Niedobrze mi się zrobiło na ten charakterystyczny dźwięk. To był ewidentnie krzyk zrozpaczonej osoby. Miał tonację takiego cierpienia, że włosy stanęły mi dęba. Czemu takie akcje dzieją się, kiedy mnie nie ma obok?
Wiedziałam, że muszę iść, ale jednocześnie nie czułam się komfortowo odwrócić się od tego stwora plecami i tak po prostu odbiec, i go zostawić. A co jak wstanie i nas zaatakuje z zaskoczenia?
Ta czapla powodowała we mnie wzmożoną czujność. Czymkolwiek ta czapla jest, oczywiście.
– Kim ty właściwie jesteś? – zapytałam, robiąc nerwowy ruch w stronę jednego z większych tuneli, przez które byłam gotowa przejść i iść do atakowanego Pola.
W końcu potrzebował pilnie mojej pomocy.
– Na to przyjedzie jeszcze czas, hybrydo.
– Hybrydo? – warknęłam zirytowana, czując się urażona tym określeniem.
– Nic się nie denerwuj. To wspaniale! – Miałam wrażenie, że złośliwie się uśmiechnął. – Jestem pewny, że niedługo się spotkamy, a teraz biegnij ratować rodzinę.
Zmrużyłam oczy, ale postanowiłam postawić na Pola i odrzucić niebezpieczeństwo oraz dziwactwa ze strony mitologicznej czapli.
Naprawdę nigdy nie spodziewałam się, że będę miała taki problemy. Co będzie ważniejsze – niebezpieczna czapla czy krzyki byłego boga, który jest moim ojcem.
Ostatni raz zmierzyłam wzrokiem ogromną czaple i ruszyłam biegiem włączając na nowo latarkę. To, że ona jeszcze działa, to było cudem.
Pewnie małym cudem od Aseela.
Biegłam szybko, kierując się tylko prosto. Nie myślałam specjalnie gdzie się kieruję, liczyło się tylko to, że krzyk Pola był coraz bliżej.
Właściwie niewiele się przejmowałam czy znów wpadnę do jakieś dziury, czy zaraz może Smutek mnie zaatakuję. Bardziej liczyło się to, by uspokoić tego nieszczęśnika, który w tym momencie aż się dławił z płaczu.
Wiedziałam, że dźwięk odbija się od ścian, a echo atakuję z różnych stron, jednak jakoś wiedziałam doskonale, w którym kierunku jest źródło tej rozpaczy.
Jednak ta moja nieuwaga i skupienie na dźwiękach, w końcu się na mnie odbiła. Zahaczyłam o coś stopą, co spowodowała, że upadłam jak długa na twardą ziemię i latarka wypadła mi z dłoni. Poturlała się metr dalej, a ja głośno jęknęłam zbierając się z gleby. Bolało, nie dało się ukryć.
Zaraz jednak cała się nastroszyłam i skoczyłam do kucka, gdy usłyszałam obce jęknięcie i chlip płaczu. Trochę niechlujnie wymacałam coś miękkiego i ciepłego obok siebie. Odpowiedział to tym samym dźwiękiem, przez co odskoczyłam jeszcze bardziej i doskoczyłam do latarki która zaraz znalazła się w mojej dłoni. Z nią jakoś pewniej się poczułam.
Szybko najechałam światłem na jęczącą postać i szczerze poczułam wyrzuty sumienia, że zapomniałam o tak ważnej postaci.
Ikar siedział pod ścianą, skulony, drżąc. Płakał, jęczał, ale zarazem wydawał się nieobecny. Jego oczy w słabym świetle wydały się zamglone, jakby blade.
– Ikaros – powiedziałam zdławionym tonem po grecku, bo liczyłam, że to do niego bardziej dojdzie. – Ikaros!
Nie reagował ani na moje krzyki, ani na moje szarpnięcia. Dziwnie okazywał smutek. Zamykał się jakby w sobie, natomiast Pol nadal darł się w niebogłosy.
Jednak aby dojść do Pola, musiałam najpierw ogarnąć Ikara.
Dlatego właśnie przysunęłam się do niego jeszcze bliżej i złapałam go mocno za twarz, by skupił wzrok w końcu na mnie. Nadal miał jednak zamglony, nieobecny wzrok.
On wcale mnie nie widział.
– Bampás – szeptał w kółko, a ja zrozumiałam, że woła swojego ojca.
– Ikaros – powtórzyłam najłagodniej jak potrafiłam.
Cóż, krzykiem to ja na pewno nie osiągnęłabym nic konkretnego.
– Eímai ilíthios. – Nagle się odpalił. Mówił szybko, jakby w amoku. – Áfisa to stereótypo patéra kai eípe ... me miseí ... Eímai énas ilíthios gios. énas egoistís gios.
Naprawdę nie do końca wiedziałam, co zrobić. Żałowałam go. Mogłam się tylko domyślać co mówi, gdyż mój grecki był na poziomie gorszym niż marny. Jednak w jego cichych słowach było tyle cierpienia i żalu, że aż mi zebrało się na płacz.
Położyłam jedną dłoń na jego szyi, drugą na jego policzku, który okazał się wcale nie tak gładki jak oczekiwałam.
Patrzył mi prosto w oczy, mimo że mnie nie widział. Przynajmniej przez mój dotyk przestał drżeć. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, w taki sposób, że nasze czoła się ze sobą styknęły.
Dzięki temu unieruchomiłam mu głowę.
– Kaneís den noiázetai – wyszeptał już zupełnie inny tonem.
Nie wiem jak, ale zrozumiałam sens tych słów. I do tego wszystkiego, coś we mnie poruszyły. Tym razem oczy Ikara nie były tylko smutne, błyszczały jeszcze czymś innym. Zupełnie innym rodzajem bólu.
Zrozumiałam w tym momencie, że wcale go nie znam. Mimo że łazi cicho za nami z uśmiechem na ustach i wydaje się ciekawskim szczeniaczkiem, ciąży w nim jakiś dziwny rodzaj bólu, którego nigdy nie zrozumiem.
Nie wiem co mną kierowało. Może ta nowa więź i uczucia chęci opieki nad tym nieszczęśnikiem? W każdym razie zachowałam się nieodpowiedzialnie i impulsywnie.
By uspokoić to cierpiącą w ciszy kupkę, pocałowałam go.
Cóż, głupio się przyznać, ale całowałam beznadziejnie. Doświadczenie miałam tylko z filmów romantycznych, więc ten skrzydlaty jełop musiał się tym zadowolić i przetrawić.
Chyba pocałunek nie był długi, bo jak tylko poczułam, że Ikar się rozluźnia, jego usta się otwierają, a on cicho westchnął, to natychmiast od niego odskoczyłam.
Tym razem patrzył na mnie znany mi Ikar. Jego oczy błyszczały, policzki były czerwone, a mina tak samo idiotyczna jak zawsze.
Oczywiście zrobiło mi się troszkę głupio. A jak robi mi się głupio, to reaguję agresją.
– Nie wyobrażaj sobie za wiele, głupku – wysyczałam i wstałam błyskawicznie.
Ikar chyba nie do końca ogarniał rzeczywistość, bo tylko się na mnie patrzył. Dlatego postanowiłam mu pomóc ze wstaniem w mało łagodny sposób.
Musieliśmy w końcu ogarnąć nadal płaczącego Pola, który Bóg wie gdzie jest, co robi i jak mocno teraz przeżywa swoją rozpacz.
A w końcu miał wiele okazji do smutku podczas swojej nieśmiertelności, co pewnie Smutek doskonale wykorzystuje.
Miałam nadzieję, że dam radę go ogarnąć, bo na pewno nie pójdzie tak łatwo jak z Ikarem.
CZYTASZ
Boski Głupek
AdventureDobra, słuchajcie. Ja naprawdę nie chciałam poznać boga i być wplątana w jego interesy. To było ostatnie co mogłabym sobie zażyczyć od świętego Mikołaja. Jednak, na moje nieszczęście, to na mnie trafił cały ten pogmatwany cyrk. To ja go znalazłam, n...