Rozdział 55

409 51 9
                                    


Przysnęło mi się przed tym wyjątkowym telewizorem Hefajstosa. Siedzieliśmy wszyscy razem na miękkiej kanapie i oglądaliśmy jakieś bajki z Disneya, które wybrał Pol. Nikt się specjalnie nie kłócił, potrzebowaliśmy czegoś lekkiego, na odmóżdżenie. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziłam się w momencie, kiedy Herkules zabijał hydrę. Patrzyłam chwilę na starania bajkowego herosa, a moja głowa spoczywała na ramieniu Pola. Miał strasznie kościste ramię, tak w ogóle.

Zerknęłam na niego. Patrzył smętnie na Herkulesa i ewidentnie mu się nie podobała ta bajka. Może pamięta oryginalnego herosa i odbiega on od rzeczywistości? Nie zdziwiłabym się specjalnie.

Pamiętam, że jak byłam mała, to Herkules był moją ulubioną bajką animowaną. Uwielbiałam bohatera i chciałam być jak on. Chciałam być odważna, lubiana i bohaterska.

Albo to jakieś śmieszne nieszczęsne fatum, albo sama jestem sobie teraz winna.

Tyle że nie byłam ani odważna, ani lubiana. Była narwana, a większość świata mitologicznego chce mnie teraz zabić.

Wybitnie, no nie powiem.

– Nudzi mi się – powiedziałam w końcu, zwracając na siebie uwagę Pola.

Poprawił się na siedzeniu, ale nie strzepnął mojej głowy z ramienia.

– Mi też.

– Chyba brakuje mi agresji ze strony Aresa – mruknęłam, zerkając na niego z rozbawieniem.

Zmarszczył nos i spojrzał na mnie jak na idiotkę. Oczywiście wiedział, że żartuję, ale to nie powstrzymało go od powiedzenia:

– Jesteś masochistką.

Błysnęłam zębami i by zabić trochę czasu, ciągnęłam wątek dalej:

– Przynajmniej było ciekawie.

Prychnął.

– Taa...

Zerknęłam na chrapiącego Elię i opartego o niego Ikara. Wyglądali jak dwaj bracia zmęczeni po ciężkim dniu w szkole.

Byli śmieszni i słodcy. Chyba są coraz bliżej ze sobą.

– Ile minęło? – zagadnęłam, odciągając wzrok od śliniącego się Ikara i mokrej koszulki Eli.

– Królewna Śnieżka i Zaplątani – odpowiedział, a ja sobie policzyłam, że to ponad trzy godziny.

– Myślisz, że jeszcze długo to potrwa? – zapytałam, zerkając na wyjście gdzie gdzieś tam był Hefajstos ze swoimi cyklopami i robili mi broń.

– Nie wiem, ciężko powiedzieć – powiedział ,sięgając po orzeszki stojące na stoliku. – Hefajstos jest geniuszem, potrafi bardzo szybko zrobić prawdziwe cuda. Jednak broń jest wymagająca, musi być spersonalizowana pod ciebie. Nie wiem, albo zaraz albo nawet za trzy dni.

– Trzy dni? – powtórzyłam z niedowierzeniem.

Nie zamierzałam tutaj spędzić aż trzech dni.

– Prawdziwe miecze można robić nawet miesiącami. Wiesz, szlifować je, doskonalić i tak dalej.

Chwilę milczeliśmy.

– Tęsknie za Agatą – westchnął niespodziewanie.

Przypomniałam sobie ten złoty łuk, który się na mnie obraził i go nie poznał. Przyjrzałam się Polowi, jego mina była dziwna, tęskna. Może to prawda, że można się przywiązać się do własnej broni i traktować jak trzecią rękę.

Spojrzałam na Elię. Leżał w dziwnie wygiętej pozie, przygnieciony przez Ikara. Trzymał swoją nową broń jak misia.

Bylebym i ja nie skończyła z obsesją na punkcie własnej broni.

– Pamiętasz jak ty dostałeś Agatę? – zagadnęłam ciekawa. W sumie byłam tego ciekawa.

Zmieszał się, podrapał w policzek i zaczął:

– Och, to...

Ale nie dane było mu dokończyć i opowiedzieć, zapewne ubarwioną historię.

– GOTOWE! – rozeszło się tak potężnie, że aż wszystkie wnętrzności mi się zatrzęsły.

Niemal natychmiast stanęłam na nogi. Ja i Pol od razu skierowaliśmy się w stronę pracowni Hefajstosa, uprzednio każąc chłopcom zostać na miejscu i nie dotykać żadnych rzeczy boga.

Potwierdzili, ale i tak im nie wierzyłam, że będą grzeczni. Jak nic coś zepsują. Tyle że teraz bardziej obchodziła mnie moja nowa broń do obrony siebie i tych debili, niż kłopoty jakie mogą wyrządzić.

Pol mimo że nie musiał, poszedł wraz ze mną do pracowni Hefajstosa. Natychmiast uderzył nas podmuch gorąca, ale co się dziwić, jak parę metrów przed nami płynęła lawa.

Ja się dziwię, że jeszcze się nie stopiłam.

Dotychczas było słuchać odgłosy walenia młotem przez cyklopów. Teraz słyszałam tylko zadowolone mruknięcia, a wszyscy trzej cyklopi pochylali się ku wystawionej dłoni Hefajstosa.

– Spójrz na to cudo – zachęcił mnie jak weszłam.

Podeszłam bliżej i również spojrzałam na kawałek metalu wystawionego na grubej dłoni Hefajstosa.

Był to najprostszy metalowy nieśmiertelnik o czystej srebrno–złotej płytce, gdzie był ledwie widoczny podpis Hefajstosa, w postaci młota.

W pierwszej chwili myślałam, że coś się komuś pomyliło, że to pomyłka.

Jak broń bohatera XXI wieku może być naszyjnikiem? Kawałkiem blachy na łańcuszku.

Spojrzałam na boga, oczekując wyjaśnień, albo wybuchu śmiechu. Jednak on chwilę milczał, aż w końcu z uśmiechem powiedział:

– Musicie się poznać i zrozumieć. Ale jestem dumny z tego działa.

Wypiął dumnie pierś. Zachowywał się jakby ten nieśmiertelnik był jego dziełem życia.

– To jak nowy związek – szepnął do mojego ucha prześmiewczo Pol.

Z nieśmiertelnikiem, pomyślałam zgryźliwie, odbierając prezent od boga. Przyglądając się naszyjnikowi nie czułam nic specjalnego.

Był tylko jeszcze gorący od kucia przez Hefajstosa. Nie poczułam żadnego podniecenia, albo jakiegokolwiek pozytywnego uczucia. Oczekiwał coś w stylu potęgi Ekskalibura z Legendzie o Królu Arturze.

Poczułam się nawet lekko rozczarowana.

– Jak to działa?

– Nie wiem – powiedział całkowicie szczere Hefajstos, bardzo podekscytowany. – Dostosuje się do ciebie. Jak już mówiłem musicie się poznać.

Super. Wszystko wiadomo. 

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz