W życiu nie byłam bardziej sparaliżowana z szoku. Mimo zaatakowania i niebezpieczeństwa, nie włączyła mi się agresja, a adrenalina nie wystrzeliła.
A to dlatego, że to Pol się nie mnie rzucił! Ostatnia osoba, o którą mogłam o taką akcję posądzić.
Czułam tylko niedowierzanie i pewnego rodzaju smutek. Smutek, że Pol mnie zaatakował, chciał mnie skrzywdzić.
Złapał mnie za szyję i zaczął mnie dusić. Jego twarz, kompletnie nie przypominająca głupka, którego znałam. Była wykrzywiona w grymas prawdziwej furii.
Kaszlnęłam i bardziej instynktownie, złapałam go za napięty nadgarstek. Naciskał na mnie, brakowało mi tlenu, a kamienie boleśnie wbijały mi się w kręgosłup.
Wszystko wypadło mi z dłoni, nie miałam kompletnie czym się bronić.
Jednak nie wiem czy by to coś zmieniło. Podświadomie sie chciałam robić krzywdy Polowi, nie wiem czy zdołałabym go ostatecznie dźgnąć czy inaczej zranić.
Bolało, łzy ciskały mi się do oczu, tlenu mi kompletnie już brakowało. Chciałam wymówić jego imię, chciałam jęknąć i krzyczeć z bólu, prosić by się ogarnął. Ale nie dałam rady.
Kaszlnęłam jeszcze raz, a raczej wycharczałam z trudem coś.
Pol mógł mnie tutaj udusić, mógł mnie zabić w przypływie tej nieprawdziwej złości. Byliśmy już na półmetku zakończenia tej gonitwy za Nieszczęściami.
Na pewno tak nie skończę. O nie, mowy nie ma.
Miałam przy sobie tylko jedną rzecz. Nieśmiertelnik nadal był opleciony wokół mojej dłoni i dziwnie mnie grzał. Nie zmienił się w żadną broń ani nic.
Właśnie wtedy zirytowana pomyślałam:
– Zaraz umrę z rąk własnego ojca, a ty znów będziesz tylko kawałkiem metalu...
I wtedy wszystko zadziało się błyskawicznie, a ja nie do końca panowałam nad sytuacją.
Moja ręka wystrzeliła błyskawicznie sama w stronę twarzy Pola i przyłożyła mu tak mocno, że ten poleciał na kamienną ścianę i zacharczał zwierzęco z wściekłości. Naprawdę, kompletnie mu odbiło.
No, a to wszystko przez Nieszczęście, które niedaleko sobie lewitowało w czarnej postaci i na wszystko patrzyło.
Ja sama jęknęłam, przeturlałam się na bok i próbowałam wziąć jak najwięcej powietrza. Łzy spłynęły mi po policzkach. Gardło mnie piekło. Nigdy w życiu tak nie doceniałem każdego wdechu.
Moja prawa ręką, gdzie znajdowała się moja broń, piekła mnie i pulsowała dziwną energią. Dodawała mi siły i trzymywała trzeźwość myślenia.
Kaszlnęłam ostatni raz i spojrzałam na Pola, który już się ogarnął i podnosił. Zaraz zamierzał ponownie mnie zaatakować.
Sama uniosłam się na rękach i nadal ciężko łapiąc oddech, ścisnęłam wisiorek i kątem oka obserwowałam Pola, jak i Nieszczęście.
– POL! – krzyknęłam, próbując jakoś do niego dotrzeć.
I może troszkę mi się udało, bo jego mina nagle zmieniła się w zmieszaną i zawahał się na moment. Jednak zaraz furia do niego powróciła i znów mnie zaatakował.
I ponownie, moje ruchy nie do końca należały do mnie. Znaczy, panowałam nad swoim ciałem, ale to było tak jakby ktoś mi podpowiadał, co zrobić.
Dlatego właśnie kiedy Pol na nowo się na mnie rzucił, ja kopnęłam go w brzuch obiema nogami i odrzuciłam go na parę metrów, ponownie. Ten dystans dał mi chwilę, by wstać.
Zanim akcja zdołała dotrzeć do mojego mózgu i zarejestrować wszystko, Pol chwycił za kamień i ponownie z wściekłym krzykiem się na mnie rzucił, a ja błyskawicznie odpowiedziałam kontratakiem.
Nie wiem kiedy, ale w mojej dłoni nagle zamiast naszyjnika pojawiła się najprawdziwsza długa włócznia. No i tą włócznią zaczęłam obracać tak, jakbym się z nią urodziła w dłoni.
Nie była jakoś specjalnie ciężka, ale też nie za lekka, bym doskonale wyczuwała jej ciężar w dłoni. Nim zrozumiałam jak niebezpieczny przedmiot trzymam, dźgnęłam Pola ostrym zakończeniem broni.
Padł jak długi i mimo że naprawdę poważnie go zraniłam to nie skupiłam się na nim, ale na pudełku parę metrów dalej. Używając tej długiej włóczni jak kija bejsbolowego, uderzyłam w skrzynkę tak, że poleciała w stronę Nieszczęścia i uderzyła w skałę, co spowodowało że wieczko się otworzyło, a Nieszczęście zassało.
Odetchnęła i rzuciłam się na przedmiot i zatrzasnęłam wieczko, a następnie zasunęłam suwak. Natychmiast jęknęłam z ulgi. Koniec wściekłości i ataków.
Ale zaraz ulga zniknęła, kiedy doszło do mnie pochlipywanie. No tak. Pol był poważnie ranny.
Zostawiłam złapane Nieszczęście, włócznia znów stała się nieśmiertelnikiem, a ja zostałam w ciemnym korytarzu z rannym ojcem.
Szybko do niego doskoczyłam turlając do nas latarkę, która mimo że mrugała, nadal dawała światło. Płakał trzymając się za dziurę w brzuchu.
Dotknęłam jego zakrwawionej ręki, czując wyrzuty sumienia i strach, że zrobiłam mu krzywdę i może tego nie przeżyć.
– O mój Boże – jęknęłam. – Tak mi przykro Pol, nie chciałam ci zrobić prawdziwej krzywdy.
Rozpłakał się jeszcze bardziej i przechylił się w moim kierunku, bym go objęła. Zrobiłam tak.
– Boli? – szepnęłam spanikowana.
Spojrzał na mnie blady i cały zaryczany.
– Tak bardzo cię przepraszam.
– Za co? – zapytałam zaskoczona.
– Jako twój ojciec, nigdy nie powinienem dać się opanować Nieszczęściu i chcieć się zranić.
Opis agresji Pola na Maje był dla mnie dość ciężki, ale jakoś w końcu to skończyłam. :)
CZYTASZ
Boski Głupek
AdventureDobra, słuchajcie. Ja naprawdę nie chciałam poznać boga i być wplątana w jego interesy. To było ostatnie co mogłabym sobie zażyczyć od świętego Mikołaja. Jednak, na moje nieszczęście, to na mnie trafił cały ten pogmatwany cyrk. To ja go znalazłam, n...