Rozdział 40

479 48 6
                                    



Już od wstępu byłam zirytowana tym, że robię za goryla i ochroniarza. Owszem byłam za równouprawnieniem. No ale cholera! Dlaczego to ja mam zawsze bronić tych dwóch ćwoków z większym stażem na tej ziemi, niż ja mogłabym pomarzyć?

Dlatego taka wściekła szłam pierwsza sztywnym krokiem, trzymając wysoko latarkę. Szłam w głąb, będąc na pierwszej linii ataku.

Przynajmniej Ikar się na coś przydał, bo sam zaproponował, że będzie szedł ostatni i zostawiał po nas ślady, jak nam doradził Aseel.

Skrzydlaty powiedział, że teraz czuje się prawie jak Perseusz. Nie wiem w czym był taki dumny, bo tylko zostawiał za nami sznurek byśmy trafili do wyjścia. No, ale tego szatyna już dawno postanowiłam przestać próbować zrozumieć. Gości miał swój świat i nie posługiwał się angielskim. Wszyscy byliśmy zdrowsi nie próbując wchodzić sobie za bardzo w drogę.

Tak jak podejrzewałam, ciemność tutaj nie była normalna, czy naturalna. Pochłaniała jakby światło, ale latarki od Aseela prawdopodobnie były jakieś specjalne, bo oświetlały nam troszkę drogę.

Mimo tej irytacji, starałam się skupiać na naszych odgłosach kroków oraz innych niezidentyfikowanych dźwiękach, które mogły być potencjalnym zagrożeniem. Naprawdę oczekiwałam każdego stwora i paskudztwa tutaj.

Trzymałam podarowany przez Aseela sztylet w gotowości. Oczywiście zanim go wyciągnęłam, Ikar zlustrował mnie wzrokiem, a Pol poprosił bym nikogo przez przypadek nie dźgnęła. Odpowiedziałam im, że nic nie obiecuję.

Trochę się martwiłam, że przeszliśmy tyle drogi, a jeszcze nic się nie stało. Nic nie spotkaliśmy ani nic nie usłyszeliśmy konkretnego. Powoli już zaczęłam wątpić w słowa Aseela, że tu rzeczywiście jest nasze nieszczęście. Mógł się przecież pomylić, sam nie był w końcu pewny, co tutaj jest za nieszczęście.

I właśnie w momencie, kiedy się trochę rozluźniłam i pozwoliłam sobie na chwilę roztargnienia, straciłam całkowicie grunt pod nogami.

– MAJA!

Nie wiem jak to się stało, nie było widać żadnej dziury ani nic takiego! W prawdzie posadzka była czarna i kontury nie były wyraźne, ale i tak latarka powinna jakkolwiek ją uchwycić.

– Kurwa, kurwa, kurwa... – sapałam spanikowana ślizgając się po zimnym kamieniu, jak na zjeżdżalni. Próbowałam wyhamować, ale to było niemożliwe. Było zbyt stromo i ślisko.

Z zawrotną prędkością zjechałam prosto w górkę piasku, co zamortyzowało upadek. Cholera, dlaczego zawsze ja? Najgorsze było to, że się rozłączyliśmy.

Przeklinając pod nosem wstałam i się rozejrzałam. No i przeklęłam niemal od razu drugi raz.

Chyba byłam w centrum jaskini, bo było to duże okrągłe pomieszczenie, gdzie w ścianach były małe otwory, które wpuszczały promienie światła. Wszystko kierowało się w stronę kamiennego podwyższenia, gdzie znajdowało się pewne stworzenie. Ogromne stworzenie.

Zdrętwiałam czujnie, widząc czaple wielkości słonia. W tym słabym świetle, mogłam dostrzec, że jest to ptak o niecodziennych kolorach. Miał niebiesko–złote pióra.

Jednak najgorsze było to, że mimo że był skulony i oddychał wolno jakby spał, jedno oko było wpatrzone prosto we mnie. Czułam doskonale jak jego spojrzenie włazi mi pod skórę i analizuje duszę.

