Rozdział 5

906 67 14
                                    


Czułam jak siła grawitacji wciska mnie do podłogi windy. Było to na tyle silne, że nie dałam rady poruszać kończynami. Leżałam obezwładniona, zmęczona i załamana. Obok mnie siedział ten dziwny chłopak. Dyszał i wyglądał pewnie niewiele lepiej niż ja teraz. 

– Co to w ogóle jest? – zagadałam po minucie.

– Portal.

– Wiele mi to mówi – sarknęłam i spróbowałam podnieść się na łokciach.

Wyglądał bardziej na zmęczonego niż przerażonego całą tą sytuacją. Ja też paskudnie się czułam. Cała adrenalina i jakakolwiek siła ze mnie zeszła. Czułam się jak gumowa lalka. Nie byłam pewna czy utrzymałabym się na nogach, gdybym teraz wstała.

Podnosząc głowę zakręciło mi się w głowie.

– Każdy bóg ma możliwość korzystania z portali, jeśli zna hasło – wyjaśnił dość monotonnym głosem.

– Czyli to co krzyknąłeś...

– Tak, moje hasło.

– Greka?

– Tak. Portale, z reguły, znajdują się w windach najwyższych budynków w mieście.

– Czyli naprawdę jesteś bogiem Apollo w ciele śmiertelnika?

Posłał mi poważne spojrzenie, zupełnie nie pasujące do twarzy nastolatka. Teraz naprawdę byłam w stanie mu uwierzyć w każde słowo.

Nie zdążył jednak nic dodać, ani ja o nic dodatkowo zapytać, bo winda wydała z siebie charakterystyczny dźwięk i w sekundę winda stała się znów metalową puszką, a drzwi rozsunęły się, ukazując grupę opalonych ludzi.

Musieliśmy wyglądać naprawdę niecodziennie. Dwa dzieciaki, leżące na podłodze windy. Jeszcze do tego nie prezentowaliśmy się na pewno za dobrze, przez to zwiewanie przed potworami podczas gradu.

– Tutto bene?  – zapytał najbliżej stojący mężczyzna w białym szaliku i garniturze. – Ragazzi?

Szybko do mnie dotarło, że już nie jestem w Szczecinie, a nawet w Polsce. Prawdopodobnie znajdowaliśmy się w jakieś windzie w Mediolanie, wnioskując po wcześniejszym wrzasku tego świra. Przyjrzałam się wszystkim. Tak, to zdecydowanie Włosi.

– Si! Tutto bene, grazie! – odwrzasnął im błyskawicznie chłopak i szarpnięciem wyciągnął mnie na zewnątrz.

Co ciekawe nie zdziwiło mnie to tak bardzo, że wyskoczyliśmy na włoską ulicę Mediolanu, ale to, że on znał włoski.

– Więc – zaatakowałam go natychmiast, kiedy stanęliśmy w miejscu, a on zaczął się rozglądać – co teraz geniuszu?

Naprawdę nikt teraz nie powinien mi się dziwić, że byłam niemiła i zirytowana. Facet zniszczył mi spokojny piątak, jaki miałam sobie przeżyć.

– Myślę...

– Super. Przecież widać, że to twoje specjalność! – sarknęłam.

Nawet się nie zmieszałam, jak spojrzał na mnie surowo. Miałam gdzieś czy jest tym bogiem, czy nie.

– Gdybym miał swoją moc, już dawno spaliłbym cię na wiór.

Ta groźba nie zrobiła na mnie żadnego wrażenie. Po pierwsze byłam zbyt na niego wściekła, po drugiej, groźby wypowiedziane przez dzieciaka, któremu spodnie zsuwają się z tyłka są mało wiarygodne.

– W ogóle, jak do tego doszło?

Zaczęłam się zastanawiać, czy nie żałować tego pytania, bo widocznie był zadowolony z niego.

– Zostałem ukarany przez Herę za zestrzelenie jej świętych pawi.

– Tak się wkurzyła za jakieś ptaki? – powtórzyłam z niedowierzeniem.

Wzruszył ramionami, jakby sam tego nie rozumiał i nie widział w tym nic złego.

Przewróciłam oczami. Całe to zamieszanie o jakieś ptaki.

– Cudownie. – Zaplotłam ręce pod piersiami i spojrzałam na niego ostro. – Którędy do Polski? Bieda chyba nie będzie cię ścigać po całym świecie, co?

Posłał mi ciężkie spojrzenie, niewiele wyrażające. Poczułam zimno w żołądku. Nie podobało mi się jego zachowanie. O wiele bardzie wolałam spanikowanego smarkacza.

– Nie rozumiesz prawda?

– Czego?

– Nie tylko mnie chce teraz złapać. Ty też jesteś celem. Nie możesz wrócić do domu. W ogóle nie powinnaś się pokazywać na ziemiach polskich.

Poczułam się tak jakbym dostała w twarz. Nie tak się umawialiśmy, nie taki miał być plan. Niczemu nie byłam winna. Dlaczego mam dostawać za kogoś, kogo nawet nie znam? To było niesprawiedliwe.

Pomyślałam o mojej rodzinie, moich studiach i znajomych. Nawet o kursie pisarskim, za który zapłaciłam z góry. Wszystko poszło się walić.

– Jak mi pomożesz wrócić do mojej dawnej formy – złapał mnie za rękę, przez co w pierwszej chwili chciałam się odsunąć, ale mnie przytrzymał – obiecuję ci, że zapewnie ci ochronę i będziesz mogła bezpiecznie wrócić do domu.

Patrzył mi prosto w oczy. Niebieskie obwódki, które były ledwie widoczne przez dominuję brązowego koloru w tęczówkach, teraz przejęły władzę i kolor jego oczu był identyczny, jak mój. Jasny błękit, ale trochę bardziej intensywniejszy, jakby nie był do końca ludzki.

Dopiero teraz do mnie doszło, że naprawdę obcuje z byłym bogiem. Że gdyby nie jego żałosna forma, już dawno zmiótłby mnie z powierzchni ziemi za niegrzeczne odzywki.

Zagryzłam dolną wargę i spojrzałam w bok. Nie widziałam na co się piszę, ale od razu mogłam wyczuć, że to pakowanie się w gniazdo żmij, pełne bomb i wściekłych babć, podobnych do Biedy.

Czułam jak mi oczy wilgotnieją. Użyłam całej swojej siły woli, by się przed nim nie rozpłakać. Nie chciałam beczeć, jak dziecko przed trzynastoletnim byłym bogiem. Nie mogłam mu pokazać słabości. Nie komuś takiemu.

Zagryzłam mocno dolną wargę i spojrzałam na niego z determinacją i całą odwagą, którą miałam w sobie. Nigdy nie posądziłabym siebie o taką waleczność.

– Nienawidzę cię – syknęłam hardo. – Ale dobrze. Mamy układ.

Wystawiłam w jego stronę dłoń. Pochwycił ją błyskawicznie i lekko uścisnął.

– Ile to potrwa?

– Nie wiem.

– Wiesz, jak wrócić do swojego boskiego tyłka?

Widziałam jak drgnęły mu usta, a oczy wracają do ciemnej barwy.

– Nie.

Westchnęłam z frustracji i się cofnęłam o krok.

Jak z dzieckiem, pomyślałam. A ile może mieć lat? Trzy tysiące?

– Czy ty wiesz cokolwiek? – sfrustrowana aż wyrzuciła w bok ręce.

– Hmm – mruknął. Wyglądał na bardzo zadowolonego siebie, co był wręcz irytujące, zwłaszcza, że wiedziałam z jakiego powodu. – Wiem, że jestem głodny. Chodźmy coś zjeść, mam portfel tego dzieciaka w kieszeni, może starczy na dwie kolację.

Zmarszczyłam brwi i po raz pierwszy byłam w takim stanie, że byłam gotowa go udusić gołymi rękami. Po tym wszystkim chce iść sobie na kolację?! Od początku podejrzewałam, że nie ma oleju w głowie, ale że aż tak?! Znając nasz szczęście jeszcze coś nas zje po drodze!

– Naprawdę? Będziemy jeść? A co później? Nakarmimy kaczki?

– Nie, kochana. Pójdziemy na Olimp. Trzeba zmierzyć się z Herą i naskarżyć Zeusowi. 

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz