Rozdział 37

450 44 8
                                    



Pijący Pol był całkiem fascynującym zjawiskiem. Wypił już trzy butelki piwa i nie wydawało się, że ma zamiar przestać. Wyglądał na dziwnie zmarnowanego, jakby rzeczywistość go przerastała. Siedział niechlujnie, jak menel i pił ten alkohol jakby jutra nie miało być.

Co musiało się stać, jak spałam.

Zerknęła na Ikara, który beztrosko jadł. Widząc, że na niego patrzę, również na mnie spojrzał i uśmiechnął się głupio. Chyba nie miał pojęcia co się dzieje, jak ja. Taki to pożyje. Nie wiem czy ma w ogóle choć trochę stresu.

– Tutaj. – Przed nosem postawiono mi szklankę z ciepłym, słodkim mlekiem. Spojrzałam w górę wprost w szczęśliwą twarz mężczyzny. – Wypij dopóki ciepłe – powiedział, głaskając mnie po głowie. – Jeszcze ciepłe bułeczki! – dodał ucieszony i wręcz skocznie znów zniknął w kuchni.

Chwilę patrzyłam w miejsce gdzie zniknął, aż w końcu postanowiłam zacząć nurtujący mnie temat z Polem, który wyglądał na jeszcze bardziej nadąsany.

– Aseel zachowuje się jak nadpobudliwa mamusia do swojego małego synka. – Spojrzał na mnie błyskawicznie, ostrym błyskiem w oku. – To ma jakiś związek z tym, że jest kapłanem bogini płodności i macierzyńska?

Westchnął przeciągle, jakby naprawdę nie chciał tu być i ze mną rozmawiać.

– To trudny temat, Maja. Nie rozmawiajmy o tym.

Chwilę milczałam, patrząc na całego sztywnego Pola i wsłuchując się w szwendanie się po kuchni Aseela. Był bardzo energiczni i aż stąd wyczuwałam jego pozytywną i radosną energię.

– Czy Aseel stracił dziecko? – zapytałam w końcu, szybko, jakbym chciała wypluć te słowa ze swojego wnętrza. Ta myśl nie przestawała mnie nawiedzać.

Na początku poczułam ulgę z wypowiedzianego pytania, jednak zaraz się speszyłam, widząc gwałtowną reakcję Pola.

– Koniec, Maja! – wysyczał rozwścieczony. – Nie podejmuj tego tematu. Zwłaszcza przy nim.

Zmieszałam się. Nigdy nie widziałam tak złego Pola. Może rzeczywiście to bardzo traumatyczny i straszny temat? Zacisnęłam mocniej szczękę, trochę urażona, że na mnie tak krzyczy, ale może rzeczywiście nie powinnam nawet dotykać tego tematu?

– Przepraszam – powiedziałam w końcu, z niemałym trudem i skupiłam się na mleku.

Napiliśmy się zdrowego łyka w identyczny sposób, milcząc ciężko. Zaniepokojony tą ciężką atmosferą Ikar, spojrzał na nas i uczynnie zaproponował mi papkę, którą jadł. Pokręciłam rozbawiona głową. Był w swojej głupocie i niewinności słodki.

Byłam w połowie napoju, kiedy coś huknęło w kuchnie gdzie urzędował Aseel. Wstałam błyskawicznie, nawet nie myśląc. Nawet nie wiem jak, ale błyskawicznie znalazłam się w rozległej, beżowej kuchni, gdzie Aseel dotychczas przygotowywał jedzenie.

Teraz ledwo podtrzymywała się blatu kuchennego. Wyglądał tak jakby miał zaraz stracić przytomność.

– Wszystko w porządku?! – krzyknęłam zmartwiona, doskakując do niego.

Spojrzał na mnie błyskawicznie, trochę ze zmieszaniem. Złapałam go mocno za ramię, mimo że byłam dwa razy mniejsza i starałam się go podtrzymać. Nie chciałam dopuścić by mi tu upadł i sobie coś zrobił.

– Nic mi nie jest kochanie – westchnął, uśmiechając się do mnie lekko. Choć ja wyczuwałam jego niezręczność.

– Zasłabłeś – rozległo się ostro za mną. – To przez tą... chorobę? – powiedział z wahaniem.

Zmarszczyła brwi. Jaka choroba? A co ważniejsze, dlaczego nie jestem wtajemniczona?

– To nie była choroba – wysyczał wściekły, cały się jeżąc.

– Ale osłabiło ci ciało – upierał się przy swoim Pol.

– Nic mi nie jest, trochę za dużo aktywności i ekscytacji.

– Nie powinieneś biegać. – powiedział, a mnie jego uwagi bardzo dziwiły. Od kiedy Pol jest taki surowy i zmartwiony? Skąd to wszystko w ogóle wie? Aż tak blisko ze sobą byli? – W ogóle powinieneś się położyć.

– Nie rozkazuj...

– Ma rację – wtrąciłam się całkowicie zmartwiona. – Jeśli źle się czujesz... – zaczęłam zgadzając się wyjątkowo z Polem.

– Nic mi nie jest, kochanie – powiedział łagodnie, odsuwając się i pokazując mi, że sobie radzi.

Nie byłam przekonana. Dlatego wlepiłam w niego wzrok.

– Chcesz żeby cię takiego widziała? – Spojrzałam błyskawicznie na pryszczatego, zaskoczona o tym co mówi.

– Kto? – zapytałam zdezorientowana.

Może o tej Izydzie rozmawiają? Czy bogini daję niezapowiedziane wizyty w swojej świątyni? Czy Aseel nie może ukazać słabości? Dlaczego w ogóle jest taki słaby?

Z tego rozpędu pytań bez odpowiedzi, przerwało mi delikatne dotknięcie mojej głowy. spojrzałam na zmartwionego Aseela.

– Zjesz sama? – zapytał tak, jakby popełniał zbrodnie, że mi nie towarzyszyły. – Możesz się podzielić z Ikarem, jeśli chcesz.

– Okej – przytaknęłam zaskoczona.

Pogłaskał mnie jeszcze po włosach, z pewnym żalem i podszedł do Pola. Widziałam jak robi to z wielką niechęcią.

– Powinieneś iść spać – wtrącił się upierdliwie Pol.

– Przymknij się, Głupku – wysyczał.

– Nigdy nie znałeś swojego limitu – kontynuowała w zaparte, widocznie biorąc z tego satysfakcję.

Nic dziwnego że Aseel jest dla niego taki niemiły.

– Chyba już ci kiedyś mówiłem, żebyś nie zachowywał się jak zgred.

– Nie zachowuje się! – krzyknął z oburzeniem.

Patrzyłam jak odchodzą, czując dziwny ciężar tej sytuacji. Dlaczego czuję się tak dziwnie?

Ode chciało mi się jeść, tak w ogóle. 

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz