Rozdział 53

397 48 18
                                    



Wymierzył mi rękę, wymierzył mi dłoń, wymierzył mi wzrost, a nawet obwód głowy. Wszystko dokładnie, co do milimetra.

Notował to tak w ogóle. Miał stary zeszycik, w którym zrobił nawet mój mały szkic sylwetki. Siedziałam na stole, obserwując jego grube palce, które całkiem zwinnie ciągnęły ołówek po kartce. Hefajstos mimo dużej masy mięśni i niezgrabnego wyglądu, wydawał się nienaturalnie zwinny i zręczny.

Chyba dlatego tworzył takie cuda. Nie tylko techniczne ale i artystyczne.

Spisywał również moje przesłuchanie. Bo inaczej się tego nazwać nie dało.

– Uczulenia? – pytał śmiertelnie poważnie, a ja nie miałam bladego pojęcia w czym ma mu to pomóc.

– Nie mam – odpowiedziałam z przekonaniem.

Czy to nie tylko stworzenie ostrego przedmiotu z kawałka metalu? W czym ma mu pomóc takie informacje?

– Ulubiony kolor?

– Niebieski.

Odpowiadałam zgodnie z prawdą, gdyż już na wstępnie ostrzegł mnie, że to śmiertelnie ważne. Wszystko co mówię musi być prawdą.

– Pies czy kot?

No okej.

– Kot.

Więc odpowiadałam śmiertelnie poważnie.

– Mentora nie masz, tak? – Nawet nie zerknął na Pola, choć pomyślałam bym, że pomyśli o tym że to on może nim być.

Pol również nie zareagował. Może ojciec nie może zostać mentorem? Albo wszyscy wiedzieli, że się na niego nie nadaje.

– Nie – odpowiedziałam w końcu.

Spisał to oczywiście. Pokiwał głową, a ja się zastanawiałam dlaczego spisywanie jest takie ważne. Dlaczego Hera tak bardzo się upierała, by wypełnić moją ankietę? Czemu się zezłościła, że nie było mnie w bazie danych?

Spojrzałam na jednego z cyklopów stojącego przy rozgrzanym do czerwoności piecu. Natychmiast się speszył i uciekł jednym okiem w bok.

Był uroczy.

– Miesiąc urodzenia?

– Październik – odpowiedziałam natychmiast, ale co zaskakujące, tej informacji nie zapisał.

Nie zapisał tego i tylko posłał mi długie spojrzenie. Następnie zerknął na Pola, który bawił się jakąś złotą grzechotką.

Ten to jak sroka. Dotknie wszystko, co złote i błyszczące.

Dobrze, że jeszcze nie zepsuł.

– Apollo? – zwrócił na siebie uwagę Hefajstos. – Potrzebowałbym rzeczywistego miesiąca – zwrócił się do niego grubym głosem.

Pryszczaty zmarszczył nos i zaczął coś liczyć na palcach. Zdezorientowana spojrzałam na obu mężczyzn.

– Podobno nie wiesz nawet kim jest moja matka – wtrąciłam się z irytacją. – Skąd masz wiedzieć kiedy mogłam się urodzić?

Zerknął na mnie ostrożnie i posłał niewinny uśmiech.

On chyba nie...

– Kłamałem – powiedział tak po prostu, na co się wściekłam, a Hefajstos, jakby instynktownie, odrzucił najbliższy nóż na bok. – Poza tym jesteś letnią osobą, na pewno twoje dokumenty są fałszywe.

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz