To był zwyczajny piątek, kiedy go spotkałam. Od tego też czasu, piątki są dla mnie najmniej ulubionym dniem tygodnia.
Poranne zajęcia na uczelni, obiad w taniej knajpie ze znajomymi i zaraz biegłam do pracy w kawiarni. Lubiłam być niezależna finansowa, choć wkład był niewielki i nadal rodzice mi pomagali. Cieszyła mnie myśl, że zarobiłam na siebie choć odrobinę.
Moi rodzice to konserwatywni ludzie biznesu. Myślą o pieniądzach i wysokim poziomie życia. Naprawdę ich kochałam, ale czasem czułam się tak jakbym nie była kompletnie z nimi spokrewniona. Oboje stąpali mocno po ziemi, byli realistami i ludźmi biznesu. Dorobili się fortuny na własnym biznesie, który razem stworzyli. Wiedzieli tylko zysk i blask flaszy. Ja byłam inna. Byłam marzycielką, pragnącą stworzyć coś, co wstrząśnie ludźmi. Nie pragnęłam sławy, pieniędzy, czy wygodnego życia.
Jednak nie byłam na tyle silna, by się im przeciwstawić. Nie akceptowali mojej pasji. Twierdzili, że do niczego z tym nie dojdę. Dlatego wylądowałam na studiach matematycznych. Pragnęłam zostać pisarką, a obliczam logiczne szyki liczb. Byłam w tym dobra, ale nie sprawiało mi to radości. Jednak zbyt bardzo bałam się rozczarować rodziców i zmierzyć się z porażką, by spróbować tego co podpowiadało mi serce. Mogłam to robić tylko cichaczem.
Dlatego też pracowała, by opłacić kursy i warsztaty pisarskie. Nie poddawałam się, ale obawiałam się niepowodzenia tak bardzo, że potrzebowałam poduszki bezpieczeństwa, jaką byli moi rodzice i opłacalne studia.
Kiedy to wszystko się rozpoczęło, byłam tuż przed zakończeniem pierwszego roku studiów i rozpoczęcia mojego pierwszego warsztatu pisarskiego.
Byłam podekscytowana tym wszystkim, dlatego nie mogłam przestać się uśmiechać tego dnia.
– Zakochałaś się?
Zaskoczona nagłym pytaniem, oderwałam się od ekspresu do kawy i spojrzałam na Łukasza. Był moim kolegą z pracy, który najczęściej miał ze mną zmianę. Był wysokim szatynem o pogodnych oczach. Był najbardziej uroczym oraz najprzystojniejszym facetem jakiego poznałam. Podejrzewałam, że jest robotem. Był zawsze pogodny, i mimo że studiował medycynę, to do tego pracował, imprezował i miał zawsze czas na to, by móc pomóc innym. Nie miałam pojęcia jak on to robił. Chyba miał dłuższą dobę niż my zwykli śmiertelnicy.
– Nie, dlaczego?
– Szczerzysz się do tego automatu od dobrych kilku minut – parsknął, opierając się niecały metr ode mnie o blat. Skrzyżował ręce na piersi i przybrał zabawnie surowe spojrzenie, które kompletnie do niego nie pasowało. – No już, przyznawaj się starszemu koledze.
– Jesteś starszy tylko cztery lata.
– To dużo. Jak ty się rodziłaś, ja już jeździłem na rowerze.
– Masz na myśli trójkołowcu, na którym jeździsz do teraz? – pisnęłam, kiedy mnie dźgnął w bok. – Żartowałam!
Zaprzestał mnie torturować i wyprostował się, patrząc na mnie z góry. Wyglądał całkiem groźnie z jedną brwią uniesioną do góry.
– Więc?
Nie odpowiedziałam od razu. Z głupawym uśmiechem wyłączyłam najpierw maszynę i spojrzałam na niego z ekscytacją. Pociągnęłam go za wstążkę od firmowego fartucha, dając znać, by się pochylił. Zrobił to, ale mimo wszystko i tak stanęłam na palcach, by szepnąć mu do ucha.
– Zapisałam się na warsztat pisarki.
Odwrócił w moją stronę twarz, marszcząc brwi. Z takiej bliskości doskonale widziałam ciemniejsze plamki w jego tęczówkach.
CZYTASZ
Boski Głupek
AdventureDobra, słuchajcie. Ja naprawdę nie chciałam poznać boga i być wplątana w jego interesy. To było ostatnie co mogłabym sobie zażyczyć od świętego Mikołaja. Jednak, na moje nieszczęście, to na mnie trafił cały ten pogmatwany cyrk. To ja go znalazłam, n...