Rozdział 61

422 42 14
                                    



Dyskusja z Aresem to jak próba dogadania się z wściekłym psem na łańcuchu. Naprawdę.

– Ale..

– Nie.

– To ważne...

– Nie.

– Ale chcę...

– Nie.

No jak szczekanie psa. Nawet nie do końca pozwalał mi dojść do słowa i wygłosić swoje wybitne argumenty przekonywujące.

Prawdopodobnie moja matka nie była żadnym wybitnym mówcą, bo szło mi to okropnie. Nie dałabym rady przekonać nawet kamienia, że jest kamieniem.

Mówię o matce, bo wiadomo już, że Pol to ma problem z przeliterowaniem swojego własnego imienia, a co tu dużo mówić o byciu mistrzem w dyskusjach.

Ale przyznać, że się starał.

– Nie możesz zabrać mi córki, Ares. Zwariowałeś? – wypiszczał.

– Mogę. Jesteś niedysponowany. Nie podźwigniesz tego by wyszkolić bohatera. Ja to zrobię.

Z niepokojem zaczęłam obserwować, że ci wszyscy podopieczni Aresa zaczynają się zbierać i jakby przygotowywać do walki.

No chyba nie. Nie zamierzam się z nimi wszystkimi bić jakbym była w cyrku.

– Cchcesz mi zabrać wszystkie prawa do posiadania córki!

Zaobserwowałam Elię, który zrobił ruch jakby chciał pałką przyłożyć komuś w głowę i wskazał na Aresa.

Szybko pokręciłam głową, by tego nie robił.

Ares nie da tak łatwo się podejść. Widziałam jak stoi cały napięty. Na pewno wyczułby zbliżającego się Elię za jego plecami. Raz mi się udało, drugi raz nie da się nikomu zhańbić.

– Nie możesz mi zabrać córki – drążył dalej Pol – jeszcze skazywać mnie na samotną podróż. To nie humanitarne!

No muszę przyznać. Pol ma się czego bać, zważywszy na ilość wrogów, których sobie narobił przez swoją nieśmiertelność.

– Nie jestem człowiekiem – odpyskował mu Ares.

– Nie bogomanitarne! – poprawił się wybitnie błyskotliwie.

Chciało mi się śmiać, ale powstrzymałam się przez powagę sytuacji.

Jeśli Ares postawi na sowim ja będę dostawał bęcki od niego i tych wszystkich tutaj dzikich ludzi. Natomiast Pol został prawdopodobnie wbity na pal przez swojego byłego kochanka.

Tak byśmy skończyli jakbyśmy zostali rozdzieleni. Ani mi ani jemu się to nie opłacało.

Czułam się trochę tak jakbyśmy dyskutowali na temat sprzedaży auta. A tu przecież chodziło o moją wolność! Do diabła, moim ojcem zastępczym miał zostać Ares. Przecież on mi skopie tak dupsko, że się nie podniosę przez rok.

– Puszcze was – powiedział, kiedy chciałam podtrzymać Pola za koszulkę, bo był gotowy rzucić się na Aresa swoimi chudymi rękami – pod warunkiem, że dobrowolnie podpiszesz papiery – padło nagle ze strony Ares.

Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Myślałam, że Ares w końcu straci cierpliwość, weźmie mnie pod pachę i zamknie gdzieś w chacie, a Pola wywali siłą.

– Mowy nie ma – dopowiedział od razu Pol.

– To zapomnij – powiedział krótko, coraz bardziej tracąc cierpliwość do Pola.

Musieliśmy w końcu podjąć jakąś decyzję. Ares był jak bomba. Nie widomo kiedy wybuchnie.

– Zastanowię się nad tym. – Pol próbował grać nonszalanckiego.

Nie wychodziło mu to.

– Masz mi tutaj dać przysięgę na Styks, że przekażesz mi opiekę – zażądał Ares, robiąc krok w jego stronę.

– Ale to nie fair. – Tupnął dziecinnie nogą. – To mój plemnik.

W tym momencie przestalam wierzyć w ludzkość.

– Zaraz ci wyrwę chuja i już nie będziesz miał plemników – warknęłam, uderzając go w ramię.

– Ała! To świętokradztwo!

– Skończyliście? – warknął Ares zirytowany nami. – Jaka decyzja?

Pol przeskoczył z nogi na nogę i w końcu rzucił:

– Dobra.

Spojrzałam na niego wściekła. Dupny z niego negocjator i ojciec. Ale nie jestem szczerze powiedziawszy bardzo zaskoczona.

– Na Styks – przypomniał.

– Przysięgam na Styks, że podpiszę papiery adopcyjne  po misji. Jednak będziemy negocjować warunki.

– Jakie warunki? – Chyba naprawdę tracił cierpliwość. – Śmiesz mieć jakieś?

– Na ile będę jej ojcem – wyjaśnił.

Czyli i tak traci kontrole i prawa bycia ojcem, ale chce negocjować w ogóle przynależność. Powoli rozumiałam.

Ares spojrzał jakoś dziwnie na niego spojrzał. Po czym wyciągnął fajkę i zapałki z kieszeni swoich bojówek i zaciągnął się mocno dymem papierosowym.

Spojrzał na mnie i dmuchnął mi w twarz dymem. Nawet nie drgnęłam, patrząc mu z wyzwaniem w oczy. Chce mnie zastraszyć?

– Szczylu... – zaczął.

– Co?

– Nie waż mi się zginąć. – Machną dłonią z odpaloną fajką.

Zaraz po tym Pol do mnie doskoczył i chwycił mnie za rękę, ciągnąć do chatki gdzie było wyjście.

– To nara, Ares – powiedział niechlujnie Pol.

Odprowadził nas spojrzeniem, paląc fajkę. Czułam na karku jego palący wzrok.

– Zamierzasz to zrobić? – szepnęłam, kiedy Elia i Ikar już otwierali klapę i jako pierwsi schodzili na dół. – Skazujesz mnie na bycie wojownikiem pod tyranią boga wojny?

– Nie – odpowiedział w taki sposób jakby oszalała.

– A czy to nie oznacza wojny z... – Przerwał mi szybko:

– Pomyślimy nad tym później.

Chyba mamy kłopoty. Jeszcze większe niż mieliśmy. 

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz