Rozdział 44

460 42 15
                                    


Izyda narobiła sajgonu i odeszła, zostawiając mnie w łapach płaczącego Aseela i zaszokowanego Pola.

I to wszystko przez kilka piegów na nosie i policzkach! Gapili się na nie, jakby to były co najmniej macki o kolorze czerwieni spowodowane wirusem wypuszczonym przez kosmitów.

A przecież to były zwykłe plamki o wielkości milimetrów.

Siedziałam na kanapie w salonie Aseela i jadłam chleb wypieczony przez kapłana, a dwie głowy znajdowały się przede mną i gapili się na moją twarz.

Mojej próby odgonienia ich spełzy na niczym, byli niezwykle uparci w gapieniu się na moje piegi. Nawet je policzyli. Całe osiem. Trzy na nosie, dwa na prawym policzku trzy na lewym.

Aseel był szczerze wzruszony widokiem ich. Uwielbiałam go, ale to był naprawdę dziwny gość.

Wtedy właśnie zrozumiałam, że otaczają mnie same świry.

– Zawsze tak miałaś? – zapytał w końcu Aseel, kiedy się uspokoił.

Zerknęłam na niego spod byka, jedząc ten chleb. Był naprawdę dobry, miękki w środku i chrupiący na zewnątrz. Był tak dobry, że przebijał wszystkie wypieki mojej babci. A myślałam, że to niemożliwe.

– Tylko na ostrym słońcu – mruknąłem, przypominając sobie twarz po tym jak spędziłam tygodnie nad morzem na wakacjach z rodziną.

Nagle mnie uderzyło, że w ogóle o nich nie myślę i nie tęsknie. Jestem okropną córką. Potrząsnęłam szybko głowa. Nie mam czasu o nich myśleć. Muszę chronić siebie i Pola.

No i Ikara, który się napatoczył.

– Hmm – mruknął zaintrygowany Aseel, odgarniając mi włosy do tyłu.

– Co to znaczy? – zapytałam, kończąc jedzenie. – Zachowujecie się jak popaprani z powodu piegów – wytknęłam im bezlitośnie szczerze.

Na szczęście nikt się nie obraził. Pol przewrócił oczami przyzwyczajony, a Aseela chyba nic nie mogło urazić.

– Jesteś bardziej ludzka niż się wydaje – wyjaśnił Pol enigmatycznie.

No jasne, teraz wszystko rozumiem, pomyślałam sarkastycznie.

– To znaczy, że słoneczko cię kocha, kochanie – wtrącił się miękko Aseel, siadając obok mnie. – Ojej. Dam ci krem domowej roboty, jest świetny.

Nagle wstał i pobiegł do kuchni, widząc że skończyłam jeść. Ikar widząc, że idzie w stronę miejsca gdzie jest żarcie, poszedł za nim.

Przewróciłam oczami. Jak z psem. On naprawdę przypominał mi takiego niewinnego szczeniaka, chcącego się bawić, jeść i cię zaczepiać dla atencji.

– Tłumacz się – syknął na Pola, jak Aseel wyszedł.

Westchnął, ale przysiadł się do mnie, co chwilę zerkając na te piegi.

– Cóż. Myślałem, że masz tylko moje geny, a tu wychodzi, że coś tam po matce masz. To dobrze.

Zmarszczyłam brwi i przechyliłem lekko głowę w bok zaintrygowana.

– Czemu?

– Mieszanina genów zawsze jest dobra – tłumaczył cierpliwie. – A po twoim paskudnym charakterze wnioskuję, że to też jest po niej.

Zmarszczyłam nos, tym razem trochę zirytowana i zmieszana. To było dziwne, rozmawiać z nim o mojej biologicznej matce.

– Nadal nie rozumiem – przyznałam.

Boski GłupekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz