Rozdział 24

9K 794 36
                                    

Miłego czytania! x


Irytowało mnie dosłownie wszystko. Zaczynając od świateł bijących po moich oczach, kończąc na zbyt głośnym oddechu Jasmine.

 Co z tego, że różniło nas piętro i ponad 7 ścian. Jej dyszenie usłyszałabym nawet z drugiego końca miasta i w żadnym wypadku nie było to nic pozytywnego. Nakryłam głowę poduszką, chroniąc się przed hałasem, który prawdopodobnie istniał jedynie w mojej głowie.

 Kręciłam się z boku na bok, jednocześnie skopując z siebie całą kołdrę. Czułam się źle z tym wszystkim. Jak na zawołanie usiadłam, jednocześnie krzyżując nogi.

Księżyc świecący pełnią swojego blasku, ani trochę nie poprawiał mojego samopoczucia, wręcz przeciwnie, wprawiał mnie w mega dół. Dlaczego noc jest czasem rozmyślań i filozoficznych wyznań? To jedynie wszystko utrudnia, no bo co? Siedzisz skulona w rogu pokoju i walczysz z własnymi myślami, które mają ochotę Cię załatwić.

Czuję się tak głupio, dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej? Jeżeli mam być szczera, wstydzę się siebie i swojej naiwności. Oni wszyscy musieli mieć z tego niezły ubaw, w końcu nie zawsze mają okazję poznać kogoś kto na scenie muzycznej zatrzymał się w latach 80.

Nie rozumiem też, dlaczego się mną bawił? Jego dotyk, trzymanie się za rączki, okazywanie mi współczucia, po co było to wszystko, skoro doskonale wiedział, że coraz bardziej zatraca się w kłamstwie? Przez niego poczułam się taka.. ważna i naprawdę miałam wrażenie, że jako jeden z nielicznych mnie pojmuje.

 Wtedy na klifie pomyślałam nawet, że może wcale nie jestem mu całkowicie obojętna, że może faktycznie mu na mnie zależy. No, a później wszystko wyszło na jaw.

W jednej chwili poczułam do niego olbrzymią odrazę i wydaje mi się, że muszę wziąć go na dystans.  Myślę, że całkowite odseparowanie się od ich towarzystwa, nie będzie najlepszym rozwiązaniem z uwagi na stosunki pomiędzy Jas, a Michael'em.

Jedno jest pewne, zabawna Jemma już nigdy więcej nie będzie główną rozrywką dla kilku rozpieszczonych gwiazdek.

Wpojona w swój własny świat, nie pamiętam kiedy usnęłam.

~*~

Obudziło mnie natarczywe stukanie pozostałości po nocnym deszczu. Odkąd tu jestem, czyli przez ostatnie kilka tygodni, ciągle pada. Tak więc proszę państwa, oto ja i moje szczęście. To już chyba taki dwupak. Gdzie Jemma, tam i deszcz.

Wskazówki zegara wskazywały w pół do ósmej, co zapowiadało poranny bieg. Spodobał mi się ten cały sport, chociaż miałam nadzieję, że dzisiejszego ranka będzie mi dane spocić się w samotności.

Z nieprzytomnym wzrokiem zeszłam z łóżka i podchodząc do okna, spojrzałam na drogę. Przy chodniku siedział Lucas, oczywiście był tyłem, także nie mógł widzieć mojej zniesmaczonej miny, chociaż może gdyby było inaczej, bez gadania wróciłby do domu. Zmrużyłam oczy i bezpowrotnym ruchem, zasłoniłam rolety. W pokoju zapanował półmrok, lekko niwelujący bałagan.

Idąc w kierunku łazienki, ani trochę nie zastanawiałam się nad strojem czy fryzurą. Moje myśli skupione były jedynie na chłopaku czyhającym pod moim własnym domem.

Ubrałam się w pierwsze lepsze dresy, koszulkę na ramiączka, a włosy spięłam w zwyczajny kucyk, nie zwracając większej uwagi na opuchnięte oczy i poszarzałą skórę, zbiegłam po schodach.

 W międzyczasie usłyszałam donośne chrapanie z pokoju Jas, ta dziewczyna pracuje jak kombajn. Współczuję Michael'owi z całego serca.

Wyszłam przed dom, mając nadzieję, że blondyn już sobie poszedł. On jednak nadal tam był. Stał przy skrzynce na listy, obrócony do mnie plecami. Splótł dłonie na karku, przez co miałam idealny wgląd na lekko zarysowane mięśnie pleców.

Po kilku minutach obserwacji, zebrałam się odwagę i wyszłam przed dom. Luke słysząc czyjąś obecność, wykręcił w moją stronę głowę, po czym niechętnie wstał z miejsca. Podeszłam nieco bliżej, ale nadal nie odezwałam się ani jednym słowem. Po prostu patrzyłam.

Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, co znaczyło, że nie miał zamiaru mnie przeprosić, a ja chciałam tylko pobiegać. Wyminęłam go więc zgrabnym krokiem i rozpoczęłam samotny bieg. Słyszałam gdzieś w oddali jego oddech, czyli jednak nici z mojej samotności.

- Długo masz zamiar się tak obrażać?- burknął nagle, nadal będąc za mną.

- Coś mówiłeś?- spytałam, obojętnym tonem.

- Jems - mruknął i wyrównał odległość pomiędzy nami.

- Jemma- powiedziałam ostro i rzuciłam mu przelotne spojrzenie. - Jakiś problem?

- Dlaczego to robisz?- spytał, nadal próbując utrzymać moje tempo.

- Robię co? Ach, no tak.. zapomniałam- powiedziałam i lekko pacnęłam swoje czoło. - Mogę prosić o autograf?- spytałam.

Chłopak westchnął ciężko, a ja mając dość, przyśpieszyłam zostawiając go z tyłu.

Im dłużej biegniemy, tym bardziej nieoczywiste jest cała ta sytuacja. Luke nawet nie próbuje przeprosić, co sprawia, że ja nie mam ochoty z nim rozmawiać.

Najbardziej gryzie mnie to, że czuję się przy nim strasznie naturalnie i to, co wytworzyło się pomiędzy nami przypomina swego rodzaju więź. Tylko śmiem wątpić, czy to tylko moje przypuszczenia, czy to wszystko naprawdę takie jest.

Widząc, że chłopak po raz kolejny dorównał mi kroku, zbiegam na trawę, gwałtownie skręcając w boczną uliczkę. Pół godziny szybkiego truchtu naprawdę potrafi zmęczyć, a brak wody doskwiera wtedy dwa razy mocniej.

Usiadłam na trawie i wyrównując oddech, spoglądałam na Luke'a, który zachłannie opróżniał wzrokiem moją butelkę. Moja wina, że nie wziął picia?

Gdy nasze spojrzenia się spotkały, wypuściłam z ust powietrze i wydając z siebie pomruk niezadowolenia, opadłam plecami na trawę. Do moich uszu dobiegł cichy chichot chłopaka, co spowodowało, że na niego spojrzałam.

Był wykończony, usta mu spierzchły, a oddech drastycznie się spłycił. Gdyby nie fakt, że zostały mi pewne ludzkie uczucia, chłopak miałby pecha.

Leniwym ruchem wyjęłam zapasową butelkę wody i ówcześnie lekko gwizdając, by zwrócić jego uwagę, rzuciłam mu ją w ramiona. Butelka była lodowata, także jego mina, gdy poczuł zimno na dłoniach, była na tyle zabawna, że na moich ustach pojawił się uśmiech.

- Wiedziałem, że mnie lubisz- uśmiechnął się, upijając łyk picia.

- To, że się uśmiecham, wcale nie znaczy, że Cię lubię- wzruszyłam ramionami i usiadłam spory kawałek od niego.

Uśmiech jak uśmiech. Taki sam dla pani ze spożywczego, taki sam dla kierowcy autobusu i taki sam dla Luke'a. Nic w tym nadzwyczajnego.

- Ale wcale nie musiałaś dawać mi tej wody- powiedział, unosząc do góry butelkę.

- Powiedzmy, że czasem mam ludzkie odruchy- powiedziałam z sarkazmem i chwytając plecak, podniosłam się do pionu. Mierząc blondyna bezuczuciowym spojrzeniem, rozpoczęłam podróż powrotną, pozostawiając go samego.

Podejrzewam, że i tak nie zatęskni, w końcu tacy jak oni, mają takich jak ja na pęczki.

_____________________

Dobrej nocy! x

Inga x

Dire // Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz