Rozdział 27

494 45 1
                                    

Powłóczyłam nogami, idąc za żywymi i kłótliwymi bliźniakami. Miałam ich dosyć, jak i całego tego lasu. Byłam zmęczona. A wiszący na mnie Ikar, który nadal bał się Artemidy wcale mi nie pomagał. Przyległ do mnie jak lep. Chyba oczekiwał, że przy mnie jest najbezpieczniej, a ja sama go obronie przed boginią.

Tak, bo mam jakiekolwiek szanse z nią.

Zresztą, kobieta jakby o nas zapomniała. Skupiała się tylko na Polu, a Ikara jakby kompletnie nie widziała. Wszyscy uznaliśmy to na zgodę, na to że może iść do jej rezydencji.

Nie miałam nawet siłą go odtrącać i kazać iść samemu.

Było naprawdę ciemno, ale świetliki unoszące się nad naszą głową i ogromny księżyc przedzierający się przez koronę drzew dodawał mi otuchy. Było na tyle jasno bym widziała dokładnie ruchy bliźniaków przede mną. A to liczyła się najbardziej. Miałam swego rodzaju kontrole i wiedziałam co się dzieję.

W końcu doszliśmy na miejsce, a ja odetchnęłam głośno. Dom Artemidy robił wrażenie. Na pierwsze wrażenie może się wydawać, że to zwykła drewniana chata, jednak nie. To był rozległa, jednopiętrowa rezydencja, o pięknym ogrodzie, dzikich drzewach i masą spokojnie chodzących sobie dzikich zwierząt. Na dachu rósł mech, a zamiast drzwi tradycyjnych, miała przesuwane drewniane płyty o rzeźbionych roślinach i zwierzętach.

Dlaczego Pol nie ma takiego bogatego, ale stylowego wyczucia smaku? Tu aż biło od natury i jej dziewiczej formy.

Weszliśmy na ogromną werandę, a kobieta jednym machnięciem dłoni otworzyła trzy płyty robiące za drzwi.

– Chodźcie, pokaże wam pokój, w którym będziecie spać – powiedziała zaskakująco miło Artemida.

Natychmiast włączył mi się dzwonek ostrzegaczy. Czy ona coś planuje? Czy chce nas wyrżnąć we własnym domu? Może Ares nas uprzedził, a co jak...

– No właź! – wrzasnął na mnie zirytowany Pol, kiedy stałam i się nie ruszałam.

Natychmiast spojrzał na niego spod byka. Na mnie śmie krzyczeć, kiedy ja się martwię o nasze bezpieczeństwo?

– Sam wejdź pierwszy – odpyskowałam mu natychmiast.

Jak ma coś nas zaatakować, to przynajmniej jego pożre pierwszego i będzie miał nauczkę.

– O nie – natychmiast do mnie podszedł i pociągnął za rękaw – tak się nie bawimy. Każe ci wejść pierwszą.

– A ja tobie każę wejść pierwszym – odpowiedziałam mu zapierając się piętami.

– Naprawdę się o to kłócicie? – zapytała z niedowierzeniem Artemida.

Natychmiast oboje na nią spojrzeliśmy z irytacją. Bo to była ważna kłótnia. Pol będąc byłym bogiem uważa się za niewiadomo kogo i chce mi rozkazywać. Natomiast teraz jest wściekły, bo mój bunt uwiera go w dumę. A ja nie dam sobie wejść na głowę.

I tak właśnie nie możemy się dogadać.

Ostatecznie stanęło na tym, że wspólnie wtoczyliśmy się do pomieszczenie, poszczypując się i popychając. Może rzeczywiście zachowywaliśmy się dziecinnie.

Znaleźliśmy się w pusty pokój. Nie było tutaj kompletnie nic oprócz mat i stoliczka z ziołami w rogu. Styl przypominał mi architekturę japońskich domów. Ale nie obchodziło mnie to. Było tu ciepło, cicho i bezpiecznie.

– Rozgoście się – powiedziała srebrnowłosa. – Zaraz do was przyjdę. – I zniknęła za innymi zasuwanymi drzwiami.

Natychmiast położyłam się na ziemi, kładąc plecak jako poduszką, a Pol położył się zaraz obok mnie, kładąc głowę na zwiniętym śpiworze.

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz