziałam, że dusząc wszystko w sobie zabijałam się, w niewidoczny sposób, od wewnątrz.

 Czułam jak z każdą kolejną chwilą moje serce biło coraz wolniej, wiedziałam że jest źle, wiedziałam też że nikogo to nie interesuje.

 Zaznaczałam na sobie swoją własną historię. Każda osobna blizna oznaczała zachwianie się mojego świata.

 Na początku delikatne draśnięcia, później mocniejsze. Następnie rana szyta przez którą trafiłam do tego jebanego psychiatryka. Straciłam w nim rok życia. Rok beznadziejnego wpatrywania się w biały sufit. I chociaż już dawno przestałam to robić, blizny na moich nadgarstkach nadal o tym przypominają. Nie lubię tych wspomnień.

                     Wolałabym obudzić się z amnezją 

  Od moich problemów minęły już dwa lata. Uodporniłam się od wszelkich kłopotów, bo stały się one moją codziennością. Stałam się samowystarczalna. Nie potrzebuję nikogo żeby dobrze sobie radzić. Zmieniłam swoje nastawienie do świata. Mam ciężki charakter, ale potrafię przyznać się do błędu. Wiem, że wybrałam niewłaściwą drogę, ale teraz chcę zacząć wszystko od nowa. Przeprowadzka do Sydney jest pierwszym punktem na mojej liście.

                                                ~o~

 - Kurwa, spóźnimy się!- krzyknęła Yas stojąc u progu drzwi.

 - I tak się spóźnimy- powiedziałam ze spokojem zgrabnie ją wymijając.

 - Jak zwykle..-mruknęła pod nosem.

  Wpakowaliśmy bagaże do auta i ruszyliśmy na samolot. Dzień wolności wreszcie nadszedł. Po 15 minutach męczącej drogi w akompaniamencie jakże przydatnych rad mojej rodzicielki, której tak między nami nie miałam okazji słuchać, dotarłyśmy do budynku lotniska. Błądziliśmy oszklonymi korytarzami szukając odpowiedniej odprawy. Szaro-błękitna podłoga idealnie odbijała nasze sylwetki oświetlone promieniami słońca.

 Kiedy usłyszeliśmy dźwięk informujący nas o odlocie byliśmy już przy naszym wejściu. Jeżeli o mnie chodzi obyłoby się bez żadnych scen pożegnań, tęsknienia czy niewiadomo czego. Zdziwiło mnie jedynie zachowanie mojej matki, która nie ukrywała łez. Jej córeczka dorasta, wyjeżdża i zostawia swoją biedną opiekunkę. Doprawdy takie to ckliwe.

Kobieto, co robiłaś przez 18 lat mojego życia? Nie było Cię, więc teraz też Cię nie potrzebuję. A wspominałam już, że nawet nie pozwalała mówić mi do siebie mamo? Resztkami sił starała poczuć się młodziej.  Przekręciłam artystycznie oczami i przytuliłam ją ukazując wszystkim naszą na pokaz cudowną rodzinę.

Dire // Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz