Rozdział 42

444 44 8
                                    



Ikar, jak zagubione dziecko szedł za mną, trzymając mnie za rękaw. Nie odzywał się ani słowem, ale ja czuła jego palący wzrok na mój kark.

Żałowałam, że go pocałowałam. Mogłam mu porządnie przyłożyć w głowę. Wszystkim to by wyszło najlepiej. On nie miałby mętliku w głowie albo dziwnych nadziei, a ja nie musiałabym mieć wyrzutów sumienia i nie byłabym speszona.

Trzeba było jednak stawi temu wszystkiemu czoła. Ale to później.

Teraz trzeba było znaleźć i uratować Pola. Po krzykach wnioskowałam, że nie dzieję się najlepiej.

Kierowałam się po głosach, więc szłam głównie na ślepo, zwłaszcza, że im dalej szłam, tym latarka dawała jakby coraz mniej światła.

Chyba zbliżaliśmy się do Nieszczęścia.

Wnioskując po zachowaniu Ikara, to mieliśmy do czynienia ze Smutkiem. Musiałam się psychicznie przygotować, by nie wyć jak Pol, przypominając zarzynaną kaczkę.

W końcu dotarliśmy na miejsce. A w każdym razie tak wywnioskowałam po kupce skulonej postaci w kącie korytarza i ciemnym kształcie stojącym nad nią.

Wyglądał trochę jak demon. Nie miał materialnego i stałego kształtu. Czy właśnie tak wyglądają Nieszczęścia? Jak czarny dym?

Najwyraźniej, bo za każdym razem jak się poruszał, a raczej falował, to Pol jęczał. Płakał, jęczał i miał czkawkę. Takiego połączeni nigdy nie widziałam na swoje oczy.

Zdenerwowałam się, że tak męczy mojego, powiedzmy szczerze i dobitnie, ojca. I tak konkretnie go prześladował psychicznie, bo pewnie miał z czego. Nieśmiertelność jednak ma swoje minusy.

Cóż, jak zwykle przez adrenalinę nie wiele myślałam. Chwyciłam pierwszy lepszy kamień, który napatoczył się przy mojej stopie i rzucałam go w stronę tego dymu.

– Wypierdalaj, Straszydło! – krzyknęłam głośno i dziarsko, nim podbiegłam do Pola.

Mimo że była to niematerialna postać, odfrunęła trochę w bok. Oczywiście nie zakończyło to płaczu Pola, a nawet doprowadziło Ikara do dodatkowego szlochania. Jednak szatyn szybko przestał, kiedy go najpierw kopnęłam, a później uszczypnęłam w bok.

Przecież całować go nie będę drugi raz.

Dobiegłam szybko do pryszczatego i uklęknęłam przed nim.

– Pol, Pol! – Klepałam go po twarzy, by skupił się całkowicie na mnie. – Ej, stary...

Miał zamglony wzrok, nadal płakał. Wyglądało to identycznie jak u Ikara. Byli w swoim świecie.

– Jestem okropnym ojcem – jęczał niewyraźnie. – Wcale się na niego nie nadaję. Ja naprawdę przepraszam, że cie w to wciągnąłem. – Chyba mówił do mnie. – Zawsze coś zepsuję. Tak jak moje związki. Biedny Hiacynt, kochałem go. A Dafne...

Naprawdę, ostatnie co chciałam, było by zaczął wymieniać swoje nieudane związki.

Naprawdę wyglądał żałośnie, cały zapłakany i osmarkany. Szkoda mi go było, bo Smutek wyciągał twoje całe cierpienie ukryte wewnątrz ciebie. Wychodzi na to, że Pol rzeczywiście to wszystko czuł i niezwykle żałował swojej przeszłości.

Normalnie jest głupkowaty i wesoły. Ale teraz dopiero zrozumiałam ile cierpienia w sobie nosi i jak przeżywa swoje błędy i niepowodzenia.

Jak najlepiej zwalczyć smutek? Chyba radością. Dlatego postawiłam na chwalenie i podniesienie jego ego. Na Pola powinno to zadziałać.

– Hej, hej. Jesteś moim ojcem – zaczęłam, łapiąc go brutalniej za twarz, tak że moje palce wbiły się w jego trądzikowate policzki. – Lubię cię i szanuję, mimo że nie okazuję. Martwię się o ciebie. – Szczerze powiedziawszy, mówiłam rzeczy, które rzeczywiście myślałam i czułam. Jednak za żadne skarby tego nie powtórzę. – Wcale nie mam do ciebie takiego żalu jak myślisz. Podoba mi się adrenalina i naprawdę chcę ci pomóc, patałachu. Więc przestań się mazać! – wrzasnęłam ostro na końcu.

Nie wierzę, że to wszystko powiedziałam na głos. Ale nie widziałam innego wyjścia, jak uspokoić jego wyrzuty sumienia. Cóż, tego wszystkiego zła, przez jego życie, się nazbierało.

Chyba rzeczywiście do niego dotarłam, bo spojrzał na mnie niespodziewanie bardziej trzeźwo i objął mnie mocno. Zaraz dołączył do nas Ikar, pewnie nie do końca ogarniając co się dzieje. Uznał pewnie, że skoro się przytulamy, to i on chce.

Naprawdę coraz lepiej zaczynałam rozumieć obu facetów.

Ten stan jednak nie mógł trwać za długo, bo nadal Smutek gdzieś tam obok nas lewitował. Chłopacy byli podatni, dlatego jak zaczną mi płakać jak dzieci razem, to nie będę wiedzieć jak ich obu uspokoić.

Odsunęłam się gwałtownie i wstałam, bo się rozejrzeć. No i z przerażeniem odkryłam, że ten czarny dym przestał być małym obłokiem, ale zaczął się rozszerzać po całym pomieszczeniu.

Instynktownie wyczułam, że chce nas udusić. Osaczyć tak byśmy zapłakali się z cierpienia na śmierć.

Trzeba było działać, więc wyciągnęłam podarowany mi nóż przez Aseela i natychmiast poczułam jak głupie to posunięcie. Co ja zrobię ostrzem obłokowi?

I ku zaskoczenia wszystkich, najbardziej trzeźwo w tym momencie pomyślał Ikar. Szatyn skoczył w stronę plecaka, który miałam na plecach i zaskakująco zwinnie wyjął pudełko Pandory, które dała nam Artemida.

Chciałam powiedzieć coś w stylu: „Gościu, jesteś wielki", ale nie było na to czasu.

Odebrałam puszkę, otworzyłam i natychmiast to niepozorne pudełko zaczęło zasysać powietrze. Rozszedł się piskliwy krzyk, a ja przez siłę wciągania musiałam się cofnąć, by to wszystko utrzymać.

Minutę później zamykałam wieczko i zdezorientowana patrzałam na pudło.

To wszystko? Oczekiwałam walki na śmierć i życie. Sama spodziewałam się rozryczeć, na przykład przez tęsknotę za domem.

Jednak nic. Aż poczułam rozczarowanie.

– To było za łatwe – podsumowałam na głos, wkładając pudło z powrotem do plecaka.

Chyba jednak Pol nie podzielał mojej uwagi.

– Za łatwe? – zbulwersowała się, skacząc na równe nogi i pociągając nosem. – Kurwa! Całą cię obładował amuletami! To nie fair!

Zerknęłam na ozdoby, które ofiarował mi Aseel. Cóż, widać kto jest jego ulubieńcem. 

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz