Pol był przez pół drogi naburmuszony, ja natomiast go ignorowałam, jak i greckie uwagi Ikara. Jakoś po akcji w jaskini nie chciałam wiedzieć o czym mówi.
Tak właśnie wyglądała nasza cała droga powrotna.
Dotarliśmy do świątyni Izydy przed zachodem słońca. Tak jak na początku tego pomysłu powrotu do Aseela, Pol nie był zachwycony, tak coraz bardziej się rozluźniał perspektywą jedzenia i miękkiego łóżka. Początkowo twierdził, że powinniśmy od razu skierować się z powrotem na Olimp, by zdać to Nieszczęście i udać się dalej na misję.
Ale ja chciałam znów zobaczyć Aseela. Chciałam odpocząć w bezpiecznym azylu, pod opieką kogoś komu ufam. Poza tym miałam pewność, że Ares się tu nie pojawi, bo to teren bogów egipskich, a ja się dowiedziała, że nie żyje z nimi zbyt dobrze.
Pol dał się namówić, a właściwie przestał jęczeć nieszczęśliwy, bo prawo głosu stracił niemal od razu naszej znajomości.
Zresztą, jak brać na poważnie piszczącego, histeryzującego i dramatyzującego pryszczatego dzieciaka, który twierdzi że jest wspaniały bogiem?
Naprawdę, trudno.
Wchodząc po schodach do głównego wejścia świątyni, zauważyłam, że na niebie rysuje się nie tylko pomarańcz, ale i róż.
– Ładnie – mruknęłam, zatrzymując się na sekundę.
– Re się popisuje – mruknął zazdrosny.
A ja spojrzałam na niego z rozbawianiem.
– Właściwie wytłumacz mi. Jak to jest z tobą i Heliosem? Kto tak naprawdę ma władze nad słońcem?
– Mam przygotowany wykład na ten temat...
– Skróć mi go. Chcę się tylko wykąpać i zjeść coś co zrobił Aseel – przerwałam mu bez żadnych skrupułów.
Skrzywił się, ale westchnął poddając się.
– Helios jest tytanem – zaczął dziwnie mrukliwie. – Kiedy my bogowie doszliśmy do władzy jego znaczenie się zmniejszyło. Ja jestem ważniejszy, ale oczywiście jego zadanie wznoszenia się na tym gratowatym rydwanie jest ważne. Mógłbym go zastąpić, ale mam lepsze zadania do robienia.
– Czyli ty jesteś twarzą, a on odwala całą robotę? – podsumowałam z rozbawianiem.
– Nie uznałbym tego tak brzydką – powiedział nadąsany, a ja się roześmiałam, bo jego reakcje były naprawdę dziecinne.
– Jasne, Pol – powiedziałam, przeskakując tych ostatnich parę schodków szybciej i wpadałam do chłodnej świątyni.
Zrobiłam parę kroków w głąb i pamiętając, że nie mogę iść dalej, gdyż to może być obraza dla Izydy, krzyknęłam:
– Aseel!?
Liczyłam, że wyjdzie w fartuszku, z chochlą i szeroko się uśmiechnie, mówiąc że cieszy się że jesteśmy cali. Naprawdę tylko tego oczekiwałam. Nie spodziewałam się, że wyskoczy z korytarza i rzuci się na mnie jak staruszki na przecenie karpi w Lidlu na święta.
Zanim zniknęłam w jego silnym uścisku, zauważyłam, że ma na sobie jakieś specjalne, śnieżnobiałe szaty i masę złotych ozdób.
Przycisnął mnie mocno do swojej piersi, a ja mimo że oparłam policzek o jego twardy złoty naszyjnik, nie pisnęłam ani słowem. Pachniał znajomo ziołami i jakimiś olejkami. Jak zwykle poczułam się wspaniale.
– Cześć, kruszyno – westchnął tak, jakby dotychczas wstrzymywał oddech. – Jesteś cała?
– Tak – mruknęłam, odwzajemniając ten mocny uścisk. – Dzięki za pomoc.
– Nic wielkiego nie zrobiłem, kochanie – cmoknął mnie w głowę jak małe dziecko. – Jesteś głodna?
Uśmiechnęłam się szeroko, zachwycona, że właśnie o to pierwsze zapytał.
– Tak – przytaknęłam, odsuwając się od niego delikatnie.
Skupiałam się głównie na Aseelu, ale kiedy dostrzegłam ruch kątem oka, natychmiast skupiłam się na obcym przybyszu, który do nas podszedł.
Była to kobieta, ale nie zwykła kobieta, jaką widziałam w tym mityczny, egipskim świecie. Miała śniadą, ale bledszą cerę niż Aseel. Czarne włosy do ramion był przeplatane złotymi ozdobami, mocny makijaż oczu i zdobiona bogato szata, jasno dała mi do zrozumienia, że to ktoś niezwykle ważny.
Miała ogromne, ciemne oczy, które wręcz mnie wywiercały na wylot. Miałam wrażenie, że wie o mnie wszystko.
– Och – zmieszałam się, domyślając się, że to jakaś bogini – dzień dobry. – I dygnęłam koślawo, domyślając się tylko, że tak wypada.
Uśmiechnęła się miękko, jakby wcale nie była dla niej obcą laską z greckiego świata.
– Cieszę się, że jesteś zdrową dziewczynką.
Zamrugałam, ale nie drążyłam. Już dążyłam zauważyć, że bogowie są dziwni.
– Tak, bardzo. – Obok mnie znikąd pojawił się Pol. – Cześć Izyda, pewnie ci już wszystko wyklepał, jak zawsze, co?
Spojrzała demonstracyjnie na Aseela, który go zignorował, skupiając się na poprawianiu mi włosów, które wiatr zmierzwił.
– Jak na kogoś kto ma takie problemy, jesteś zaskakująco bezczelny. – Chyba się wkurzyła, dlatego zareagowałam błyskawicznie.
Przywaliłam Polowi w brzuch, przez co jęknął i się zgiął.
– Ała! To bolało Maja – krzyknął piskliwie, z pretensją.
– Zamknij się, bo przyniesiesz kłopoty.
– Wcale nie!
– Wcale tak!
– Jak zwykle wzorowy z ciebie ojciec, Apollo. – Podeszła do mnie niespodziewanie i głaskając odchyliła mi głowę, przyglądając się mojej twarzy. – Przynajmniej córka ci się udała w swoim życiu – mruknęła, świdrując mnie wzrokiem. –Wiesz kochanie, że masz piegi?
Zamrugałam zmieszana, jej nagłymi słowami.
– Ma co? – wyskrzeczał Pol zaszokowany.
– Co ma? – sapnął zaszokowany Aseel i błyskawicznie chwycił mnie za twarz przyglądając mi się dokładnie. – Rzeczywiście! – Po czym roześmiał się z oczami pełnymi łez
A ja nie miałam pojęcia, co się dzieję.
Co takiego znaczą ta moje piegi, pojawiające się przez zbyt intensywne, pustynne słońce?
~*~
Tak jak wspominałam na tablicy ogłoszeń, być może nie będzie mnie za tydzień z nowym rozdziałem!
Ale to życie pokaże :) Trzymajcie się!
CZYTASZ
Boski Głupek
AvventuraDobra, słuchajcie. Ja naprawdę nie chciałam poznać boga i być wplątana w jego interesy. To było ostatnie co mogłabym sobie zażyczyć od świętego Mikołaja. Jednak, na moje nieszczęście, to na mnie trafił cały ten pogmatwany cyrk. To ja go znalazłam, n...