– Że też parę dni przed moim jubileuszem coś takiego się przypałętało. – Głos rozszedł się echem, choć nie byłam pewna czy rzeczywiście on to powiedział.

– Przepraszam? – wykrztusiłam, zmieszana, bo miał dziwnie przemądrzały głos, a ja niewiele rozumiałam.

– Wyczuwam w tobie znajomą krew – westchnął ze zmęczeniem, unosząc swoją długą głowę. – Młoda jesteś, całkiem świeża. Kim jesteś?

Wyciągnęłam przed siebie sztylet. Nie czułam się bezpieczne pod jego wścibskim spojrzeniem. Do tego jeszcze pomyśleć, że jest pewnie jakimś potworem mitologicznym, to tym bardziej mu nie ufałam.

– I po co tyle agresji? – westchnął. – Podejdź bliżej, chcę ci się przyjrzeć jak już tutaj wpadłaś.

Nie ruszyłam się w pierwszej chwili z miejsca. Ale kiedy i on się nie ruszył, oczekując aż się namyślę, zrobiłam parę ostrożnych kroków w stronę bardziej rozświetlonego miejsca, by mnie dokładnie ujżał.

Cały czas miałam sztylet w gotowości.

– Ojojojojojooj... – zaskrzeczał z ciekawością, przekrzywiając swoją długą szyję w drugą stronę. – Bohater... - westchnął, a mi przeszło przez myśl: skąd on to wie. – Do tego oryginalne połączenie. Fascynujące.

Nie miałam bladego pojęcia o czym mówi. Ale czy ja w ogóle chciałam wiedzieć?

– Szwenda się tutaj Smutek? – zapytałam.

Skoro już tu muszę być przy takim stworze, to może się czegoś dowiem?

– W każdym z nas – westchnął sentymentalnie, a ja zapragnęłam zrobić sobie kapelusz z jego piór.

– Nie mam tego na myśli – powiedziałam trochę zbyt warkliwie, jak na rozmowę z postacią, której potęgi nie znałam.

– Wiem.

Przysięgam, że mimo posiadania dzioba, to się uśmiechnął złośliwe.

Nienawidziłam mitologicznych stworów.

– Więc? – ponagliłam, zniecierpliwiona.

Przez tą dziwną rozmowę, nawet nie zauważyłam kiedy opuściłam broń.

– Nie zadałaś pytania.

– Zadałam.

– Ale nie dokładne, udzieliłem przecież odpowiedzi na poprzednie, prawda?

Straciłam już kompletnie ochotę na rozmowę z nim. Już wolałam wpaść do kryjówki jakieś krwiożerczej bestii. Łatwiej by mi się z nią rozmawiało.

A właściwie wiedziałabym jak mu odpowiedzieć. Sztylet w serce i po sprawie.

– Widzę, że mamusia cię bardzo kocha.

Zmienił nagle temat, do tego jeszcze wypowiadając takie słowa, że aż zakręciło mi się w głowie. Jaka matka? O czym on mówi? Do diabła ona była w Polsce, nic nieświadoma tego co się ze mną dzieję. Pewnie jest wściekła, zwłaszcza że byłam pewna, że amerykańskie władze powiadomiły polską policję o moim pojawieniu się tutaj.

Wydziedziczenie jest bardzo prawdopodobne w tym momencie.

– Co?

– To takie urocze... – westchnął, trzęsąc kuperkiem.

– Co? – Zmarszczyłam mocno brwi, znów nie do końca rejestrując, że podchodzę do niego coraz bliżej. – O czym ty mówisz. Jaka matka?

– Jesteś bardziej niedomyślna niż ten idiota Re.

Już chciałam mu powiedzieć, co myślę o jego zagmatwanych słowach i obrażaniu mnie, kiedy rozszedł się przeszywający krzyk rozpaczy. Rozchodził się ze wszystkich stron, a ja doskonale rozpoznałam głos Pola.

– A chciałem sobie tylko spokojnie pospać z dala od wszystkich – jęknął. – Znalazłaś chyba ten swój smutek, bohaterko. 

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz